Epilog

552 49 36
                                    

Oto się już pozbyłeś ciała i nieśmiertelną

Duszę wyrwałeś z grobu, by wejść do świata dajmonów:

Wdzięk tu panuje i piękno, miłość i luba tęsknota

Pełna czystego wesela, bo ambrozyjskie ją zdroje

Sycą wciąż z boskiej krynicy i eter słodki owiewa.

Idziesz, gdzie siedzą dwaj bracia, Dzeusa złote potomstwo

Minos i Radamantys, a z nimi i Ajakos prawy.

Tutaj moc święta Platona i Pitagoras cudowny,

Tutaj radość wieczysta, tu już wśród świętych dajmonów

Zżujesz z swej duszy więzy bolesnych żywotów..."

Pieśń o Podziemiach, Porfiriusz

Słyszałem śmiechy. Cichutkie chichoty, jakby wokół mnie znajdowały się dzieci. Ktoś dotknął moją rękę, czyjeś palce zmierzwiły mi włosy. Jakaś odważna istotka złożyła lekki pocałunek na moim czole. Może powinienem czuć panikę, lecz śmiechy były na tyle wdzięczne, że opuściły mnie wszystkie obawy. Jeśli tak miał wyglądać Hades, nie miałem powodu, by narzekać.

- Jest taki śliczny – westchnął jakiś wysoki głosik, tuż przymoim uchu. - To na pewno śmiertelnik?

- To książę – odparł ktoś inny, rzeczowo i pewnie, wywołując podniecone szepty. - Mówiłam już wam.

Chłodna dłoń obróciła na bok moją głowę, zostawiając na skroni mokry ślad. Szron może? Nie mogłem otworzyć oczu, co frustrowało mnie najbardziej.

- Na Zeusa! - zawołała jakaś inna istota. - Nic nie ma!

Podekscytowanie zdawało się od nich wprost promieniować. Ktoś wybiegł z pokoju, ktoś inny uniósł mnie nieco na poduszkach. Byłem już zmęczony, chociaż przed chwilą dopiero się obudziłem.

To że ktoś nowy przybył, poczułem po zapachu. Wcześniejszą kwiatową mgiełkę rozdarł wyraźny zapach lasu. Inny, dusząco różany, dotarł do mnie chwilę później, by na końcu pomieszczenie całkowicie wypełniła ziołowa nuta.

Moje serce zabiło dwa razy mocniej. Gdybym tylko mógł, zacząłbym płakać z powodu ulgi i szczęścia. On tu był. A z nim najwidoczniej przybyły również boginie.

- Zajmowałyśmy się nim, tak jak codziennie – trajkotała ta o zimnych palcach. - Blizna zniknęła!

Powietrze momentalnie stało się o kilka stopni cieplejsze. Rozgrzane dłonie objęły moją twarz, a ja nie miałem pojęcia, jakim cudem żaden dźwięk nie wyrwał się z moich ust.

- Naprawdę zniknęła – szepnął z przejęciem Apollo.

- Kochane, cudownie się spisałyście, ale teraz nas zostawcie – Afrodyta klasnęła
w dłonie.

Boginki szybko wymknęły się z pokoju. Materac, na którym leżałem, ugiął się pod ciężarem Apollona, gdy ten usiadł obok mnie i ułożył sobie moją głowę na kolanach.

- To znaczy, że zdrowieje, prawda? - spytał, a jego niepewny głos łamał mi serce.

Był bogiem lecznictwa i uzdrawiania, lecz sam już widocznie nie wierzył w swoje własne osądy. Przerażało mnie, jak kruchy się stał. A jednocześnie moje uczucia do niego wzbiły się ponad skalę, gdy zrozumiałem, że to przeze mnie tak bardzo się zamartwia. Gdybym tylko mógł go pocieszyć...

Historia pewnego kwiatu, który pokochał słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz