10

613 23 0
                                    

Za trzy dni gips miał być tylko wspomnieniem. O to ten czas.
- będę wolna. - powiedziałam do siebie.
Mój gips nie wyglądał już tak pięknie, jak na początku, był cały pod pękany, że jeszcze tydzień to by gips nie miał pięty. Doszły na nim podpisy różnych osób. Jako... w sumie nie wiem kto Zeda. Zabierał mnie na, niektóre ze spotkań z paczką. Choć, byłam, temu przeciwna polubiłam, tą zwariowaną grupę. Choć nadal Molly przypomina, mi o tym całym zajściu to okazała, się spoko. Steph wolę unikać w piątki, bo w ten dzień zawsze wyciąga mnie na imprezy. Udaje jej się za każdym razem, ale zawsze imprezy kończą się tak samo. Siedzę na murku przed bractwem z głową położoną na ramieniu Zeda z murka. To jest już nasza tradycja. Uwielbiam go, za jego charakter, a gdy na niego patrzę, zastanawiam się, dlaczego siedzi zemną zamiast z innymi napalonymi studentkami.
- Dlaczego tu siedzisz? - spytałam.
- Bo ty tu jesteś-spojrzał, na mnie uśmiechając się promiennie.
- A tak na serio, dlaczego nie startujesz do nich? -wskazałam mu dziewczyny przy wejściu. - tylko siedzisz z taką Rose Black.
- Po pierwsze widzisz, jak one wyglądają? Widać, że zabrakło im materiału na resztę spódnic. Po drugie. Nie są w moim typie. A po trzecie, wolę siedzieć z interesującą Rose Black niż z inną, której jutro zapomnę imienia.
- To, jaki jest typ Zeda? - oznajmiłam zaciekawiona.
- Niska takie z 156 centymetrów wzrostu, brązowe włosy do ramion, błękitne oczy. Mądra, odważną, stawiająca na swoim. - przez cały czas spoglądał, przed siebie, jakby unikał ze mną kontaktu wzrokowego. - i ostatnie musi mieć na imię Rose Black. - Spojrzał, na mnie czekając, na moją reakcji.
Mój mózg się wyłączył, zabrakło mi słów, kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć.
Zamiast tego przybliżyłam się do niego i go delikatnie pocałowałam, lecz gdy odsunęła głowę. Zed przyciągnął mnie do siebie. Przeszkodził nam dobrze znany mi głos.
- Rose? - spytała, zdziwiona Tess.
- Hey to ja-powiedziałam żartem.
- Co tu robisz?
- Przyszłam jak nie widać na imprezę. - wskazałam budynek.
- Za chwilę wrócę, chcesz coś do picia? - spytał Zed.
- Tak, poproszę.
Po tych słowach ruszył do wejścia.
- Jesteście razem? - zapytała, zaciekawiona Tess siadając tam, gdzie przed chwilą siedział ciemnooki.
- W sumie nie wiem. Jeszcze tego nie ustaliliśmy, znamy się dopiero kilka tygodni.
- Rozumiem. U mnie też trochę się pozmieniało.
- Jak to?
- Zerwałam z Noah.
- Dlaczego?
- Poznałam kogoś innego, on jest wyjątkowy, jest dla mnie zagadkom, Noah zawsze będzie, moim przyjacielem mam nadzieję, że mi wybaczy- w jej oczach było widać rozpacz.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam, ci psuć nastroju widzę, że końcu jesteś szczęśliwa.
- Jestem, ale pamiętaj, że jesteśmy przyjaciółkami.
- Wiem, zapamiętam.
- Teraz mów kim jest ten tajemniczy wyjątkowy mężczyzna?
- Pamiętasz, tego chłopaka, który mnie wtedy zabrał przed wejściem?
- Tak- czekałam, już tylko aż powie te słowa, abym się rozpadła.
- To właśnie on ma, na imię Hardin Scott-po tych słowach jej oczy się, rozbłysnęły i na jej twarzy pojawił się uśmiech. Za to ja walczyłam z chęcią, pójścia do domu i rozpłakania się przy niej, Lecz tego nie zrobiłam.
- Ooo, nie wiem co ci powiedzieć-wydusiłam, z siebie zaciskając pięści.
- Wiem, jest to chore, ale przy nim czuje, się inaczej jest władczy, ale przy czym bywa opiekuńczy, ale przez niego ranie mojego przyjaciela od dziecka. A ty co uważasz? Co mam zrobić?
W tym momencie mogłam zmienić wszystko, powiedzieć jej, jaki jest Scott, ale nie chce ich ranić. Tess musi popełnić własne błędy, jak mi się nie udało, go zmienić to może ona tego dokona.
- Uważam, że Hardin jest agoranckim, egoistycznym dupkiem, ale też potrzebuje miłości, której mu nie dano. Potrafi, być wspaniały tak jak mówiłaś. Dlatego zostań przy nim i naucz go kochać i jak być kochanym. - po tych słowach wstałam i po obróceniu zobaczyłam Hardina ze szklanymi oczami. Spojrzałam, na niego, a następnie ruszyłam, w kierunku Zeda, który stał oparty o ścianę na ganku z kubkami w rękach.
Tess nie drgnęła, siedziała, nie wiedząc, co się właściwie stało. Było trzeba to w końcu powiedzieć. Gdy podeszłam, do Zeda on mnie objął, ramieniem i zabrał do samochodu.
- Zrobiłaś dobrze. - powiedział, spoglądając na mnie.
- Wiem, ale to cholernie boli-rozpłakałam, się ledwo wyduszając z siebie słowa.
Evans nie powiedział ani słowa tylko złapał, mnie za rękę ten gest wystarczył.
Po minięciu skrzyżowania, gdzie powinniśmy jechać do mojego domu. Nie ukrywałam zaskoczenia, gdy zatrzymaliśmy się na nieznanej mi ulicy. Zed zaparkował, wyjął, klucze z stacyjki, a następnie obszedł samochód i otworzył mi drzwi.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, wysiadając.
- Za chwilę zobaczysz.
- Tak, mówią najczęściej psychopaci w filmach.
- Spokojnie, zaufaj mi. - Ciemnowłosy Uśmiechnął, się promienie ujawniając, dołeczki.
- Okey, ufam Ci.
Zed zaprowadził mnie do nowoczesnego wieżowca. Weszliśmy do windy, która wciągnęła nas na 5 piętro.
Po, wyjściu pszeszliśmy kawałek zatrzymując się przy drzwiach z numerem 48. Zed wyjął, klucze z kieszeni otwierając drzwi.
- Zapraszam-powiedział, wpuszczając mnie do środka.
Mieszkanie było nowoczesne i przestronne z artystycznym wyrazem.
Po wejściu Evans pomógł zdjąć mi kurtkę, którą włożył do szafy w kolorze ciemnego drewna. Następnie zaprowadził korytarzem do dużego salonu z aneksem kuchennym. Moją uwagę przykuły gitary stojące obok półek na książki.
- Witaj w moim domu-oznajmił, pokazując na pomieszczenie-wiem może dziwne, że przyprowadzam cię, teraz kiedy masz gówniany nastrój, ale wolałem mieć cię przy sobie, bo... - w tym momencie spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami, które uwielbiałam- Zależy mi na tobie i martwiłbym, się całą noc jak to znosisz, a przyda, ci się towarzystwo. - powiedział, patrząc, w podłogę a, na jego twarzy pojawiły się rumiecine mówiące, że się zawstydził.
Nic nie mówiąc, podeszłam do niego i przytuliłam mocno.
- Dziękuję- powiedziałam - Zed...
- Tak? - zapytał, oczekując odpowiedzi.
- Zależy mi na tobie.
Uśmiechnął się szeroko i podniósł mnie nad ziemię, a kule wylądowały na białym parkiecie. Okręcał nas kilka razy wokół własnej osi, świat się zatrzymał, widziałam tylko radosną twarz Zeda. W pewnym momencie przestał się obracać, a ja nadal byłam powietrzu. Evans zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku.
- Spokojnie, chętnie teraz bym... - zacisnął, mocno wargi odwracając głowę-ale to nie jest dobry moment, jesteś w ciężkiej sytuacji, a poza tym prześpij się choć trochę.
- Masz, rację-pokiwałam głową-A ty gdzie będziesz spał?
- W salonie na kanapie.
- A ha- powiedziałam odrobinę zawiedziona.
- Chyba że chcesz, żebym został?
- Tak- oświadczyłam, za głośno.
- Okey - Uśmiechnął się, a moje poliki momentalnie pokryły, się czerwonymi rumieńcami co Jeszce bardziej go rozbawiło.

Zed oprowadził mnie po swoim mieszkaniu, najbardziej urzekł mnie ogromny balkon i to, że wszystko osiągnął sam. Całkowity efekt swojego mieszkania zawdzięczał sobie.

- Grałeś na tych wszystkich gitarach czy są wyłącznie częścią wystroju? - pokazałam ręką gitary.

- Tak, moich rodziców ciągle nie było w domu byli pochłonięci pracom a ja zostawałem ciągle z nianiom. Przez 9 lat na urodziny dostawałem gitary, wynikało to chyba z tego, że wiedzieli o mnie tylko jedną rzecz. - po tych słowach posmutniał.

- Bardzo mi przykro- złapałam go za rękę- a ta ostatnia gitara ?

- Ją kupiłem sam, gdy wyprowadziłem się z domu. - znowu na jego twarzy pojawił się uśmiech.

Siedzieliśmy, jeszcze jakiś czas ciesząc się swoim towarzystwem. Później powędrowaliśmy, do sypialni gdzie Zed pożyczył mi spodenki i swoją koszulkę. Następnie poszłam się wykąpać. Nie wiedziałam, jak ciemnooki zareaguje na mnie bez nawet gramu makijażu ze związanymi włosami. Przyzwyczaiłam większość osób do bardzo wyrazistego makijażu i idealnie wyprostowanych włosów, dlatego obawiała się, że moja prawdziwa wersja nie przypadnie mu do gustu. Ubrana w za duży czarny T-shirt, który sięgał mi do połowy ud i w czarne spodenki zawiązane na maksa ruszyłam przez korytarz do sypialni. W której napotkałam Zeda, bez koszulki w samych bokserkach. Jego umięśnione ciało jest w dużym stopniu pokryte tatuażami. Zastygłam, na chwile w witrynie obserwując, jak przygotowuje łóżko do snu. Z obserwacji oderwał mnie Zed, który zeskanował mnie wzrokiem.

- Rose ? - zapytał zaskoczony.

- Wiem, wyglądam tragicznie-oznajmiłam patrząc w podłogę.

- Nie, czuję, się jakbym poznał cię na nowo. Widzę prawdziwą wersję ciebie.- Oznajmił, podnosząc mi głowę, abym spoglądała w jego cudne oczy.

- Jesteś jedną z nie wielu osób, która mnie widzi w tym stanie.

- To źle ? - zapytał niepewnie.

- Nie, właściwie przeciwnie cieszę się, że to ty, a nie ktoś inny. - widziałam jak jego oczy rozbłysły szczerą radością-Dobra koniec tego pora spać-oznajmiłam, kładąc się do łóżka. Po kilku sekundach dołączył do mnie Zed. Odwrócona plecami do ciemnowłosego nie mogłam zasnąć i nie miałam aż tyle odwagi, aby się odwrócić. Po kolejnych 15 minutach zdecydowana odwróciłam, się w jego kierunku był odwrócony twarzą do szafy. Przybliżyłam się do niego i objęłam jego tors. Od razu się odwrócił w moim kierunku i mocno przytulił.

- Jak długo miałem czekać ?

- Tak długo ile było trzeba, abym się zebrała na odwagę.

- Trochę potrzebowałaś około godziny- oznajmił, spoglądając na zegarek stojący na szafce.

Zasnęłam bardzo szybko w objęciach mojego Zeda z murka.

Heyka, mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał😉

I Hate Hardin Scott Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz