18 grudnia

365 23 1
                                    

 Czy już wspominałam jak bardzo nienawidzę poniedziałków? Pewnie wiele, razy. Ale powtórzę to raz jeszcze, nienawidzę tego dnia. Wczorajszy dzień przyniósł mi odpowiedzi na parę pytań. Pomimo że nadal uważałam, że nie zasługuję na kogoś takiego jak Ernest, postanowiłam dać mu szansę. W końcu przecież on nie dał mi żadnego powodu, aby czuła się źle. Był wobec mnie zawsze opiekuńczy i kochany, czego nie mogłam powiedzieć o innych.

Tak właśnie rozmyślałam wpatrując się w tarczę zegara, zawieszonego w kawiarni. Jeszcze godzina dzieliła mnie od randki z pewnym panem lekarzem. W sumie samo słowo randka brzmiało dla mnie jakoś tak dziwnie. Zwykle nikt nie nazywał w ten sposób spotkania. Moje wcześniejsze kontakty z płcią przeciwną były przeróżne, jednak nikt nigdy nie nazwał tak naszego spotkania. Zresztą chyba nawet ja bym tak tego nie określiła.

Ludzi było dzisiaj multum, zresztą tak jak w każdy poniedziałkowy dzień. Jedni kupowali kawę na wynos i śpieszyli się do swoich obowiązków, inni natomiast powoli popijali swój napój zaczytując się w ulubionej książce, bądź też prowadząc rozmowę z przyjaciółmi. Ludzie byli różni, dlatego tak bardzo kochałam tą pracę.

Wskazówka zegara zaczynała pomału przesuwać się do przodu, a ja już nie mogłam się doczekać gdzie to chce zabrać mnie chłopak. Miała być to niespodzianka, jednak ja nie lubiłam niespodzianek, byłam za bardzo niecierpliwą osobą. Dlatego gdy tylko skończyłam zmianę, szybko ściągnęłam fartuszek i w pośpiechu ubierając kurtkę wybiegłam na zewnątrz.

Tam oparty o maskę samochodu czekał już na mnie Erik. W dłoniach trzymał czerwoną różę.

— Różyczka dla najpiękniejszej dziewczyny na tym świecie. — Wręczył mi kwiat, całując mnie lekko w policzek.

— Oj już mi tak nie słodź, bo cukrzycy dostanę — odparłam, przyjmując od niego kwiat.

— Wtedy Cię wyleczę — zaśmiał się brunet, otwierając przede mną drzwi do wozu.

Usiadłam wygodnie i powąchałam kwiat. Miał słodki zapach, dokładnie taki jaki lubiłam.

— Gdzie jedziemy? — zapytałam, gdy chłopak zajął już miejsce za kierownicą.

— Pomyślałem, że przyda nam się odrobina rozrywki — puścił do mnie oczko, odpalając silnik samochodu.

— A może coś konkretniej — poprosiłam go cicho.

— A konkretniej to jedziemy do kina — wyjaśnił, włączając się do ruchu.

Ucieszyłam się na ten pomysł. W kinie nie byłam już parę ładnych lat. Jednak jeszcze bardziej od możliwości zobaczenia nowego filmu, cieszyła mnie możliwość spędzenia tego czasu z moim ukochanym. W sumie chyba mogłam tak go nazwać. Pomału zaczynałam się zakochiwać w jego osobie i coraz mniej mnie to przerażało. Jednak wciąż gdzieś z tyłu głowy miałam nasz zakład. Niby Erik obiecał mi pomóc, jednak ja nie umiałam przyjmować pomocy od innych, do wszystkiego chciałam dojść sama. Bałam się, że potem ktoś mi to wypomni.

Tak się zamyśliłam, że nawet nie zorientowałam się, że znajdujemy się już na parkingu obok kina.

— To jak komedia, czy horror? — zapytał Erik odpinając pas.

— No pewnie, że komedia — powiedziałam szybko.

— Na pewno? — zapytał zawiedzionym głosem.

— Jakbyś się czegoś bała, zawsze jetem obok — zrobił maślane oczy.

— Ja miałabym się bać? — byłam w bojowym nastroju.

— A co może się nie boisz? — podpuszczał mnie.

— Nie — uniosłam głowę do góry i wysiadłam z auta.

Na zewnątrz wciąż panowała temperatura na minusie, dlatego też szczelniej otuliłam się płaszczem.

— Chodź zmarźlaku — poczułam dłoń Ernesta na mojej ręce.

— To jak horror? — zapytał, prowadząc mnie do wejścia.

— Może być — przystanęłam przed drzwiami.

Mały budynek kina, przypominał te bardziej wiejskie. Nigdy nie byłam tutaj. Przez szyby widziałam środek. Mały korytarzyk z jednym okienkiem, dalej kolejne drzwi, zapewne do sali kinowej.

— Gdzie my tak właściwie jesteśmy? — rozglądnęłam się dookoła.

— W najlepszym miejscu w tym mieście — chłopak przepuścił mnie w drzwiach.

Następnie skierował się w stronę kasy i kupił dwa bilety na najbliższy seans. Jak się potem okazało, nie miałam wcale wyboru. Gdyż w ich ofercie był tylko horror.

Gdy zasiedliśmy już na widowni, a światła pozostawały jeszcze zapalone. Zrozumiałam, dlaczego Smith tak bardzo lubił to miejsce. Nie była to nowoczesna sala kinowa, taka jakich wiele. Ta miała w sobie jakąś magię.

Nagle zgasły wszystkie światła. Jedynie na wielkim ekranie pomału wyświetlały się pierwsze napisy. Oprócz nas film mieli oglądać jeszcze tylko dwie starsze panie siedzące przed nami.

— Jeśli będziesz się bać, to mi powiedź — Erik szepnął mi do ucha.

— Nie będę — posłałam mu uśmiech.

— Skoro tak — zabrał swoją dłoń.

Nie powiem, zrobiło mi się odrobinę przykro. Jednak nie chciałam nic dać po sobie poznać. Byłam przecież twardą babką i tak miało pozostać. Jednak już po piętnastu minutach filmu, miałam ochotę uciec gdzieś daleko i nie wracać. Gdy po raz kolejny na ekranie pojawiła się parka upiornych dzieci , zamknęłam oczy ze strachu. Chłopak wtedy złapał mnie za dłoń i nachylając się szepnął mi do ucha:

— Przecież miałaś się nie bać.

— Zmieniłam zdanie. — Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.

— To tylko film — rzekł po czym otoczył mnie ramieniem, dodając: — Nie musisz się więc bać.

Jakby to jedno, krótkie zdanie miało wszystko zmienić. Do końca seansu nie puszczałam już dłoni bruneta.

Po jego zakończeniu gdy zmierzaliśmy już do auta, zapytał:

— Mogłaś powiedzieć, że nie lubisz takich klimatów.

— Nie mogłam — spuściłam głowę i wsiadałam do wozu.

— Niby dlaczego? — zapytał, przytrzymując drzwi i spoglądając na mnie. — Nie zawsze musisz udawać, że wszystko gra. Każdy ma jakieś słabości. Ja lubię oglądać horrory, ale ty nie musisz za tym przepadać.

Po skończonej wypowiedzi zamknął moje drzwi od samochodu i obszedł go dookoła w celu zajęcia miejsca za kierownicą. Miał on rację, nie musiało mi się akurat podobać to samo co jemu, jednak nie byłam przyzwyczajona do okazywania słabości. W moim życiu nie było po prostu na to miejsca. Ale może teraz powinnam już odpuścić i mu zaufać, sama nie wiem.  

Gorąca czekoladaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz