9 grudnia

363 21 15
                                    

Rano obudziłam się i spojrzałam na leżącego obok Erica. Musieliśmy zasnąć po powrocie z balu. Szalała zamieć śnieżna więc zostaliśmy u niego, mieliśmy poczekać aż pogoda sięustabilizuje, ale byliśmy tak zmęczeni balem, że podczas rozmowy musieliśmy po prostu zasnąć.

Po cichu wstałam i zebrałam swoje rzeczy. Miałam tylko moją suknie wieczorową, wiec pożyczyłam od Erica bluzę dresową i narzuciłam ją na siebie.

Nie chciałam go budzić więc na stole zostawiłam mu tylko kartkę.

Dziękuję za wczorajszy bal. Pożyczyłam Twoją bluzę. Oddam najszybciej jak się będzie dało.

Emily.

Najciszej jak mogłam wymknęłam się z mieszkania. Ruszyłam piechotą w kierunku domu. Musiałam wyglądać komicznie. Na bluzę miałam narzucony płaszcz, a spod spodu wystawała moja długa sukienka.

Poranek był chłodny. W prawdzie zamieć się uspokoiła ale śnieg ciągle padał. Po godzinie marszu, cała zamarznięta dotarłam do domu. Nie marzyła o niczym innym jak tylko o gorącej herbacie i jeszcze kilku godzinach snu. Weszłam po cichu i zrzuciłam buty.

Nie przebierając się od razu skierował się do kuchni by wstawić wodę na gorący napój.

-Gdzie Ty byłaś? – odwróciłam się w drzwiach zobaczyłam ciotkę.

-Na balu...- odpowiedziałam powoli.

-Do tej pory?

-Była zamieć. Chciałam ją przeczekać.

-TY SOBIE MYŚLISZ, ŻE MOŻESZ SOBIE WRACAĆ NAD RANEM – podniosła głos.

- Przecież nic wielkiego się nie stało...

-NIE STAŁO SIĘ? JA MUSZE SIĘ ZASTANAWIAĆ, GDZIE TY JESTEŚ CAŁĄ NOC, BO NAWET NIE RACZYSZ NIKOGO POWIADOMIĆ, ŻE NIE MASZ ZAMIARU WRACAĆ.

-Jestem dorosła – próbowałam stanąć w swojej obronie.

-TO ŻE JESTEŚ DOROSŁA DO NICZEGO CIĘ NIE ZOBOWIĄZUJE.

-PRZECIEŻ NIGDY SIĘ MNĄ NIE PRZEJMOWAŁAŚ! – teraz i ja podniosłam głos.

-Nie tym tonem moja panno – ciotka kipiała ze złości.

Nie znosiła kiedy ktoś jej się stawiał, zawsze wszystko musiało iść po jej myśli. Powinnam była siedzieć cicho i przyjąć to co ma mi do powiedzenia. Pokrzyczałaby i dałaby mi spokój ale doprowadziła jedynie do tego, że babcia się obudziła.

-Kim Ty jesteś? – spojrzała na mnie staruszka.

Znowu miała atak. Wiedziałam doskonale czym to się skończy. Nie było szans, że po awanturze ciotka stanie w mojej obronie.

-Babciu to ja, Emily...- zaczęłam spokojnym tonem.

-Jaka Emily?

-Twoja wnuczka...

-Nie znam Cię, wynoś się z mojego domu.

-Babciu proszę...- powiedziałam błagalnym tonem.

Wiedziałam,że moje błagania nie pomogą. Kiedy miała atak nic nie było wstanie pomóc. Musiało jej po prostu przejść, a nikt nie mógł ocenić kiedy do tego dojdzie.

-Wynoś się, bo wezwę policję.

Spojrzałam błagalnym wzrokiem na ciotkę. Na dworze było tak zimno. Nie mogła mnie teraz wyrzucić. Ona jednak posłała mi pełne triumfalne spojrzenie, co upewniło mnie tylko w przekonaniu, że z jej strony nawet nie ma szans na oczekiwanie jakiejkolwiek pomocy.

-Babciu, przypomnij sobie, to ja Emily...- załkałam.

-Liczę do dziesięciu, jeśli nie wyjdziesz z mojego mieszkania, to wyprowadzi Cię policja.

-No już, jazda stąd – zawtórowała jej ciotka.

-Ale gdzie ja mam pójść?

-Kogo to obchodzi. Idź do tego swojego faceta – powiedziała.


Zapłakana wzięłam pierwsze lepsze buty i wyszłam trzaskając drzwiami. Nie miałam gdzie się podziać. Nie mogłam wrócić do Erica. Nie chciałam do niego wracać. Bałam się, że rodzą się we mniejakieś uczucia ku niemu, co było w obecnej sytuacji niedopuszczalne. Musiałam wygrać grę, którą z nim prowadziłam.

Z domu nie zabrałam nawet portfela. Nie miałam więc ze sobą żadnych pieniędzy. Nie mogłam pójść do hotelu, ani nawet napić się gorącego napoju. Miałam na sobie ciągle bluzę Erica i moją sukienkę balową, która raczej nie utrzymywała ciepła. Pokręciłam się trochę po mieście i weszłam do galerii, żeby odrobinę się rozgrzać, spędziłam tam kilka godzin. Ludzie rzucali mi zdziwione spojrzenia zażywszy na mój strój.

Kiedy zbliżało się zamknięcie galerii musiałam ją opuścić. Niezamierzałam wracać do domu. Nie miałam pewności czy atak babci dobiegł już końca. Musiałam przeczekać do jutra.

Udałam się prosto do parku.

Byłojuż całkiem ciemno i tylko latarnie oświetlały mi drogę.Usiadłam na ławce. Miałam wrażenie, że z każdą chwilą robi się coraz zimniej.

Otuliłamsię szczelniej szalikiem. Nie zostawało mi nic innego jak jedynie tam zostać.

By nie czuć przerażającego chłodu, pogrążyłam się w myślach.


Gorąca czekoladaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz