Rozdział 23

65 3 0
                                    

Kylie bez apetytu dziobała widelcem swojego hamburgera z frytkami, siedząc przy obiedzie między Dellą a Mirandą. Zapytała Mirandę, czy rozmawiała z Perrym o sytuacji z poprzedniego wieczora, ale dowiedziała się, że jeszcze nie.

Miranda powiedziała, że znów zadzwonił do niej przystojny czarodziej i umówił się z nią, że zabierze ją w piątkowy wieczór na obiad.

– Co ja powiem Perry'emu? – zapytała. – Hej, chciałam z tobą pogadać, by sprawdzić, czy mamy jakieś szanse, ale najpierw wybiorę się na randkę z innym chłopakiem, żeby się przekonać, czy nie jest fajniejszy?

Kylie i Della zgodziły się, że to nie będzie prosta rozmowa. Zaproponowały jednak, by Miranda przynajmniej podziękowała Perry'emu za to, że wstawił się za nią przeciw Clarkowi.

Kylie miała nadzieję, że Miranda porozmawia z Perrym i odwoła swoją randkę z czarodziejem. Nie miała nic przeciwko przystojnym czarodziejom, ale Perry był swój.

Wsunęła tłustą frytkę do ust, udając, że jest głodna. A potem uniosła wzrok i zauważyła, że Lucas siedzi z innymi wilkołakami. Spojrzała mu w oczy. Uśmiechnął się, a ona odpowiedziała uśmiechem. Proponował jej, by usiadła z nim przy stoliku wilkołaków. Zrobiłaby to, mimo że wiedziała, iż jego towarzystwo za nią nie przepada, zrobiłaby to, bo skoro Lucas mógł im się postawić, to i ona też. Ale jej cieniem była Della, a Kylie wiedziała, że wampirzyca wściekłaby się, gdyby zaproponować jej zajęcie miejsca wśród wilkołaków. Więc zrezygnowała.

Lucas wziął frytkę i gdy wrzucał ją sobie do ust, puścił do Kylie oko. Taki mały gest mógł nic nie znaczyć, gdyby zrobił to ktoś inny, ale dla Lucasa okazanie zainteresowania w miejscu publicznym było czymś poważnym. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i też puściła do niego oko. Zrobiła to, mimo że dwie osoby dalej siedziała Fredericka, która patrzyła na nią tak, jakby chciała rozerwać jej gardło.

A pewnie była do tego zdolna.

Ktoś musiał powiedzieć coś zabawnego kilka stolików dalej, bo w sali rozległy się śmiechy. Zapach hamburgerów mieszał się ze słabym aromatem spalonego drewna. Burnett dopilnował, aby nie było widać śladów bitwy, ale zapach pozostał.

Wszyscy w obozie zdawali się wyjątkowo radośni, najwyraźniej ciesząc się z powrotu Holiday. Jeśli komendantka miała jakieś wątpliwości co do tego, jak bardzo jest lubiana, to liczba pisków, krzyków „wróciłaś!" i uścisków (nawet od kilku wampirów i wilkołaków, co nie zdarzało się często) musiała poprawić jej samopoczucie.

Zabrana o zmierzchuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz