Rozdział 94. Lekcje

2.2K 114 13
                                    

Lekcje były niby takie same, ale zupełnie inne niż dotychczas. W planie mieli tego dnia transmutację, zaklęcia i opiekę nad magicznymi stworzeniami. Oczywiście, nikt nie zmusiłby Minerwy McGonagall do specjalnego traktowania któregokolwiek ze swoich uczniów, więc transmutacja przebiegła bez żadnych zakłóceń, ale już profesor Flitwick nie mógł się oprzeć, by nie rzucać szybkich spojrzeń w stronę Złotej Trójki, siedzącej przy stoliku pod oknem. Na szczęście nie czynił żadnych krępujących uwag, więc Harry powiedział sobie, że spojrzenia to niewielka cena za powrót do zwykłej, szarej codzienności. Uczniowie zachowywali się niemal obojętnie — nie klaskali, prawie się nie gapili i nawet szeptów było mniej niż zwykle. Prawdę mówiąc, zajęcia przebiegały normalniej niż się spodziewał. I właśnie to było bardzo, bardzo dziwne. Kiedy po zaklęciach szli na opiekę nad magicznymi stworzeniami, zagadnął o to Hermionę.


— To twój mąż — powiedziała.


Spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem.


— A co Severus ma z tym wspólnego?


— Profesor McGonagall powiedziała, że przeprowadził wczoraj rozmowę z pozostałymi opiekunami domów i zagroził, że jeśli ktokolwiek zacznie traktować cię inaczej niż zwykle, użył przy tym słowa „nękać", postara się, żeby w jego soku dyniowym znalazł się eliksir wywołujący wyjątkowo paskudne brodawki. — Hermiona nie patrzyła na niego, a wargi drżały jej podejrzanie. — Podobno ten specyfik jest dość znany.


— Nie zrobił tego — wyszeptał Harry.


— Owszem, zrobił.


— McGonagall wezwała nas dzisiaj przed śniadaniem do pokoju wspólnego i zapowiedziała, żebyśmy poważnie potraktowali ostrzeżenie, ponieważ na eliksiry Snape'a nawet Pomfrey nie zna antidotów. Wyglądała, jak gdyby ją to bawiło — powiedział Ron, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. — Jak myślisz, czemu było tak cicho, kiedy weszliście rano do Wielkiej Sali?


Harry gapił się na przyjaciół z rozchylonymi ustami.


— Zrobił się bardzo opiekuńczy, nie sądzisz? — stwierdziła niewinnie Hermiona, zerkając na niego przelotnie. Wyglądała, jakby coś jej utkwiło między zębami i próbowała to wyciągnąć językiem. Harry zrozumiał, że dziewczyna za wszelką cenę stara się nie roześmiać.


— Bardzo śmieszne — mruknął. — Ja nie widzę w tym nic zabawnego. To chyba dobrze, że stara się, żeby nie było tych...


— Oczywiście, Harry, oczywiście. — Hermiona poklepała go po ramieniu, ale znów odwróciła głowę. — Jestem pewna, że znajdziesz jakiś... adekwatny sposób... żeby mu... podziękować za troskę.


— Przestań! — Harry szturchnął ją lekko w bok, rumieniąc się gwałtownie, jednak mały uśmiech na jego twarzy powiedział jej więcej niż słowa.


— Racja, przestań! — prychnął zdegustowany rudzielec. — Snape robi, co uważa za słuszne, a Harry wcale nie musi mu za to dziękować.


— Jasne, Ron — zgodziła się Gryfonka bez oporu. — A teraz przyspieszcie trochę, bo spóźnimy się na opiekę i znowu trafią nam się najmniej zrównoważone stworzenia.


Zdążyli w ostatniej chwili. Hagrid był już na miejscu, a u jego boku, uśmiechając się szeroko, stał Charlie Weasley. Draco Malfoy wyglądał na równie zaskoczonego obecnością swojego męża jak pozostali uczniowie.



Umyśliłem sobie w zeszłym tygodniu, coby dzisiej przerabiać gnomy. Głupie to stwory i żadnej frajdy z nimi nie ma, ale... Dyrektor Dumbledore prosił, to nie szło odmówić.


Kamień MałżeństwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz