„Tak czynią nowe bogi w ten dzisiejszy czas!
Na krwawym tronie siedzą, w ciemną noc
Spychają prawa moc.
Zguba zgub: krew u stóp
I we krwi pępek ziemi, cny ołtarny głaz
Skalan bezbożnie obrzydłą posoką"
Święto pojednania, Ajschylos
Drewniany miecz wyleciał z mojej dłoni i z żałosnym stukotem upadł na ziemię. Chwyciłem swoje przedramię, instynktownie próbując złagodzić przeszywający je ból. Następny cios spadł na moje nogi. Nie miałem szansy zareagować. Natychmiast poczułem, jak coś twardego zderza się z moją łydką.
– Jestem przecież bezbronny! – zawołałem oskarżycielsko, za co zarobiłem kolejne uderzenie po nogach.
– Więc się uzbrój! – rzucił Cynortus.
Cudem udało mi się wyminąć wymierzony we mnie atak. Mój unik był jednak nieudolny, a ruchy raczej mało płynne. Chociaż pochwyciłem swoją broń, nie zdążyłem ponownie się osłonić i miecz mojego brata dźgnął mnie prosto między łopatki. Zawyłem, padając na ziemi. Wokół mnie wzniosły się tumany pyłu.
– Myślę, że tobie to sprawia przyjemność – wyplułem te słowa razem z piaskiem, który osiadł na moich wargach.
– Jasne – Cynortus był jeszcze bardziej zirytowany niż ja. – Wprost uwielbiam tracić czas na nieprzynoszące efektów próby nauczenia cię czegokolwiek pożytecznego.
Na pewno uwielbiał mi o tym przypominać. Nienawidziłem tych treningów, a już szczególnie nienawidziłem, kiedy to mój brat przychodził mnie uczyć. Nie zdarzało się to za często, ale wystarczyło, by mój nauczyciel, sędziwy weteran wojenny, wyjechał w sprawach rodzinnych i to przeważnie Cynortus go zastępował.
I niewątpliwie mu to ubliżało.
Uniosłem się z ziemi, otrzepując ubranie. Moja ręka pulsowała tępym bólem, nogi drżały od silnych uderzeń. Z pewnością miałem niedługo ujrzeć siniaki.
– Dość na dziś – oznajmiłem, zdobywając się na stanowczy ton. – Jestem zmęczony.
– Nie ćwiczymy więcej niż dwie godziny! – brat zjechał mnie pełnym politowania wzrokiem. – Ciekawe, co zrobisz na polu bitwy, gdzie potyczka czasem zajmuje cały dzień.
Było to dobre pytanie, na które nie znałem i nie chciałem znać odpowiedzi. Jako książę Sparty, a więc polis lubującego się w bitce i przemocy, powinienem wojnę mieć we krwi. Nawet jeśli pochodziłem z rodziny królewskiej – albo może szczególnie jeśli z niej pochodziłem – moim obowiązkiem była walka za ojczyznę. Całkiem zabawne, bo ja ani nie potrafiłem używać broni, ani nie czułem chęci przelewania krwi. Powiedzieć, że gardzę tymi ludźmi, nie byłoby aż tak wielkim kłamstwem.
– Wciąż się nie poddajesz? – dobiegł mnie inny, kobiecy głos.
Pytanie było skierowane do Cynortusa, zadane przez jak się okazało Polybolę. Przechadzała się wzdłuż placu, obiema dłońmi trzymając swoją szmaragdową suknię, aby ta się przypadkiem nie zakurzyła. Nie zauważyłem, w którym momencie się zjawiła.
– Łudzę się, że to coś da – burknął tonem pełnym wyrzutu. – Wolałbym szkolić ciebie, niż jego.
Nie wiedziałem, co ubodło mnie bardziej – jawne ubliżanie mi, czy mówienie o mnie tak, jakbym nie stał dosłownie krok od niego.
![](https://img.wattpad.com/cover/230179325-288-k740712.jpg)
CZYTASZ
Historia pewnego kwiatu, który pokochał słońce
RomanceWszyscy wiemy, jak to się skończy. Ale czy wiemy, jak to się zaczęło? Opowieść o Hiacyncie i Apollonie z nutką dramaturgii, odrobiną zbrodni i iskierką miłości, o jakiej nie piszą w mitologii. Pierwsza część Trylogii Zaginione Mity. 07.05.2022 #1...