Rozdział 29.

290 33 15
                                    

Śni mi się że pędzę cwałem

A u ramion skrzydła miałem.

Eros wpogoń za mną wali;

Nóżki twarde jak ze stali

Miał: dognawszy, przygniotł mnie.

Jaka wróżba w moim śnie?...

— Że choć nieraz w życiu całem

Sieć Erosa rozrywałem.

Teraz jednak przygnieciony,

Pozostanę bez obrony.

Sen, Anakreont

Po odejściu Eris w mojej głowie panował chaos. Miałem wrażenie, że jestem o krok od przebicia tamy, która blokowała moją pamięć, a jednocześnie nie przypomniałem sobie nic.

Przeszedłem cały zamek, ogrody i błonia. Pustka. W nagłym przebłysku nadziei wróciłem do pałacu i zacząłem wypytywać Argalusa o Zefira, lecz nie potrafił mi nic konkretnego powiedzieć. Podobno Zefir przepadł bez wieści.

To jeszcze bardziej mnie dobiło. Płakałem całe popołudnie, a gdy zaszło słońce, przepłakałem i wieczór. Wreszcie, wycieńczony szlochem i zażenowaniem z powodu własnej żałości, wziąłem w dłonie pergamin.

Wcisnąłem się w wnękę przy oknie, ze zdziwieniem zauważając zwęglone ślady na drewnie i zasłonach. Wspaniale, urządziłem sobie tutaj ognisko.

Moja ręka zawahała się, gdy uniosłem węgiel. Pokręciłem głową. Kimkolwiek był tamten Hiacynt, musiał być zwyczajnym wariatem. Umowy z boginią niezgody, jak to w ogóle brzmiało. Niedorzeczność! I cały ten ślub, przecież to brzmiało niczym nieśmieszny żart. Nic dziwnego, że Laodamia i mama mnie znienawidziły, a służba nagle zaczęła czuć przede mną respekt.

Odetchnąłem głęboko i nagle zdałem sobie sprawę, że automatycznie moja dłoń nakreśliła szkic. Była to niezwykle symetryczna twarz o ostrych kościach policzkowych. Duże szafirowe oczy patrzyły na mnie wesoło, a miękkie usta rozciągały się w uśmieszku, przy którym pojawiły się dołeczki. Z mojej piersi wyrwało się westchnięcie.

Zaraz. Skąd wiedziałem, że te oczy są niebieskie? Skąd wiedziałem, jakie są te usta? Gdzieś w odmętach pamięci wracał do mnie ich dotyk, ich smak... Patrzyłem na rysunek i czułem, jak ciepłe dłonie owijają się wokół mnie, wsuwają pod szatę, gładzą skórę. Jak te usta wędrują po mojej szyi i pozostawiają na niej czerwone ślady.

Zadrżałem. Moje policzki paliły.

Czy coś takiego mogło się naprawdę wydarzyć? Musiało, bo przecież nie bez powodu takie myśli znalazły do mnie drogę. Ale czy ja...z tym mężczyzną? Nigdy nie interesowały mnie kobiety, lecz nie sądziłem, bym był w stanie odważyć się na przyznanie do tego.

Kochanek. To było takie nieodpowiednie. Takie zawstydzające.

Nieśmiało przyjrzałem się obrazkowi. Węgiel w moich dłoniach zadrżał. Ostrożnie, jakbym się obawiał, że mój szkic zaraz pokryje się ogniem, nakreśliłem lekko rozwiane włosy, które delikatnie kręciły się na karku. Niemal czułem, jak wplątuję w nie palce i zaczynam za nie ciągnąć. Moje dłonie zacisnęły się w pięści, a węgiel pękł.

Z ociąganiem ześlizgnąłem się z okna i zacząłem zbierać ciemne drobinki z ziemi. Kiedy podnosiłem się z klęczek, coś błysnęło przed moimi oczami. Na regale, wciśnięta w znane mi książki, lśniła złota okładka. Z zainteresowaniem sięgnąłem po nią.

Historia pewnego kwiatu, który pokochał słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz