„Miłostki! Muzy zwabiajcie!
Muzy! Miłostek wołajcie!
Nucąc myślę o kochaniu,
A kochając o śpiewaniu,
Bo śpiew balsam na kochanie,
Miłość balsam na śpiewanie."Miłostki! Muzy zwabiajcie!..., Bion ze Smyrny
Stanąłem przed dużymi, dębowymi drzwiami, które niepewnie pchnąłem. Pierwsze co mnie uderzyło, to dziesiątki zwojów materiałów zwieszających się z każdej możliwej przestrzeni. Wszędzie można było dostrzec przeróżne odcienie bieli i złota, ale zdarzały się także czerwienie, fiolety czy błękity.
- Oh, jak dobrze! Niezwykle się cieszę z twojej obecności, książę- odezwał się kobiecy głos. Zza jednej z kotar żółtej satyny wyłoniła się kobieta o rudych włosach. - Proszę zająć miejsce przed lustrem, zaraz wszystkim się zajmę.
Zapewne była nadworną szwaczką, którą przydzielono do zajęcia się moim ubiorem.
- Masz jakieś zachcianki, wasza wysokość? - spytała z iskierkami w oczach. Musiała kochać swoją pracę. - W końcu to twoje urodziny!
Myślałem nad tym od kilku godzin i wciąż nie potrafiłem się zdecydować. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, szukając jakiegoś natchnienia, gdy nagle mój wzrok spoczął na czerwonym szezlongu. Apollo w najlepsze się na nim wylegiwał, wrzucając sobie winogrono do ust. Przed nim jakaś zarumieniona dziewczyna przedstawiała chlamidy. Omal nie wywróciłem oczami.
- Chcę coś związanego z niebem – zadecydowałem.
- Oh, a więc próbujemy przypodobać się Zeusowi? - kobieta zaśmiała się dźwięcznie.
Albo któremuś z jego dzieci, pomyślałem, obserwując jej działania.
Po godzinie miałem dość, zwłaszcza że bóg słońca skończył już swoje przygotowania i czekał tylko na mnie.
- Zefira nadal nie ma? - zagadnął mnie, gdy podczas krótkiej przerwy pożerałem bułeczki maślane z konfiturą.
Policzki miałem wypchane niczym jakiś gryzoń, dlatego pokręciłem jedynie głową.
- Nie żałuję, że go nie ma – oznajmiłem, przełykając posiłek. - Widocznie tak miało być.
Tak naprawdę wciąż miałem nadzieję, iż się pojawi. Jeszcze nigdy nie opuścił moich urodzin. To był jedyny dzień w roku, który naprawdę lubiłem i wyczekiwałem go, a on doskonale o tym wiedział.
- Masz prawo być zawiedziony – odparł Apollo, chowając się za jeden z parawanów. - To twoje święto.
- Najprawdopodobniej i tak by je zniszczył – mruknąłem, wracając na swoje miejsce. Potrzebowałem jeszcze tylko kilku poprawek. - Od początku wygadywał niestworzone historie na twój temat. Był uprzedzony wtedy, teraz pewnie byłoby tylko gorzej.
- Powinienem pytać?
Zawahałem się. Może należało powiedzieć mu o tym wcześniej, kiedy wokół nie znajdowało się tak wiele służby. Wystarczyło parę słów, by któreś z nich zaczęło plotkować na ten temat i przyniosło więcej szkód, niż to warte.
- Później ci powiem – obiecałem.
Mój strój był już gotowy. Krótka szata miała kolory bieli, fioletu i złota, które przeplatały się ze sobą, tworząc wrażenie rozświetlonego słońcem nieba. Z mojego ramienia spływała biała peleryna, którą utrzymywała złota brosza w kształcie kwiatu.
- Niczym młody król – westchnął Apollo, a rudowłosa szwaczka potaknięciem zgodziła się z nim.
Sam miał na sobie ciemnozłotą zbroję, a pod brodą zapięty niebieski płaszcz. Jego głowę zdobił pomalowany złotą farbą laur, ten sam, który parę dni temu założyłem mu na polanie. Mogłem wyglądać jakkolwiek, ale to on był tutaj chodzącą perfekcją.
CZYTASZ
Historia pewnego kwiatu, który pokochał słońce
RomanceWszyscy wiemy, jak to się skończy. Ale czy wiemy, jak to się zaczęło? Opowieść o Hiacyncie i Apollonie z nutką dramaturgii, odrobiną zbrodni i iskierką miłości, o jakiej nie piszą w mitologii. Pierwsza część Trylogii Zaginione Mity. 07.05.2022 #1...