13 grudnia

362 23 5
                                    

Następnego dnia czułam się już nieco lepiej, chociaż ciągle miałam podwyższoną temperaturę i mój organizm w dalszym ciągu był mocno osłabiony.

-Musisz coś zejść – powiedział Eric, kiedy oparłam się o ladę w kuchni.

-Nie do końca mam apetyt – odpowiedziałam, biorąc łyk herbaty.

-Jesteś chora, żeby Twój organizm funkcjonował, musi mieć dostarczaną energię.

-Już prawię nic mi nie jest.

-Nic? Ciągle masz podwyższoną temperaturę. A ja ciągle jestem na Ciebie zły.

-Niby o co? – odburknęłam.

-O to, że wolałaś spędzić noc na ławce w parku, niż przyjść tutaj.

-I jakby to wyglądało?

-Normalnie? Nie nabawiła byś się zapalenia płuc. Byłabyś zdrowa?

-Ale nie mogę Cię nachodzić. Źle bym się czuła z tym.

-Emily, proszę Cię. Przecież będziesz moją żoną – zaśmiał się.

-Nie powiedziałabym – założyłam ręce na piersiach.

-Ciągle nie zmieniłaś zdania?

-Wiesz, że tego nie zrobię. Ciągle uważam i będę uważać, że to bez sensu.

-Dlaczego?

-No spójrz na nas. To nie jest bajka o kopciuszku. Bajki się niezdarzją.

-Ale Tobie może się zdarzyć – spojrzał prosto w moje oczy.

-Nie może... - automatycznie odwróciłam wzrok.

-Czemu tak się upierasz.

-Ponieważ oboje wiemy jak jest. Może podobam Ci się teraz. Ale spójrz na mnie. Spójrz kim jestem. Jestem tylko biedną dziewczyną z milionem problemów. Jak przyjęli by mnie Twoi bliscy? Jestem przegraną od razu na starcie – w moich oczach zalśniły łzy.

-Nawet tak nie mów – podszedł do mnie i ujął moje dłonie. –Jesteś cudowna. Pod każdym względem. Po prostu Twoje życie nie było kolorowe. Ale gwarantuje, że przy moim boku będzieszszczęśliwa.

-Nigdy nie będę przy Twoim boku. Nie zostanę Twoją żoną.

-Nie chcesz tego?

Spojrzałamza okno. Prószył śnieg. Grudzień w tym roku rozpieszczał wszystkich bajkową pogodą, jakby natura chciała by moje życie faktycznie stało się bajką.

-Nie chodzi o to... w zasadzie powinieneś mieć żonę na swoim poziomie, nie mnie. Jestem kelnerką. Aspirujesz wyżej –pokręciłam głową, chcąc się otrząsnąć z myśli, że być może chciałabym być z nim szczęśliwa.

-Jesteś wspaniała – powiedział po czym złożył pocałunek na czubku mojego nosa. – Znowu gorączkujesz – jego dłoń powędrowała do mojego czoła.

-To nic, czuję się okej – wzruszyłam ramionami, bo oprócz niewielkich zawrotów głowy, faktycznie nic mi dolegało.

-Bo jesteś ogłupiona lekami – zmarszczył brwi.

-Jestem Ci wdzięczna za opiekę, ale wiesz, że niedługo będę musiała wrócić do domu...? – zawahałam się.

-Obiecaj mi coś.

-Co takiego?

-Że zostaniesz tutaj dopóki nie będziesz w pełni zdrowa. Później pozwolę Ci iść.

-Zostanę.

Niemiałam zamiaru się przyznać, ale chciałam zostać nawet dłużej. Priorytetem było dla mnie jednak dobro mojej babci. Musiałam wygrać zakład, nawet kosztem swojego szczęścia. Tylko to gwarantowało mi ratunek dla niej.

Praktycznie cały dzień spędziłam w łóżku, a Eric, jak na lekarza przystało, zapewniał mi profesjonalną opiekę. Przynosił jedzenie, podawał leki, mierzył temperaturę. Włączał coraz to nowe filmy, dbał o to, bym się nie nudziła w chorobie.

Wieczorem kiedy usiedliśmy do kolacji czułam się znacznie lepiej. Chociaż właściwie rano twierdziłam, że nic mi nie było, teraz wiedziałam, że mój światopogląd był zakrzywiony przez tabletki,które przyjmowałam.

-Jestem mega głodna – powiedziałam, widząc zastawiony stół.

Wyraźną oznaką powrotu do zdrowia był powrót apetytu. W ostatnich dniach jadłam naprawdę niewiele. Dopiero teraz, pierwszy raz od kilku dni naprawdę poczułam się głodna.

-Sushi? – zapytałam widząc przygotowane danie.

-Nie lubisz? – zmartwił się Eric.

-Wstyd się przyznać... ale tak naprawdę nigdy tego nie jadłam.

-Żartujesz?

Pokręciłam przecząco głową.

-Niestety nie miałam okazji – zaśmiałam się.

-W takim razie, to twój pierwszy raz – jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.

-Mmmm... pycha – powiedziałam, kiedy wzięłam pierwszy kawałek.

-Cieszę się, że Ci smakuje.

-Sam to zrobiłeś?

-Zupełnie sam.

-Myślałam, że zamówiłeś – byłam w lekkim szoku. – Nie dość, że znakomity lekarz, to jeszcze świetny kucharz. Masz jeszcze jakieś ukryte talenty?

-Mam wiele talentów...

Po jedzeniu Eric podał mi wszystkie leki i jak sam ocenił, fachowym okiem, mój stan się znacznie poprawił. Co prawda, jeszcze przez najbliższe dwa dni nie będę mogła odstawić antybiotyku, ale wracałam do zdrowia.

Czułam się tak, jakbym nigdy już nie była w stanie spłacić długu, który teraz u niego zaciągałam. Otoczył mnie olbrzymią opieką. Zrobił to za darmo. Wydawało mi się, że dobrzy ludzie nieistnieją, dopóki nie pojawił się on. Zupełnie zmienił mój światopogląd. Jednak byłam przyzwyczajona, że ideałów nie ma i za każdym razem, kiedy na niego patrzyłam, starałam się rozszyfrować, co dzieje się w jego głowie. Nie byłam pewna, czy jest człowiekiem, któremu można bezgranicznie zaufać. A może po prostu nie chciałam mu ufać w taki sposób? Nie chciałam się do niego przywiązywać, bo przywiązanie oznaczałoby, że nie będę potrafiła bez żalu odejść. 

Gorąca czekoladaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz