„Była dolina, droga bóstwu polowania,
Jodła i wzniosły cyprys wkoło ją zasłania.
W głębi drzew jest w opoce samotne ustronie;
Nie wykuły go w skale żadne ludzkie dłonie,
Ale natura, sztuki naśladując dzieła,
Z głazów, w łuk układanych, sklepienie rozpięta.
Tu spadając z szelestem, zdrój czysty, acz mały,
W dół, trawą wyłożony, sączył swe kryształy;
Tu w południe, znużona po łowach szczęśliwych,
Chłodzi członki w kąpieli bogini myśliwych"
Przemiany, Owidiusz
Musiało być już po północy, gdy nagle się przebudziłem. Do moich uszu doszło cichutkie skrzypnięcie, spowodowane uszkodzoną klamką i wiedziałem, że ktoś albo wszedł do pomieszczenia, albo z niego wyszedł. Prędko uniosłem się do góry, zauważając brak obecności Apolla. Fotel, w którym wcześniej czuwał, był pusty.
Szybko narzuciłem na siebie płaszcz i wyślizgnąłem się z pokoju. Boga jednak nigdzie nie było, co raczej nie powinno mnie dziwić. Zapewne opanował sztukę skradania do perfekcji. I chociaż ciekawość ciągnęła mnie dalej, zdrowy rozsądek słusznie mi podpowiadał, że chodzenie po zamku nocą parę godzin po próbie wrzucenia do lochu, raczej nie jest dobrym pomysłem.
Dopóki nie usłyszałem wycia wilków.
To nie mogły być zwykłe zwierzęta. Na pewno nie, zwłaszcza że brzmiały identycznie do tych, które jeszcze wczoraj słyszałem u boku Aresa. Pognałem do tego miejsca, sprawdzając, czy nikt nie próbuje mnie śledzić. Już na błoniach zorientowałem się, że nawet jeśli tym razem nie podąża za mną żaden człowiek, ściga mnie istota boska. Artemida wypadła na mnie nagle, praktycznie wyłaniając się z mroku. Przygwoździła mnie do ziemi, a jej kolano wbiło się między moje łopatki.
- Nie planowałeś chyba wchodzić do tego lasu sam? - syknęła do mojego ucha.
- Szukałem Apolla – wydusiłem, czując przy twarzy zapach ziemi i trawy.
Artemida westchnęła z irytacją.
- Mój brat nie chciał cię ponownie narażać – odpowiedziała ostro. - Ares bywa nieprzewidywalny.
Bardzo szybko wyczułem różnicę, z jaką o nich mówiła. Apollo był dla niej rodziną, stała za nim murem. Tymczasem Aresa postrzegała jako jednego z licznych krewnych. Cieszyło mnie, że za nim nie przepada.
- I dlatego kazał akurat tobie mnie pilnować? - spytałem, co, o dziwo, rozbawiło ją.
- Ja przynajmniej zabijam od razu – rzuciła, obrzucając mnie wzrokiem. - Jeśli dotrzymasz mi kroku, możesz iść.
Poruszała się szybko, lecz miałem wrażenie, że i tak daje mi fory. Po przejściu paru zawiłych ścieżek, wpadliśmy na Apolla. Chociaż musiał nas wcześniej usłyszeć, na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- Miałaś pilnować jego sypialni – obrzucił siostrę niecierpliwym spojrzeniem.
- Zanim dotarłam do zamku, on już przełaził przez korytarze. Tutaj król i tak go nie skrzywdzi – Artemida wzruszyła ramionami.
Czułem w piersi przyjemne ciepło na myśl, że przez cały ten czas dbał o moje bezpieczeństwo. Nie podobała mi się jednak jego wyprawa do lasu. Jeśli po raz kolejny knuł za moimi plecami, nie potrafiłbym mu wybaczyć ponownie.
CZYTASZ
Historia pewnego kwiatu, który pokochał słońce
RomanceWszyscy wiemy, jak to się skończy. Ale czy wiemy, jak to się zaczęło? Opowieść o Hiacyncie i Apollonie z nutką dramaturgii, odrobiną zbrodni i iskierką miłości, o jakiej nie piszą w mitologii. Pierwsza część Trylogii Zaginione Mity. 07.05.2022 #1...