Rozdział 28.

365 32 14
                                    

On widząc orszak wkoło siebie mnogi,

Rzekł: „Odtąd ludziom będę prorokował,

Będę uśmierzał żale, zmniejszał trwogi,

Dajcie mi lutnię do słodkiego grania,

Kołczan, łuk, strzały, znamię panowania"."

Hymn do Apollona, Homer

Zbudził mnie trzask drzwi. Zaspany przewróciłem się na bok, ze zdziwieniem wyczuwając ciepłe ciało Apollina. Bóg słońca siedział na łóżku i z napięciem wpatrywał się w drzwi. Skoro on był obok, to kto hałasował?

    Gwałtownie podniosłem się do góry, obawiając się ujrzeć przed sobą gromadkę dziewięciu boginek, które postanowiły nas oglądać. Napotkałem jednak uradowane fioletowe oczy i szeroki uśmiech Afrodyty.

    Apollo momentalnie się rozluźnił. Do tej pory naiwnie wierzyłem, że wydarzenie z Eryniami było tylko kolejną przeszkodą – tak jak sprawa z Erosem i wojna Aresa. Coraz częściej jednak odnajdywałem w jego zachowaniu ślady, jakie pozostawiły po sobie boginie zemsty. Choćby to, że spał niezwykle płytko, a każdy dźwięk budził jego czujność.

    Nawet bóg potrzebował czasu na dojście do siebie.

- Ależ wy słodko razem wyglądacie – rozczuliła się Afrodyta.

    Chyba bardziej z przyzwyczajenia niż wstydu, naciągnąłem na siebie kołdrę.

- Mogłaś zapukać! - wytknąłem jej.

- To nie jest nic, czego wcześniej bym nie widziała – mrugnęła do mnie, a mi zabrakło słów.   

    Mówiła o męskim ciele, czy może to dwóch mężczyzn w łóżku nie stanowiło dla niej niczego nowego? Potrząsnąłem głową, by pozbyć się tych myśli. Nie chciałem pytać, bo jeszcze gotowa byłaby mi to opisywać.

    Apollo uniósł brew w geście rozbawienia.

- Co tu robisz, siostrzyczko? - spytał.

    Ku mojemu zaskoczeniu, bogini miłości położyła się w nogach łóżka
i podparła głowę ręką, wyciągając się na pościeli. Jej stopy oplatały wymyślne buty, które przypominały srebrną winorośl.

- Przyjechałam pomóc, oczywiście – uśmiechnęła się pięknie. - W końcu wesele lada dzień.

    Fakt, że w tym celu weszła do mojej sypialni i wyłożyła się na moim łóżku widocznie na nikim nie robił wrażenia, poza mną. Wychowywałem się z siostrami, ale nawet one miały swoje granice.

    Apollo ją zignorował. Wywrócił oczami i z powrotem zakopał się w poduszki. Mimo wszystko stare nawyki trudno było wyplenić, a on nie wstawał przed południem. Z racji że był bogiem słońca, uważałem to za całkiem zabawne.

- Oh, rozumiem skąd ten brak entuzjazmu – westchnęła. - Przepraszam, że nie odwiedziłam was w Delfach. Ani że nie odpowiedziałam na twoje modlitwy, Hiacyncie. Ja...mam obecnie trudną sytuację.

    Nawet o tym nie pomyślałem, zwyczajnie zapominając o wszystkim. Najważniejsze było to, że Apollo tu był, pościel pachniała jego zapachem, a ja wciąż czułem jego ciepło. Jakby myślał o tym samym, jego dłoń odnalazła pod kołdrą moją i delikatnie ścisnęła.

    Przeniosłem na niego wzrok, z niedowierzaniem zauważając, że on naprawdę znów zasnął. Pogłaskałem go po włosach i zawahałem się. Powinienem się ubraći zabrać Afrodytę w jakieś bardziej oficjalne miejsce, ale nie potrafiłem się przemóc, by wyjść z łóżka. Mogła sobie widzieć nawet tuzin nagich ciał, jednak mi było po prostu głupio.   

Historia pewnego kwiatu, który pokochał słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz