14 grudnia

360 25 0
                                    

 Stałam przy oknie z kubkiem herbaty. Za szybą wciąż padał drobny śnieg. Z jednej strony było to bardzo magiczne, z drugiej momentalnie robiło mi się zimno. Wciąż pamiętałam przecież noc, spędzoną na parkowej ławce. Miałam szczęście w nieszczęściu, że to właśnie tamtędy Erik szedł do pracy. Inaczej pewnie było by ze mną dużo gorzej.

— Emily marsz do łóżka — poczułam, jak brunet narzuca na moje ramiona gruby koc.

— Przecież już nic mi nie jest — zauważyłam, odwracając się do niego przodem.

— Tak? — zapytał, przykładając dłoń do mojego czoła.

— No, rzeczywiście gorączka spadła — zauważył, zabierając zimne palce z mojej skóry.

— Ale i tak powinnaś jeszcze odpoczywać — złapał mnie za ramiona i lekko popchnął w stronę łóżka.

— Zachowujesz się jakbyś był moją mamą — westchnęłam, wślizgując się pod pierzynę.

— Ktoś musi — rzekł ten, siadając obok mnie.

— Ale czemu to musisz być ty? — byłam nadal dość osłabiona, marzyłam tylko o śnie.

— A widzisz innych kandydatów? — zaśmiał się cicho, poprawiając mi pościel.

— Nie, ale i tak ja wygram zakład — przymknęłam oczy.

— Oczywiście myszko, że ty wygrasz — czułam jak głaskał mnie delikatnie po włosach.

Pod wpływem jego głosu, oraz dotyku zasnęłam momentalnie. Nadal sama przed sobą nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Tak bardzo chciałabym być kochana, jednak ten zakład był dla mnie ważniejszy. Przynajmniej w tamtym momencie.

Gdy się obudziłam był już późny wieczór. Otulona ciepłym kocem, pomaszerowałam do salonu. Było strasznie cicho, aż zaczęłam się zastanawiać czy czasami nie jestem sama w mieszkaniu.

Gdy byłam już o tym przekonana, zastałam w kuchni Erika. Właśnie robił kanapki, które następnie ustawiał na wielkim talerzu.

— Jak się czujesz? — zapytał, gdy mnie zauważył.

— Już trochę lepiej — odparłam cicho, siadając przy stole.

— Cieszy mnie to — posłał w moją stronę słaby uśmiech.

— Chyba niedługo będę mogła wrócić już do domu — przyjęłam od niego kubek cieplej herbaty.

— O czy ty mówisz? — położył przede mną talerz z kanapkami, po czym zasiadł po drugiej stronie stołu.

— Nie chcę być dla ciebie ciężarem — zauważyłam cicho, wpatrując się w blat stołu.

— A czy ja kiedyś powiedziałem, że jesteś dla mnie ciężarem? — spojrzał na mnie uważnie.

— Nie, ale ja tak się czuję — ciepły napój ogrzewał moje dłonie.

— To się lepiej tak nie czuj — był zły, widziałam to po nim.

— Łatwo ci powiedzieć — mruknęłam cicho upijając łyk herbaty.

— Tak łatwo, ale łatwo jest też to zrobić — spoglądał na mnie uważnie.

— Nie po to zabierałem ciebie z tamtego domu, aby znowu znaleźć ciebie kiedyś na ławce w parku — mówił niby spokojnie, jednak ja widziałam w jego oczach jakąś złość i żal.

— Nie musiałeś tego robić.

— Ale chciałem — gwałtownie wstał i skierował się do salonu.

— Zrobiłem to bo chciałem, nie mógłbym zostawić ciebie samej — podniósł z sofy torbę.

Dopiero teraz zauważyłam, że nie miał ona na sobie swoich co dziennych ubrań. Tyko te bardziej wyjściowe. Podchodząc jeszcze raz do nie i stając za mną, przytulił mnie lekko. Wtedy do mojego ucha wyszeptał:

— Nigdy nikt nie będzie mi mówić, co mam robić. Jednak obok ciebie nie potrafiłbym przejść obojętnie. Jesteś moim gościem i chcę, abyś się tak czuła. Teraz muszę wyjść do pracy, ale rano jak wrócę chcę abyś tutaj była, rozumiesz?

Gdy nieznacznie pokiwałam głową, ten cmoknął mnie lekko w policzek, następnie życzył dobre nocy i czym prędzej opuścił mieszkanie.

Ja nadal byłam w szoku. Miałam być jego gościem? Ja? Zwykła dziewczyna z przedmieścia? Chyba coś mu się pomyliło. To było nie do przyjęcia. Wiedziałam, że prędzej czy później i tak wrócę do babci i ciotki. Nie mogłam zostawić staruszki samej.

Tak rozmyślając zabrałam talerz z kanapkami i skierowałam się do salonu. Tam usiadłam wygonie na sofie i oglądając swój ulubiony serial zajadałam się kapkami przygotowanymi przez chłopaka.

W sumie nawet mogłabym zostać tutaj— pomyślałam rozglądając się po wnętrzu.

Pomimo, że mieszkanie zamieszkiwał tylko facet, było bardzo przytulne. Poza tym dbał o mnie. Działo się to po raz pierwszy od czasu śmierci moich rodziców.

Oni gdy jeszcze żyli, zawsze chcieli dla mnie najlepiej. Potem jednak trafiłam pod opiekę zwariowanej ciotki, musiałam bardzo szybko dorosnąć. Może nie byłby to takie złe, gdyby nie wyrzucała mnie z domu co jakiś czas. Mogłam za nią pracować, jednak nie znosiłam upokorzenia, gdy po raz kolejny byłam zmuszona nocować na ławce w parku.

Ernest by na to nie pozwolił — taka myśl przeleciała mi przez głowę. Nie pozwoliłby, abym po raz kolejny spędzała samotnie noc jak bezdomna. Chociaż taka w sumie byłam. Nie miałam swojego miejsca w świecie. Po wygraniu zakładu, miało się to w pewien sposób zmienić. Przynajmniej odrobinę miało wzejść słońce.

Pod wpływem emocji, chwyciłam za komórkę i wybrałam numer Erika. Źle się czuła, że wyszedł z domu w takim humorze. Jeszcze gorzej się czułam, że to ja go spowodowałam.

Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał, już pomału przestawałam mieć nadzieję, ze brunet w końcu odbierze telefon. Jednak gdy miałam się rozłączyć, usłyszałam jego głos.

— Ernest Smith słucham — rzucił do aparatu po drugiej stronie.

— To ja Emily— powiedziałam nieśmiało.

— Coś się stało? Gorzej się czujesz? Mam wracać? — zarzucił mnie gradem pytań, w jego głosie czułam troskę, a może tylko sobie to wmawiałam.

— Nie wszystko jest w porządku — zapewniłam go szybko.

— Ok, w takim razie co się dzieje? — przeszedł od razu do konkretów.

— Chciałam ciebie przeprosić — mimo że tego nie widział schyliłam głowę tak jakby siedział tuż obok mnie.

— Za co? — zapytał zaskoczony.

— Za to co powiedziałam — przełączyłam połączenie na głośnik, po czym położyłam się na sofie.

— Przecież nic takiego nie powiedziałaś — był zakłopotany.

— Zostanę u ciebie jeszcze na jakiś czas, nie będę ci się jednak narzucasz — weszłam mu w słowo.

— Miałem taką nadzieję Emily — westchnął cicho.

— Rano porozmawiamy, ok? — chciał zakończyć rozmowę.

— Dobrze.

— Idź spać i niczym się nie przejmuj — poradził mi spokojnym głosem. — Ja muszę uciekać już na obchód. Dobranoc i kolorowych snów słodka — pożegnał się.

— Do jutra — rzekłam rozłączając połączenie.

Nazwał mnie słodką? Pewnie coś mu się pomyliło. Mi daleko było do słodkiej dziewczyny z jego otoczenia. Jednak postanowiłam zastosować się do jego rady. Może rzeczywiście, powinnam bardziej wyluzować i przegrać ten zakład? Może wtedy byłabym szczęśliwa? Tak rozmyślałam kierując się w stronę mojej sypialni, jednak te myśli szybko przegoniłam. Nie mogłam się teraz poddać, nie gdy zostało mi jeszcze tylko dziesięć dni. Wygrana musiała być moja.

Gorąca czekoladaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz