— Cieszę się, że w końcu się na to zdecydowałeś — oznajmiła Hermiona, ustawiając na stole w gabinecie Snape'a buteleczki z eliksirami uspokajającymi. Obok nich położyła karty pergaminu i trzy pióra. — Ale skąd ta nagła decyzja?
— Miałem sen — wyjaśnił Harry.
— Proroczy?
— Wątpię. Raczej sam sobie w nim wytłumaczyłem, że to jedyny sposób, żeby pokonać Voldemorta.
Odkorkował właśnie fiolkę z fragmentem wspomnienia Malfoya zawierającym inkantację i zamierzał przelać je do przenośnej myślodsiewni, na zakup której Hermiona namówiła Dumbledore'a wkrótce po tym, jak okazało się, że jeszcze wielokrotnie będą musieli z niej korzystać przy różnego rodzaju projektach. Dyrektor zgodził się chętnie, Harry zaś doskonale znał powód tej skwapliwości: starzec sam bez przerwy pracował nad czyimiś wspomnieniami, więc procesje uczniów i nauczycieli do jego prywatnej myślodsiewni były mu bardzo nie na rękę.
— Wlejesz to w końcu, czy poczekasz aż samo wpełznie? — zapytała Hermiona, na co Harry przechylił buteleczkę i w skupieniu obserwował, jak srebrna mgła zaczyna rozciągać się po dnie kamiennej misy. — I twoje pojednanie z profesorem nie ma z tym absolutnie nic wspólnego, prawda? — Wróciła do poprzedniego tematu jak gdyby nigdy nic. Harry nie mógł powstrzymać ani uśmiechu, ani tym bardziej leciutkiego rumieńca. — Znowu robicie furorę, zauważyłeś?
— Co masz na myśli?
— Jakbyś nie wiedział. — Hermiona uniosła brwi.
Harry odwrócił wzrok. Czuł, że jego wargi żyją własnym życiem. Stanowczo musiał zapytać Dumbledore'a, jak zapanować nad niekontrolowanym szczerzeniem się.
— To takie oczywiste?
Przyjaciółka popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
— Oczywiste? Nie, skąd — zaprzeczyła powoli. — Kiedy już wypchniesz ze świadomości wszystkie długie spojrzenia, które rzucacie sobie przez całą Wielką Salę, twoje rozmarzone uśmiechy, zaborcze gesty profesora, gdy tylko znajdziesz się w zasięgu jego rąk, wtedy to przestaje być oczywiste. — Zmrużyła oczy, a potem wzniosła je do sufitu, bezradnie rozkładając ręce. — Tak, Harry, to jasne jak słońce, że znów... — Opuściła wzrok na blat stołu i zaczęła przesuwać pióra.
— Zaborcze gesty?
— Och, proszę cię.
— Naprawdę nie wiem, o czym mówisz.
— Daj spokój! Przecież cały czas cię dotyka! Kładzie ci dłoń na plecach, chwyta za ramię, raz nawet złapał cię za kark. A ty wyprężasz się pod jego ręką jak Krzywołap, gdy chce, żebym go popieściła.
O Boże, pamiętał to. Severus podszedł do niego na korytarzu przed zaklęciami. Coś mówił, ale Harry nie mógł sobie przypomnieć niczego poza krzywym uśmieszkiem zdobiącym twarz męża i jego niskim, wibrującym głosem. Stali bardzo blisko siebie, w niewielkim oddaleniu od reszty uczniów, więc nic dziwnego, że mówili szeptem, niemal wprost do swoich uszu. Potem nadszedł profesor Flitwick, wszyscy weszli do klasy, a Severus objął go za szyję i popchnął w stronę drzwi.
— To było zupełnie naturalne — powiedział Harry.
— No pewnie. Bo ludzie bez przerwy cię dotykają, prawda? I to, że profesor szuka cię pomiędzy lekcjami to też norma, przecież robi to codziennie i od zawsze. Nie rozśmieszaj mnie.
CZYTASZ
Kamień Małżeństw
Fanfiction"Harry wraca do szkoły. Ale okazuje się, że Minister Knot żeby znowu zostać wybranym decyduje się adoptować Harrego. Aby tego uniknąć Albus używa starego artefaktu, który ukaże z kim Harry ma wżąć ślub. Jak myślicie kogo ukaże kamień?" Opowiadanie...