Spojrzałam na kalendarz wiszący w kuchni i odetchnęłam głęboko. Wróciłam właśnie z pracy i powoli sączyłam herbatę. Data wskazywała na dwudziesty trzeci grudnia. Został mi jeden dzień. Jeden jedyny dzień do wygrania zakładu. Jeden mały krok do spełnienia marzenia o lekarzu dla babci. Ale czy tak naprawdę mogłam ten zakład wygrać? Czy to nie byłoby oszustwo? Przecież się zakochałam. Przecież chciałam z nim być. Jednak mimo, że chciałam, nie znaczyło że mogłam. W dalszym ciągu nie wierzyłam, że to może się udać. Że ktoś taki jak on, może być z kimś takim jak ja. Więc czy to naprawdę byłoby kłamstwo? Zakład nie polegał na tym, że mam się nie zakochać, a na tym, że Eric ma mnie przekonać iż moglibyśmy być razem.
- Emily czy mogłabyś odkurzyć w salonie? – z zamyślenie wyrwał mnie głos ciotki.
- Pewnie – odpowiedziałam.
Sięgnęłam do szafy i wyjęłam odkurzać. Gdy Skończyłam postanowiłam jeszcze zetrzeć kurze, bo zdawało mi się, że na regale osadziła się mała warstwa roztoczy. Kiedy skończyłam sprzątanie spojrzałam na telefon. Na wyświetlaczu widniało pięć nieodebranych połączeń od Erica. Zastanawiało mnie po co dzwonił aż tyle razy. Po chwili wybrałam jego numer.
- Coś się stało? – zapytałam, gdy tylko po drugiej stronie słuchawki usłyszałam jego głos.
- Tak, bardzo Cię potrzebuje – odpowiedział jednym tchem.
- Ale co się stało?
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Musisz do mnie przyjechać.
- Ale...
- Emily, proszę...
- Dobrze, daj mi pół godziny – powiedziałam po chwili zastanowienia.
Gdy tylko się rozłączyłam, zaczęłam się zastanawiać co się stało. Może leżał gdzieś w mieszkaniu ze złamaną nogą, a ja kazałam mu czekać pół godziny. Pobiegła do swojego pokoju i szybko się przebrałam.
- Babciu, czy będę potrzebna w domu? – zapytałam wbiegając do kuchni, gdzie wraz z ciotką szykowały składniki na szarlotkę.
- Już została tylko szarlotka i barszcz do ugotowania. Poradzimy sobie – odpowiedziała staruszka.
- Muszę wyjść – oznajmiałam.
- Leć i się nie przejmuj W domu już wszystko gotowe.
Wezwałam taksówkę i chwilę później stałam już przed mieszkaniem Erika. Zadzwoniłam do domofonu i po chwili weszłam do środka.
W korytarzu było całkiem ciemno.
- Eric? – zawołałam, zaniepokojona ciszą.
- Jestem tu – usłyszałam jego głos, dobiegający z salonu.
Weszłam tam i zobaczyłam go mocującego się ze splątanymi lampkami choinkowymi. Obok ustawiona była duża, piękna, żywa choinka.
- Potrzebuje pomocy.,,- powiedział niewinnym głosem i wskazał na stos bombek, równo ułożonych obok drzewka.
- Żartujesz sobie? – zapytałam, krzyżując ręce na piersiach.
- Jestem śmiertelnie poważny. Sam tego nie ubiorę – posłał mi promienny uśmiech.
- Pędziłam tutaj, tylko po to żeby ubierać choinkę? Spieszyłam się, bo myślałam, że coś się stało – powiedziałam z wyrzutem.
Już miałam się odwrócić i wyjść ale Eric złapał mnie za nadgarstek i mocno przyciągnął do siebie.
- Przepraszam, naprawdę chciałem żebyśmy ubrali ją razem – wyszeptał.
Nasze twarze dzieliły milimetry.
- Dobra, pomogę – powiedziałam i wyszarpnęłam się z jego objęć.
Chciałam trzymać się od niego z daleka. Nie powinno mnie tu być, ale skoro już znalazłam się w tym miejscu byłam przekonana, że muszę jak najbardziej zwiększać dystans miedzy nami. Nic nie mogło pokrzyżować moich planów i sprawić, że oddaliłabym się od wygranej w zakładzie.
Sięgnęłam do pudełka po pierwszą bombkę. Była duża szklana i bogato zdobiona. Zawiesiłam ją na drzewku.
- To nasza pierwsza wspólna choinka – zauważył Eric, kiedy kilka ozdób znalazło już swoje miejsce na gałązkach.
- To nasza jedyna choinka – poprawiłam go.
- Kto wie...
- Ja wiem i rozmawialiśmy już o tym wiele razy – ucięłam temat.
- Jesteś strasznie uparta – skrzywił się.
- Był czas przywyknąć – zawiesiłam kolejną pokaźną bombkę na choince.
Eric w tym czasie podszedł do radia i włączył je. Z odbiornika natychmiast popłynęłam melodia, jak mi się wydawało, jednej z tegorocznych świątecznych piosenek. Była ładna, dość spokojna i opowiadała o świątecznej miłość.
- Typowe – wywróciłam oczami.
- Co takiego? – zmarszczył brwi.
- Ta piosenka. Święta. Miłość, każda piosenka o tym jest.
- Co w tym złego?
- To przesłodzone i nierealne – kolejna ozdoba wylądowała na choince.
- Zatańczmy – jego propozycja była tak niespodziewana, że odruchowo podałam mu dłoń.
Zaczęliśmy się wolno kołysać w rytm melodii. Gdyby nie fakt, że miałam trzymać się od niego na dystans, to nie można by było ująć romantyzmu tej chwili.
Wtuliłam się w jego marynarkę i odetchnęłam wonią jego perfum.
Ciągle musiałam się w myślach upominać, że powinnam się ogarnąć i trzymać swojego własnego planu.
- O czym tak myślisz – uniósł mój podbródek i spojrzał mi prosto w oczy.
- O niczym – skłamałam.
- Nie umiesz kłamać – pokręcił głową z uśmiechem – widzę, że coś zaprząta Twoje myśli.
- Naprawdę, to nic takiego – zagłębiłam się w jego oczach.
Nasze twarze były coraz bliżej siebie, a ja miałam wrażenie, że jestem w jakimś transie. Dosłownie ułamek sekundy przed pocałunkiem, który miał się wydarzyć wróciłam do rzeczywistości i wyszarpnęłam się jego objęć.
- Muszę iść – rzuciłam spanikowana, nieco bardziej drżącym głosem niż planowałam.
Szybko złapałam mój płaszcz i wybiegłam z mieszkania.
- Emily, proszę wróć! – słyszałam, że wybiegł za mną na klatkę schodową.
Nie zamierzałam się odwracać. Musiałam znaleźć się jak najdalej od niego i jak najdalej od swoich uczuć. Kiedy wpadłam do domu, ciotka z babcią oglądały telewizję, Przywitałam się z nim szybko i uciekła do swojego pokoju, gdzie padłam na łóżko i zalałam się łzami.
CZYTASZ
Gorąca czekolada
RomanceZnacie bajkę, w której książę spotyka żebraczkę? A co byście powiedzieli gdyby realia tej bajki przenieść do rzeczywistości? Ernest uważany przez znaczną część społeczności Londynu za księcia wśród biedaków proponuje zwykłej, szarej dziewczynie z pr...