5 grudnia

417 21 0
                                    

 Sama nie wiem jeszcze, dlaczego nie zmieniłam pracy. W obecnej dusiłam się i to strasznie. Niby nie miałam na co narzekać. Wypłata na czas, całkiem spoko właścicielka. Jednak brakowało mi tego czegoś. Wyzwań dnia codziennego, chociaż może to i dobrze. Teraz miałam jedno zadanie zniechęcić do siebie tak Ernesta, żeby nie miał najmniejszych wątpliwości, że nasze światy różnią się tak bardzo jak noc i dzień. On był niczym książę, natomiast ja bardziej przypominałam żebraczkę. Co prawda nigdy nie musiałam nikogo prosić o pomoc, jednak jeśli ciotka dalej będzie tak krótko mnie trzymać to nie wiem jak to się skończy.

Na szczęście moja zmiana już się kończyła. Teraz pozostało tylko posprzątać oraz zamknąć kawiarnie. Po ogarnięciu już wnętrza przebrałam się w swój zwyczajny strój, po czym wyszłam tylnym wyjściem.

Tam czekał na mnie już Erik z bukietem niebieskich róż.
— Co tutaj robisz? — zapytałam zdziwiona, nie pamiętałam, żebyśmy się dzisiaj umawiali.
— Pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę. — Wręczył mi kwiaty.
— Dziękuję, są śliczne. Ale skąd wiedziałeś, że zawsze chciałam takie dostać?— zapytałam, wdychając ich zapach.
— A tak jakoś zagadnąłem. — Posłał mi uroczy uśmiech.
— Idziemy?— Wskazał ulice przed nami.
— Tak. — Skierowałam się do wyjścia z ciemnej uliczki.
— Zaskoczyłeś mnie mega. — Nadal byłam w szoku, że dał mi niebieskie róże.
— Taki był cel. Zimno ci?— zapytał, przystając i lustrując mój wygląd.
— Nie jest tak źle — skłamałam cicho.

Tak naprawdę to aż zamarzałam w środku
— Oj kłamczuszka z ciebie — zaśmiał się brunet, po czym ściągnął swój szalik i założył go mi na szyję.
— Jeszcze trochę i będę miała cała twoją garderobę — zażartowałam, opatulając się nim bardziej.
— Jeśli będzie ci ciepło, to nie mam nic przeciwko. — Ruszył naprzód.
— Naprawdę nie musiałeś po mnie przychodzić — zauważyłam po drodze.
— Ale chciałem, nie lubię, jak wracasz sama w nocy do domu.
— Ja z kolei nie lubię chodzić po nocach. — Przyznałam się do tego, nawet sama nie wiem dlaczego.
— W takim razie jeśli będziesz miała drugie zmiany, to będę po ciebie przychodził albo przyjeżdżał — zaproponował Erik.
— Taaaa akurat — zaśmiałam się.
— A co nie wierzysz mi?— zapytał, przytrzymując mnie za ramiona.
— Nie — powiedziałam, mając nadzieję, że w takim wypadku będzie po mnie przychodził.
— Dobra to zakład?— Wyciągnął do mnie dłoń.
— O co?
— Może o pocałunek — spojrzał na mnie słodkimi oczami.
— To chyba za dużo — zauważyłam szybko.
— No dobra to o co chcesz się założyć?
— Może ten, kto wygra, to ma jeszcze jedno życzenie. — Zaproponowałam, mając nadzieję, że raz nie przyjedzie i w ten sposób spełni moje dwa życzenia.
— Dobrze słodka.

Uścisnęliśmy sobie dłonie na zgodę i podążyliśmy dalej w stronę naszych domów.
— I jak idziesz w końcu ze mną na bal?— zapytał chłopak, skręcając w lewo.
— A mam jakieś wyjście?
— Nie bardzo — zaśmiał się cicho.
— Chciałbym pokazać ci moje życie. To jak naprawdę wygląda taki bal — wyjaśnił brunet.
— No ok, rozumiem. Mamy poznać na przemian. Ale twoi rodzice przecież mnie kojarzą, jak to wytłumaczysz? — Byłam naprawdę bardzo sceptycznie do tego nastawiona.
— To jest bal maskowy, więc nie poznają cię. — Wzruszył ramionami.
— Myślisz, że to będzie takie łatwe? — zapytałam, wątpiąc w jego pomysł.
— Skarbie nie przejmuj się tym. — Próbował otoczyć mnie ramieniem.
— Erik — powiedziałam, odsuwając się odrobinę od niego.
— Dobra będę trzymał już ręce przy sobie. — Podniósł ręce w geście podania.
— No ja myślę — odfuknęłam, udając obrażenie.
— No już słodka, nie obrażaj się. — Szturchną mnie lekko.
— Aj nie zaczynaj znowu. — Złapałam go pod ramię.
— Emily co jest?— zapytał zdziwiony brunet.

Na pewno zauważył moją minę. Bałam się i to było widać. Z naprzeciwka zmierzał ku nam blondyn wraz ze swoją świtą. Christopher Jonas, tego typka bała się połowa Londynu. Z tego co słyszałam, nawet napadł kiedyś Lilianie. Ja miałam jeszcze dodatkowo powód, żeby się go bać.

Jeszcze w czasie szkoły średniej nie wiadomo dlaczego uparł się, że mam się z nim umówić. Poszliśmy jedynie na jedną randkę, ten jednak nie dawał mi ciągle spokoju. Aż w końcu w drugiej klasie przeniesiono go do innej placówki. Cieszyłam się wtedy jak małe dziecko, teraz jednak byłam przerażona.

— Boisz się go?— zapytał cicho Erik.
— Tak. — Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej.
— Nie bój się, jesteś ze mną. Jonas nie ma nic do gadania — Ernest był wściekły, widziałam to po nim.

W miarę jak zbliżaliśmy się do grupki, ja bałam się coraz bardziej. Gdy mieliśmy ich już wyminąć, Christopher krzyknął za mną:
— Emi kochanie moje, gdzie byłaś?

Był ewidentnie naćpany i to tak konkretnie. Z pewnością mogłam powiedzieć, że jutro nie będzie pamiętał naszego spotkania.
— Jonas masz jakiś problem?— Erik zwrócił się do blondyna z zaciśniętą szczęką.
— Do ciebie Erni nic nie mam, ale to moja laseczka. — Wyciągnął do mnie dłoń.
— Raczej nie, — Brunet schował mnie za swoimi plecami.
— Może laleczka niech się wypowie. — Jonas nie chciał odpuścić.
— Chris idź stąd — powiedziałam wystraszonym głosem.
— Słyszałeś ona nie che mieć z tobą nic wspólnego. — Erik odgradzając mnie od niego, zaczął posuwać się wzdłuż chodnika.
— Na pewno? Laleczko przecież mnie lubisz. — Chris zaczynał zbliżać się coraz bardziej.

Ja za to zaciskałam wciąż piąstki. Bałam się coraz bardziej. Dość dobrze pamiętałam, jak zabawił się mną po pierwszej randce. Nie cierpiałam tego kolesia, przez niego miałam wszystkiego dość. Cieszyłam się gdy zniknął, lecz teraz musiałam go akurat spotkać. Szczęście w nieszczęściu, że nie byłam sama.

— Emi — Blondyn wyciągnął dłoń do mnie.
— Nie zbliżaj się do niej, nie słyszałeś? — Ernest odwrócił się i popchnął chłopaka na ścianę.

Ku mojemu zdziwieniu jego koledzy wcale nie przyszli mu na pomoc. Ten jednak był w takim stanie, że nie dał rady nawet podnieść się z ziemi.
— Idziemy — Erik złapał mnie za łokieć i szybkim krokiem poprowadził do przodu.
— Zaraz czekaj — Wyrwałam mu się gdy byliśmy już wystarczająco daleko.
— O co chodzi?— Złapał mnie za dłoń.
— To bolało.
— Przepraszam — Było mu bardzo przykro.
— Chodźmy już, proszę. — Tym razem to ja złapałam go za dłoń i pociągnęłam do przodu
— Czemu tak bardziej się go boisz? — zapytał Erik, nie wypuszczając mojej dłoni.

Ja także nie miałam zamiaru tego robić.
— Łączyło was coś kiedyś? — pytał wciąż.
— Powiedzmy, że tak — Nie chciałam rozmawiać na ten temat.
— Mam o nic więcej nie pytać? — Jak zwykle czytał mi w myślach.
— Jakbyś mógł — poprosiłam go, posyłając mu blady uśmiech.
— Nie będę już o nic pytał — obiecał od razu.

Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy, wciąż trzymając się za ręce. Ja nie chciałam sama zaczynać żadnego tematu. On chyba też nie palił się do rozmowy. A może nie chciał mi przeszkadzać, sama już nie wiem.

Dopiero pod moim domem, gdy przystanęliśmy, ten puścił moją dłoń i powiedział:
— Przepraszam.
— Za co? — zdziwiłam się, co on opowiada.
— Nie powinnaś się przy mnie czuć zagrożona. — Spuścił lekko głowę w dół.
— Nie masz za co przepraszać. Ciesz się, że byłeś tam ze mną. — Przytuliłam go lekko.
— Jeszcze dziewiętnaście dni i spełnisz moje życzenie — wyszeptałam mu do ucha.
— A skąd tu jesteś taka pewna, że to właśnie nie moje marzenie się spełni? — uśmiechnął się cwanie.
— Bo to ja mam przewagę kotku — odwróciłam się na pięcie i uciekłam do domu.

Ta rozmowa była mega dziwna. Mega dziwna i nie dorzecza. Pewnym było przecież, że to ja wygram, a nie on. Gdy już się rozbierałam. Zauważyłam, że zapomniałam oddać mu szalika. Chyba powinnam założyć osobną szufladę na jego rzeczy — śmiałam się pod nosem, idąc do swojego pokoju. Piękne róże świetnie ozdabiały biurko, pierwszy raz dostałam od kogoś kwiaty. Miałam tylko nadzieję, że nie ostatni.

Gorąca czekoladaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz