3 grudnia

452 22 4
                                    

 Czas w pracy następnego dnia dłużył mi się niemiłosiernie. Była dopiero godzina dziewiętnasta, a ja już miałam dość. W czarnej sukience i białym fartuszku biegałam i obsługiwałam po kolei klientów naszej kawiarni. Włosy związane w luźnego koka podskakiwały z każdym moim krokiem.

Całość wnętrza była urządzona w dość przytulny sposób. Wnęki w oknach zostały zaadaptowane na siedzenia, przed nimi znajdowały się stoliki z krzesłami. Na wprost wejścia lada za którą obecnie zasiadała moja osoba.

Gdy tylko usiadłam na krześle, schowanym za ladą moim oczom ukazała się postać Ernesta. Właśnie wchodził do środka, na mój widok uśmiechnął się, zdjął płaszcz. Następnie odwiesił go na wieszak, po czym usiadł na krześle przy barze.

— Hej śliczna — przywitał się miło.

— Cześć — odparłam, zeskakując z mojego krzesełka.

— Podać coś? — zapytałam, od razu wolałam, żeby szefowa nie uznała, że się obijam.

— Może być kawa — brunet posłał mi znowu taki rozbrajający uśmiech.

— Ok, więc kawa. Jaka? — zapytałam, podchodząc do ekspresu.

— Obojętnie, byle mocna — zaśmiał się cicho.

— Ok, jedna mocna kawa dla ciebie — powiedziałam, wciskając przycisk na urządzeniu.

Kątem oka spojrzałam na niego. Miał dzisiaj na sobie zwykłą granatową bluzę z kapturem, roztrzepane włosy, mogły sprawiać wrażenie, jakby dopiero podniósł się z łóżka. Jednak ja byłam wręcz pewna, że znajduje się na nich przynajmniej tona żelu.

Zauważyłam jeszcze jedną rzecz, pod oknem siedziała grupka dziewczyn w nastoletnim wieku. Nie wiem ile miały dokładnie lat szesnaście, może czternaście. Naprawę trudno było to określić przez tapetę na ich twarzy. Jednak ciągle zerkały tylko ku chłopakowi, jakby był co najmniej jakimś bóstwem.

— Proszę — położyłam filiżankę kawy przed Erikiem.

— Dziękuję, ile jestem winny? — zapytał, szukając portfela w kieszeni.

— Trzy funty — odparłam, nabijając rachunek na kasę.

— Proszę — podał mi odliczoną kwotę, którą schowałam do kasetki.

Wyglądał dzisiaj trochę inaczej, niż zapamiętałam go z wczorajszego dnia. Był zmęczony, to było widać na pierwszy rzut oka, dlatego też dziwiłam się, że jednak mimo wszystko pojawił się w mojej pracy.

— Ciężki dzień? — zapytałam, siadając na krzesełku za barem.

— Tak — zapatrzył się w kawę, upił łyk, po czym powiedział:

— Miałem dzisiaj poranny dyżur, potem kumpel zadzwonił czy go nie zastąpię i faktycznie ze szpitala wyszedłem dopiero około szesnastej — potarł zmęczone oczy.

— To może lepiej powinieneś zostać w domu? — zaproponowałam cicho.

— Po co? Wolałem spotkać się z tobą. Poza tym mam jeszcze tylko dwadzieścia dwa dni — uśmiechnął się chytrze.

— Pff i tak ci się nie uda — poderwałam się z miejsca, ponieważ zauważyłam, że właśnie ktoś wszedł do kawiarni i zajął stolik z tyłu pomieszczenia.

— Za chwilkę wrócę — rzuciłam, kierując się w stronę pary.

Zbierając zamówienie, ciągle zachodziłam w głowę, po co przyszedł tutaj. Przecież ledwo stał na nogach, na pewno wolał posiedzieć w spokoju w domu, niż przychodzić do głośnej kawiarni.

Gorąca czekoladaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz