Rozdział 88. Konferencja prasowa

2.6K 136 39
                                    

Wuj się nie obudził! Jak to możliwe?

Zmierzając do klasy, w której profesor Binns wykładał historię magii, Harry rozmyślał nad wiadomością przekazaną mu przez Severusa. Powinien właściwie skupić uwagę na zbliżającej się konferencji, ale informacja o Dursleyu była tak nieoczekiwana, że za nic nie mógł pozbyć się jej z głowy.

Nie obudził się!

O cholera! Ciotka! Będzie musiał spotkać się z nią i to szybciej, niż planował. Pewnie nawet dzisiaj. Cholera, cholera, cholera!

Rozważał, czy nie mógłby się z tego jakoś wymigać. Znaleźć wymówki. W końcu naprawdę było tyle ważnych rzeczy, którymi musiał się zająć. Voldemort chociażby. I Mroczny Znak. Przecież powinien tłumaczyć Księgi Światła! Nie ma czasu na chodzenie z wizytami. Zdecydowane nie!

Zresztą, co miałby jej powiedzieć? Nawet się nie lubią. Musiał sam przed sobą przyznać, że poczuł bardzo niewiele żalu na myśl o nieszczęściu wuja. Nie mógłby nawet z czystym sumieniem zapewnić Petunii, że tak bardzo, bardzo mu przykro. Nie było mu przykro. Może trochę. Ale nie bardzo.

Zastanowił się nad uczuciami, jakie żywił do wujostwa.

Jeszcze na początku tego roku szkolnego wydawało mu się, że gorąco ich nienawidzi. Na samą myśl o sposobie, w jaki go traktowali, gotowała się w nim krew. Wspomnienia dotykającej go nieustannie niesprawiedliwości wciąż były żywe i piekły jak sól sypana wprost na ranę. Serdecznie nienawidził sposobu, w jaki preferowali Dudleya, a jego samego zawsze pomijali. Nienawidził też wzroku ciotki, pełnego lęku, gdy zdarzyło mu się zrobić cokolwiek choć w przybliżeniu kojarzącego się z magią i głosu wuja, przepełnionego wstrętem i pogardą, kiedy z jakiegoś powodu musiał się do niego odezwać. I nienawidził siebie, że to wszystko tak bardzo go bolało.

Dlaczego to go w ogóle obchodziło? Nie pojmował tego. Już dawno pozbył się złudzeń, że cokolwiek dla nich znaczy. Że jest czymś więcej niż ciężarem i utrapieniem, które muszą znosić przez dwa długie, wakacyjne miesiące. Przetrwać lato i wrócić we wrześniu do Hogwartu — to było wszystko, o czym myślał, gdy przebywał na Privet Drive.

A jednak z jakiegoś powodu bolało.

Może chodziło o sposób, w jaki ciotka przytulała się do wuja wieczorami na kanapie, a on gładził ją po ramieniu tak delikatnie, jakby była kruchą figurką, a nie kobietą złożoną z kości, mięśni i krwi? A może raczej o to, że kiedy ciotka tarmosiła włosy Dudleya, a on robił uniki, jęcząc „Maaaamooo, przeeestaaań...", w tym jednym geście było więcej miłości, niż Harry otrzymał od Petunii w całym swoim życiu? Możliwe, że chodziło o którąś z tych rzeczy. O to, że gdyby tylko się postarali, mogliby go kochać, bo to uczucie nie było im obce. A jednak go nie kochali. Był dla nich nikim.

To bardzo bolało.

Przynajmniej tak czuł jeszcze we wrześniu. Kiedy jednak teraz próbował sięgnąć w głąb swojego serca i znów znaleźć w nim nienawiść i ból, nie znalazł nic. Nic oprócz obojętności i zdziwienia, że kiedyś mógł poświęcać tyle energii na uczucia, które właściwie niczego nie zmieniały. Gdzie to wszystko się podziało?

Dotknął nadgarstka, na którym pod rękawem krył się srebrny wężyk. Na zewnątrz wystawała jedynie podłużna ametystowa główka. Pogładził ją delikatnie jednym palcem i uśmiechnął się do własnych myśli. Cóż, Severus bez wątpienia miał związek z tym, że nie czuł już do wujostwa nienawiści. Harry pozwolił swoim myślom odpłynąć na chwilę i podryfować w kierunku męża oraz pocałunku, któremu po prostu nie miał siły się oprzeć.

Wspomnienie było takie kojące... Zerknął w lewo, na ciemną sylwetkę idącą obok niego i uśmiechnął się leciutko, a potem westchnął.

Najpierw ciotka.

Kamień MałżeństwOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz