Rozdział 100. Destrukcja

1.7K 95 28
                                    

Niedzielny wieczór zastał Harry'ego przy łóżku jego chrzestnego ojca. Syriusz nie odzyskał jeszcze przytomności, a jego rany nie chciały się goić. Zmiażdżona krtań została udrożniona za pomocą magii, ale to wszystko, co udało się osiągnąć pani Pomfrey — mięśnie i chrząstki nie poddawały się żadnej znanej czarodziejom metodzie leczenia. Przypuszczano, że przyczyną mógł być tajemniczy dym, którym stworzenie z domu Malfoyów obezwładniło Syriusza. Tak przynajmniej sądził Snape, a Lupin się z nim zgadzał. Żaden z nich jednak nie wiedział, czym był ów dym ani co to za stwór zaatakował Blacka. Wielki kot został zabrany z pałacu i przeniesiony do Hogwartu, gdzie badali go obecnie najlepsi specjaliści od magicznych stworzeń, jednakże po dwóch dniach szczegółowych oględzin w dalszym ciągu nie istniało nawet pół teorii wyjaśniającej, z czym trójce czarodziejów przyszło się zmierzyć.


— Co z nim? — zapytała Hermiona, stając cicho za plecami Harry'ego.


— Bez zmian — odparł Harry i odłożył Księgę Jasności, którą próbował tłumaczyć. — Godzinę temu był tu specjalista ze Świętego Munga od ataków magicznych stworzeń, ale pomruczał tylko i coś zanotował. Nikt nic nie wie. Nic! Kompletne zero!


Hermiona westchnęła i przysunęła sobie krzesło, na którym po chwili usiadła. Wpatrywała się w woskową twarz Syriusza z wyrazem smutku na twarzy.


— A Lucjusz Malfoy?


Harry prychnął.


— Mało brakowało, a bym go przeklął — wycedził. — Powiedział, że nie ma pojęcia, co to było. Podobno nie odwiedzał tamtego domu od dwóch lat. — Pokręcił głową z niedowierzaniem. — Co jest z tymi ludźmi? Nie obchodziło go, co robiła jego żona?


— Uwierzyłeś mu? Że nie wie, co to za stworzenie?


— W końcu tak. Zagroziłem, że każę mu wypić Veritaserum i on się na to zgodził. Więc mu uwierzyłem. Zresztą Draco potwierdził, że ojciec nie lubił tego miejsca i w nim nie bywał.



Groziłeś Malfoyowi?! — zapytała z niedowierzaniem. — To do ciebie niepodobne.


— Nie będę się z nim cackał, gdy chodzi o Syriusza!


Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem, ale nie skomentowała.


— Gdzie on jest? Ten kot? Może na niego zerknę?


— W salce obok klasy transmutacji. Przy jej drzwiach stoi ta kopnięta zbroja, która zawsze straszy pierwszorocznych. Dumbledore kazał jej pilnować wejścia, więc gdybyś chciała się tam dostać, musisz podać hasło. Brzmi „Łapa".


Hermiona kiwnęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca.


— Wiadomo już, co się tam stało? — zapytała.


— Ja nic nie wiem. Śledztwem podobno dowodzi Stark, ale raportuje do Snape'a. A Malfoy zabronił mi pytać bezpośrednio Starka, żeby nie podsycać plotek na temat mojego małżeństwa. Wszyscy zakładają, że Snape mówi mi, co się dzieje. — Harry zacisnął zęby tak mocno, że aż poczerwieniał. — Ale on nic mi nie mówi. Nawet go tu nie było. Ani razu od momentu, jak przyniósł Syriusza. Ani razu...


— Posłuchaj, Harry... — zaczęła Hermiona, ale nie dane jej było skończyć.


Drzwi do skrzydła szpitalnego trzasnęły, więc oboje odwrócili głowy. W ich stronę zmierzali Dumbledore, Lupin i... Snape. Harry poderwał się na równe nogi, a Hermiona poszła jego śladem.


Kamień MałżeństwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz