Rozdział 17.

341 44 47
                                    

Miłość jest obrazem wojny.

Tchórze opuszczą jej znaki.

W słodkich obozach kochania

musisz znosić trud wszelaki.

[...]

Któż by z nas mógł się rumienić

idąc śladem Apollina.

Niechaj zrzuci pychę z serca

kto miłością żyć poczyna.

Sztuka kochania, Księga II, Pieśń VIII, Owidiusz


Bóg słońca leżał na zawalonym poduszkami łóżku. Miał na sobie jedynie ręcznik, a jego włosy rozsypały się na pościeli. Musiał brać kąpiel, co zapewne w normalnych okolicznościach przyprawiłoby mnie o rumieńce. Byłem jednak zdeterminowany.

- Długo cię nie było – rzucił na przywitanie.

    Po jego postawie widziałem, że jest niezadowolony.

- To dlatego, bo spotkałem Atenę – odparłem niby swobodnie. - A potem Eris.

    Apollo natychmiast podniósł się do pozycji siedzącej. Może nie powinno, ale dawało mi to jakiegoś rodzaju satysfakcję.

- Rozmawiałeś z nią? - spytał powoli.

    Gdy szedłem w stronę namiotu, miałem szczerą ochotę zrobić mu awanturę. Wiedziałem jednak, że właśnie dlatego Eris wszystko mi wyjawiła. Poza tym nie miałem pewności, ile z tego, co powiedziała, było prawdą. Za to byłem przekonany, że Apollo bez względu na wszystko byłby w stanie mnie ugłaskać, jeśli nietkliwymi przeprosinami, to jakąś przejmującą deklaracją, a mnie zapewne to by wystarczyło.

    Dlaczego więc nie pójść inną drogą i przy okazji czegoś nie zdobyć?

- Wpadliśmy na siebie w obozie – powiedziałem, nalewając sobie soku. - Chciała się z tobą spotkać. Wyglądała na wściekłą.

- Tak, tak – machnął ręką. - Atena tu była. Ale pytałem o Eris.

    Może gdybym nie znał jego intencji, pomyślałbym, że faktycznie w tej chwili martwi się o moje bezpieczeństwo.

- Oh, oczywiście – uśmiechnąłem się pod nosem. - Jest bardzo fascynująca. Mówiła mi o swoim pochodzeniu. Cieszy się z powodu bitwy.

- Tylko to? - bóg odetchnął z ulgą.

    Czułem się przez chwilę jak potwór, gdy słodkim tonem mówiłem:

- A no i jeszcze o tym, że wysłałeś ją do nas w dniu narady – kątem oka widziałem, jak zastyga. - Nawet mnie przeprosiła. To istne wyróżnienie...

- Przepraszam – szybko z siebie wydusił.

    Patrzył na mnie, jakby czekał na mój wybuch. Odwróciłem się jednak w jego stronę ze stoickim opanowaniem, co jeszcze bardziej go zaniepokoiło.

- Zamierzałeś mi o tym powiedzieć? - zapytałem zimno.

    Apollo wciąż się we mnie wpatrywał, nie bardzo wiedząc, jak powinien się zachować.

- Kiedyś na pewno – zapewnił mnie.

    Miałem nadzieję, że moja satysfakcja nie jest aż tak widoczna. Trudno mi było jednak ukryć mimowolnie gromadzącą się irytację. Jednego dnia zachowywał się dosłownie niczym mędrzec, inteligentny i przebiegły, drugiego miałem wrażenie, że rozmawiam z naiwnym dzieckiem.

Historia pewnego kwiatu, który pokochał słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz