Wracam do normalności jeszcze 2 tygodnie do świąt. Myślałam nawet nad przyjazdem do domu rodzinnego na święta. Aby mieć trochę czasu na przemyślenie kilku spraw. Zwłaszcza tych, które nie dają mi w nocy zmrużyć oka. Gdy idę spać za każdym, razem budzi mnie krzyk mówiący „Nienawidzę cię jesteś dla mnie nikim" jeśli te słowa słyszy się, ciągle to w końcu zaczyna, się w nie wierzyć tak było w moim przypadku. Dołujące także było zachowanie Tess i Londona, którzy udają, że mnie nie ma. Tess umiejętnie utrudnia mi z nim kontakt. Co jest dla mnie dziecinnym posunięciem, ale nie mam siły ingerować. Czuję, że wszystko, co zbudowałam, rozpada się na kawałeczki. Przez długi czas byłam przekonana, że to miłość da mi szczęście, ale obecnie myślę, że byłam w błędzie. Teraz gdy nadchodzą święta czuję się jak typowy Grinch, ta miłość wokoło okazywanie sobie uczuć, filmy romantyczne, które kończą, się szczęśliwym happy endem, randki na lodowisku to wszystko sprawia, że mam ochotę w święta siedzieć zamknięta w pokoju z kubkiem świątecznej herbaty. Jedyna rzecz, którą lubię w świętach. Czynnikiem, dzięki, któremu wstałam w ten „cudny sobotni dzień". Była świadomość, że w lodówce czekają na mnie lody pistacjowe. Po wejściu do łazienki niestety nie uniknęłam odbicia w lustrze. Wyglądałam, dokładnie tak jak się czułam, fatalnie. Miałam wory pod oczami, podpuchniętą twarz, włosy związane byle, żeby się trzymały głowy. Ubrałam szare poplamione dresy i zeszłam na dół do kuchni. Po zejściu po schodach od razu powędrowałam, do lodówki ze smutkiem zauważyłam, że w zamrażarce zostało tylko jedno opakowanie lodów. Co oznaczało, że pora jechać do sklepu. Zjadłam, lody na kanapie oglądając komedię romantyczną. Kobieta, idąc, przez korytarz wpadła, na przystojnego mężczyznę i tak się zakochali. Dlaczego życie nie jest takie proste? Z niechęcią ruszyłam swoje cztery litery, aby w końcu się ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic, następnie zrobiłam full make up, aby zakryć moje wory pod oczami. Włosy wyprostowałam i schowałam pod czarną czapką. Ubrałam czarne jeansy z wysokim stanem, do tego dopasowałam jasny sweterek z golfem i czarny długi płaszcz. Gdy byłam, gotowa wsiadłam do samochodu i ruszyłam na zakupy, po drodze myślałam o Hardinie, jak sobie on radzi przed świętami. Dla Hardina święta to był najgorszy okres, kiedy wszyscy się cieszyli, okazywali sobie miłość, marzyli o prezentach, za to jego marzeniem było to, żeby jego tata przestał wychodzić do baru. W głębi duszy wiedziałam, że sobie poradzi, zwłaszcza że ma kogoś, kogo kocha... Tess.
Po zaparkowaniu weszłam, do sklepu zapełnionego ludźmi. Po wzięciu koszyka powędrowałam od razu do działu z lodami. Od kąt, przeprowadziłam się do Waszyngtonu, wszystkie smutki zajadam lodami. Jest to mój sposób na radzenie sobie z problemami, może nie działa, ale chociaż na chwilę jestem szczęśliwa. Po włożeniu do koszyka 5 opakowań lodów i 2 opakowań pizzy. Mogłam iść do kasy, lecz po drodze do niej dostrzegłam wystawkę z piernikami, przypominały mi dzieciństwo kiedy wyrabialiśmy pierniki razem z Hardinem. Zawsze kłóciliśmy się o lukry i foremki. Piękne czasy. Po dojściu do kasy w moim koszyku oprócz lodów i pizzy pojawiło się także pudełko z masą do przygotowania pierników.
Gdy szłam, w kierunku wyjścia zadzwonił mój telefon, kiedy próbowałam, go wyjąć z torebki wpadłam w kogoś i upadłam, rozsypując zakupy.
- Kurwa, normalnie pięknie- Wyszeptałam pod nosem. - Przepraszam, nie zauważyłam pana.- Po wypowiedzeniu tych słów spojrzałam, w górę. Przede mną stał przystojny wysoki mężczyzna z brązowymi lokami i ciemnymi ogromnymi oczami. Od razu się podniosłam skrępowana.
- Nic się nie stało- Spojrzał, na mnie ukazując szereg śnieżno białych zębów- Pomogę pani.- wypowiedział, po czym włożył rozsypane produkty z powrotem do torby.
- Dziękuję i jeszcze raz przepraszam.- Uśmiechnęłam się zażenowana.
- Nie ma za co pani przepraszać, już dawno nikt na mnie nie wpadł- uśmiechnął się szarmancko.
CZYTASZ
I Hate Hardin Scott
Teen FictionCierpienie, to właśnie zostawia za sobą. Mój mózg jest coraz cięższy, od myśli, ból rozpościera mnie od środka, lecz gdy idzie, w moim kierunku czuje się spokojna i bezpieczna, jak pod tarczą, obok superbohatera. Sorki, tu już trochę za bardzo poje...