7 grudnia

365 23 0
                                    

Obudziłam się rano i wyjrzałam za okno. W nocy spadło jeszcze więcej śniegu, przez co na ulicach pojawiło się jeszcze więcej maszyn do odgarniania go. Spojrzałam na zegarek i dotarło do mnie, że zaspałam do pracy.

- Cholera – zaklęłam pod nosem.

W ekspresowym tempie ogarnęłam się i bez śniadania wybiegłam z domu. Doszłam do wniosku, że zjem w pracy.

- Przepraszam za spóźnienie – powiedziałam do szefa, stojącego za ladą.

- Masz szczęście, że jestem w lokalu i mogłem Cię chwilowo zastąpić – posłał mi pretensjonalne spojrzenie.

- Jestem wdzięczna – uśmiechnęłam się.

- Zakładaj fartuch i wskakuj tu, bo ja mam mnóstwo papierów do wypełnienia dzisiaj – założył ręce na piersiach.

- Już się robi.

Z powodu warunków pogodowych w kawiarni panował niesamowicie niewielki ruch, dzięki czemu mogłam spokojnie zjeść śniadanie. Około południa naprawdę zaczęło mi się nudzić. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze cztery godzinki i będę wolna.

- Nad czym tak dumasz?

Uniosłam głowę i moim oczom ukazał się nikt inny jak Eric.

- Co Ty tu robisz? – zapytałam.

- Mam przerwę w pracy, więc postanowiłem się napić kawy.

- Ah, no i uwierzę, że w taką pogodę chciało Ci się tylko po kawę, przyjechać kilka przecznic – uniosłam brwi. – Jakbyś bliżej nie miał żadnej kawiarni.

- A może nie tylko o kawę mi chodzi? – mrugnął do mnie okiem, a ja poczułam, że się rumienię.

Cholera. Nie mogę go lubić.

- Wezmę latte na wynos. Niestety ta przerwa jest bardzo krótka – spojrzał prosto w moje oczy.

- Jasne, już się robi – odpowiedziałam, odwracając wzrok.

Szybko uwinęłam się z kawą i podałam mu ją.

- Pamiętasz o dzisiejsze kolacji ? – zapytał, wstając z krzesła.

- Jakiej kolacji? – Zmarszczyłam brwi.

- Tej u mnie? Co to ją miałem ugotować?

- A umawialiśmy się?

- A nie?

- Ty mi powiedz.

- W takim razie bądź u mnie o dziewiętnastej – rzucił z uśmiechem, przekraczając próg. – Przygotuję coś specjalnego.

- Mam coś wziąć? – zapytałam niepewnie.

- Tylko uśmiech – mrugnął do mnie okiem i zniknął w gwarze ulicy.

Po pracy poszłam jeszcze do galerii w poszukiwaniu kreacji na jutrzejszy bal. Przemierzyłam kilka sklepów, ale nic mnie nie zachwyciło. Aż w końcu ją zobaczyłam. Była idealna, bordowa, jakby obsypana drobinkami brokatu. Weszłam do butiku, w którym się znajdowała, a kiedy ją przymierzyłam, upewniłam się jeszcze bardziej co do tego, że jest idealna. Spojrzałam na cenę.

- No cóż Emily, będziesz jeszcze bardziej musiała zacisnąć pasa – westchnęłam po cichu do siebie.

Wróciłam do domu i spojrzałam na zegarek. Była osiemnasta. Uświadomiłam sobie, że na dziewiętnastą miałam być u Erica i w ekspresowym tempie zaczęłam się szykować.

- Jestem – powiedziałam, kiedy chłopak otworzył mi drzwi.

- Spóźniona o pół godziny – powiedział, patrząc na zegarek, niby surowo, jednak dostrzegłam błąkający się gdzieś po twarzy uśmiech.

- Wygonisz mnie przez to? – zapytałam zaczepnie.

- Nie śmiałbym – odpowiedział i wpuścił mnie do środka.

W powietrzu unosił się zapach kolacji. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że śniadanie w pracy było moim jedynym posiłkiem tego dnia.

- Głodna – zapytał Erik, widząc moją minę.

- Jeszcze jak – odpowiedziałam.

- A więc zapraszam do stołu – odsunął mi krzesło.

Nalał nam obojgu wina i zabraliśmy się do jedzenia.

- Matko, nie wiedziałam, że tak świetnie gotujesz – powiedziałam, wkładając kolejny kęs steku do ust.

- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz – powiedział, podwijając rękaw koszuli.

Założyłam kosmyk włosów za ucho. Czemu on mi to robił? Byłoby prościej gdyby nie był taki przystojny i po prostu idealny.

Wieczór mijał niesamowicie miło. Dużo rozmawialiśmy. Już dawno nie spędziłam tak miło czasu. Zastanawiałam się jednak jak zdefiniować to spotkanie. Randka? Bałam się tak to nazywać. Więc kim byliśmy? Przyjaciółmi? Na razie nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie.

- Pójdę już – powiedziałam, spoglądając na zegarek.

Dochodziła dwudziesta druga.

- Zostań jeszcze chwilę – poprosił.

- Nie mogę. Muszę się wyspać. Chyba że chcesz, żebym na jutrzejszym balu wyglądała jak szop – zaśmiałam się.

- Jak szop? – uśmiechnął się.

- No wiesz, cienie pod oczami...

- Możesz zostać tutaj – wzruszył ramionami.

- O nie, co to, to nie, ale pozwalam się odprowadzić.

Pomógł mi założyć płaszcz i sam się ubrał. Droga do mojego mieszkania zajęła nam niecałą godzinę.

- Dziękuję za odprowadzenie – powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się pod furtką.

- Nie ma za co – odpowiedział.

Przez chwilę myślała, a nawet miałam strzępek nadziei, że mnie pocałuje, ale on tylko posłał mi promienny uśmiech.

- Dobranoc Emily – powiedział i oddalił się.

- Do jutra – odpowiedziałam, łapiąc się na tym, że uśmiecham się sama do siebie.  

Gorąca czekoladaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz