Rozdział 32.

405 38 32
                                    





Bożek władnący na Cyncie,

Odurzał po Hijacyncie;

Wyśledza w sztuce sposobu

Kochanka zbawić od grobu,

Próżno od śmierci napaści,

Ranę mu nektarem maści.

Wszelkie lekarstwa bez siły,

Nie ożył Hijacynt miły."

O Hiacyncie,  Bion ze Smyrny

Wesele Laodamii i Ponosa odsypialiśmy aż do południa, by parę godzin później ucztować w pałacu pana młodego na poprawinach. Gdy wróciliśmy do Sparty, byłem wyczerpany. A to nie był koniec niespodzianek.

    Podczas naszej nieobecności na dworze wybuchł bunt, którego tak bardzo obawiał się mój brat. Choć skutecznie zdławił rebelię, zaraz potem musiał stawić się w każdym polis, by przedstawić swoją politykę i na nowo zawrzeć poszczególne sojusze. A ja musiałem go zastępować. Miałem wrażenie, że cały kraj to nie w chaosie, lecz mój własny, mały świat wreszcie stał się stabilny. Byłem księciem drugim w kolejce do tronu, który przyjaźnił się z bogami, a więc w końcu zaczęto się ze mną liczyć. Najważniejsze jednak było to, że bez żadnych przeszkód mogłem być z Apollinem.

    To był zdecydowanie długi miesiąc, który spędziłem na bieganiu, darciu się i sypianiu po zaledwie parę godzin dziennie. Nawet nie próbowałem sobie wyobrażać, jak niemożliwe stałoby się nadzorowanie dworu, gdyby nie pomagał mi bóg słońca. Jego drobne perswazje, hipnotyczne bale i czuwanie nade mną z pewnością ratowały mi życie.

    Argalus jednak w końcu wrócił, dzięki czemu mogłem nareszcie oddać się zasłużonemu odpoczynkowi. Słońce delikatnie łaskotało mnie po twarzy, gdy leżałem wyciągnięty pomiędzy kolanami Apolla, wspierając głowę na jego piersi. Niedawno panowała wiosna, teraz mieliśmy już środek lata. Odetchnąłem głęboko, wciągając zapach kwiatów.

- Coś mało mówisz, jak na ciebie – stwierdziłem, mrużąc oczy przed słońcem.

- Chce mi się spać – odparł wymijająco, jednak ja wiedziałem, że zaraz dowiem się o jakimś istnym dramacie, który go trapił.

    Nie kazał mi długo czekać.

- Oh, bo to wszystko wina Artemidy! - zawołał, a jego dłonie wystrzeliły nad moją głowę w gwałtownym gestykulowaniu. - Nie mogę uwierzyć, że wymykała się nocą z pokoju.
P o  r a z k o le j n y!

    Ta historia z pewnością każdego mogła zaszokować. Artemida jednak niespecjalnie przejmowała się plotkami, a już na pewno nie przejmowała się swoim bratem, który zdecydowanie nie potrafił poukładać sobie w głowie jej wyborów.

- Ja nie mogę uwierzyć, ze postanowiłeś czatować na nią całą noc. Gdzie się tym razem schowałeś, za gobelinem Aresa?

- Może... - Apollo zarumienił się. - Nie mówimy o mnie! Lubię Argalusa, ale to przesada!

    Niewątpliwie byli specyficznym rodzeństwem. Jednak mimo wszystko, cieszyłem się z jej wyboru. Wydawało mi się, że Artemida w końcu naprawdę korzysta z życia. Śmiertelniczkę za złamanie ślubów spotkałoby wygnanie, jeśli nawet nie śmierć. Ona była jednak boginią, do tego na tyle potężną, że nikt nie odważyłby się podnieść na nią ręki. Jej rodzina mogła z niej kpić, lecz nic poza tym. Zresztą, sądząc po ich trybie życia, za kolejne sto lat i tak prawdopodobnie o tym wszystkim zapomną.

- Nie jestem pewien, czy ty się o nią troszczysz, czy jesteś raczej zazdrosny – oznajmiłem rozbawiony, co jego niezwykle oburzyło.

- Oczywiście, że się troszczę! - burknął. - Ale powinna spytać mnie o zdanie.

Historia pewnego kwiatu, który pokochał słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz