16

624 29 6
                                    

Rose:
-Kurwa to musi być on, dlaczego akurat dzisiaj- przeklinałam w myślach.
- Gdzie się tak śpieszysz.... Do raju?- po tej wypowiedzi wybuchł śmiechem.
- Gorszego tekstu nie mogłeś znaleźć- powiedziałam, zakładając dłonie na klatce piersiowej.
Dopiero teraz zobaczyłam zsiniaczony ślad na twarzy Hardina. Podeszłam do niego bliżej, aby skrócić odległości pomiędzy nami.
- Hardi co odwaliłeś- prawie wyszeptałam, dotykając zaświnionego miejsca.
- Mała sprzeczka, nie przejmuj się, kiedyś trzeba przegrać.-wypowiedział, spokojnie patrząc mi w oczy i łapiąc mnie za rękę.
- Przegrałeś? - zatkało, mnie Scott nie był typem, który przegrywa.
- No co w tym dziwnego? Nie jestem niezniszczalny.- wycedził.
- Dobra, a co było warte twojej przegranej?
- Raczej kto.-powiedział, odsuwając się ode mnie.
- Coś się stało Tess i Londonowi? Nic im nie jest? Nic mi nie powiedzieli.- Wkurzona, a zarazem zmartwiona chciałam ruszyć do moich przyjaciół.

Hardin:

Gdy, spytała, co było, warte tej bójki chciałem odpowiedzieć dwoma słowami:

- Ty Rose- wypowiedziałem w myślach.

Gdy zaczęła, ode mnie odchodzić wiedziałem, że muszę ją zatrzymać.

Rose:

Scott złapał mnie za rękę, nie wiedziałam, w jakim celu mnie zatrzymał.

- Muszę się dowiedzieć czy nic nie jest Tessie- powiedziałam, chcąc ruszyć dalej, lecz nie mogłam ręka Hardina nadal oplątywała moją.

- Tessie nic nie jest, nie o nią poszło...- wydusił- ani o Londona- dodał.

- To o kogo Hardin mów wreszcie- wykrzyknęłam

- Kurwa, nieważne- wykrzyknął uderzając pięścią w ścianę- proszę, nie drąż tego tematu.
- Okey, uważaj bo jeszcze rękę będziesz miał posiniaczoną- Przestraszyła mnie reakcja Hardina. Ten gest mi udowodnił, że poszło o coś ważnego, ale wolałam na razie nie ciągnąć tego tematu.

- Przeczytałaś wiadomość?-  Zmienił szybko temat.

-Tak, to nie tłumaczy twojego zachowania, ale jak będę, żyć przeszłością to przyszłość nie nadejdzie.

- Czyli, że...-dociekał dalszej odpowiedzi.

- Czyli, że znowu możemy się nie nawiedzić mniej.

- Jeny ty musisz, komplikować wszystkie swoje wypowiedzi używasz więcej metafor niż ja, a to jest już wyczyn.- wypowiedział, przekręcając oczami.

- Teraz ja jestem królową metafor, ale mogę zwolnić trochę miejsca na mojego przyjaciela Hardiego. - Uśmiechnęłam się, szczerząc zęby jak małe dziecko.
- Królowa, gdzie ?- Zaczął się rozglądać.
- Ha ha bardzo śmieszne- wypowiedziałam, szturchając go w ramię.

Hardin:

Byłem szczęśliwy,że mi wybaczyła, ale to słowo "przyjaciel" odbijało, mi się w głowię jak echo. Ja nie chcę chyba być, tylko jej przyjacielem.

Dlaczego to jest takie popieprzone? Jeszcze mi brakowało pójścia w friendzone.

Po krótkiej chwili zjawiła się ona moja Tess z plecakiem w postaci Londona.

- Cześć Hardin- oznajmiła Tess w różowym sweterku z odkrytym ramieniem i w obcisłych kremowych dżinsach. Po czym ruszyła, w moją stronę całując, mnie w policzek, a następnie stając obok mnie.

- Cześć- uśmiechnąłem się, szeroko patrząc na dziewczynę stojącą obok mnie.

- Cześć Hardin- powiedział London

Nie chciałem mu odpowiedzieć, ale Tess uderzyła, mnie łokciem w żebro dlatego byłem zmuszony do opowiedzenia.

Cześć- odpowiedziałem, przewracając oczami.

Tess razem z Londonem zaczęli opowiadać, nie dając dojść do głosu nikomu innemu.Spoglądałem cały czas na Tess, na jej gesty, ruchy. Co jakiś czas nie słuchając pokiwałem głową,albo coś tam mówiłem, nie znając tematu poruszonego przez tę dwójkę. Po jakimś czasie zerknąłem w miejsce, na którym nie dawno stała Rose, lecz jej nie było.

- Gdzie ona jest?- wepchnąłem się w połowę wypowiedzi Londona.

- Kto?- odpowiedziała Tess zszokowana moim zachowaniem.

- Poszła do biblioteki.- oznajmił przydupas, wiedząc, od razu o kogo chodzi.

- Dzięki- wymówiłem, do Londona następnie całując Tess w usta, po czym bez tłumaczenia pobiegłem do biblioteki.

Na campusie biblioteka, była ogromna, ale w głowie sobie powtarzałem "gdzie by poszła Black"

Pierwsze co mi przyszło na myśl to miejsce, gdzie, rzadko są miewani ludzie. Po jeszcze chwili zastanowienia przyszedł mi pomysł gdzie może być

- Dział kronikarski.- wykrzyknąłem na głos, przykuwając uwagę innych studentów.

Rząd 48 była tam .

- Co tu robisz?- oznajmiła, przecierając, oczy od łez siedząc, na podłodze oglądając kroniki ze starych lat.

- Szukałem cię- wypaplałem, bez myślenie.

- Przypomniałeś sobie, że istnieje, gratuluję- zaklaskała w ręce, po czym wróciła do przeglądania kronik.

- Martwiłem się o ciebie nawet nie zauważyłem kiedy poszłaś.- wymamrotałem.

- Nie dziwię się, że mnie nie widziałeś, byłeś zajęty.- opuściła głowę, unikając ze mną kontaktu wzrokowego.

Kucnąłem obok niej, aby patrzyła mi w oczy.

- Rose...Ja cię.- chciałem to powiedzieć, ale mi przerwała.

-Rozumiem, że jesteś z Tess. Naprawdę staram się cieszyć waszym szczęściem, ale czasami jej zazdroszczę .

- Czego możesz jej zazdrościć?- zapytałem

- Tego, że ma ciebie.- powiedziała wyduszając z siebie zdanie.

Chciałem ją mieć blisko, może za bardzo, każdy chce mieć to czego osiągnąć nie może . Chce być częścią jej życia, ale wiem w głębi , że końcu po kilku chwilach będziemy obydwoje cierpieć.
- Nie masz czego uwierz mi. -powiedziałem patrząc  w jej błękitne oczy.
- Uwierz mi,że jest- spojrzała na mnie wzrokiem pełnym ciepła.
- Nie jest znasz starego mnie,ciągle masz nadzieje,że wróci,lecz nie powróci- rzuciłem z wściekłością i bezradnością  kroniką o ścianę- Jest ten i nie czekaj na tamtego bo nie wróci.- Patrzyłem na nią jej spojrzenie było pełne bólu i strachu. Zrozumiałem w tym momencie,że ona kocha starego mnie a Tessa tego kim jestem teraz. Nie możesz żyć przeszłością i mylnymi nadziejami.
- Powiem ci tylko jedno, ja też potrafię obrażać i rzucać książkami- uderzyła kolejną księgą o ścianę.- Nawet lepiej od ciebie następnym razem lepiej zegni nadgarstek.- wstała i wyszła bez żadnych emocji,bez kompletnie żadnej reakcji.
Rose:
Co miałam powiedzieć? Że poczekam jeszcze długie lata? Że go kocham i mam wszystko w dupie ? A może pokazać swoją siłę i walnąć książką? Te myśli mi towarzyszyły. Chce być jego przyjaciółką może to się uda za jakiś czas. Po wyjściu z biblioteki wsiadłam do samochodu ponieważ musiałam być w wydawnictwie na czas. Praca ostatnio dawała mi ogromne ukojenie i spokój czego potrzebowałam. Moje biuro odwiedzałam co raz częściej gdy miałam rozkmine potrafiłam przyjść w środku nocy aby pobyć w moim biurze i popracować. Każdego dnia gdy drzwi windy się otwierają wita mnie uśmiechnięta Kimblery ta wysoka blondynka, w ostatnim czasie stała mi się bardzo bliska. Jest to osoba z dużym bagażem doświadczeń, lecz nadal jest spaniałą radosną ciepłą osobą.  Poza tym chce się od niej dowiedzieć jak po 30 wyglądać tak rewelacyjnie.
Hardin:
- Czas przemija, ubywa nie dawno jako dzieci na placu zabaw dzisiaj jak dorośli,może przy regale odnajdę cię. Następnym razem może w innym wcieleniu odnajdę cię  i w moich ramionach ukryje czas tyka już wiem że w tym w cieleniu nie napotkamy się dlatego obiecuje że wtedy pokochasz mnie...- W pisaniu wiersza przerwała mi Tess.
- Co tam piszesz cały czas ?- powiedziała chcąc zabrać mi notatnik.
- Nic- uśmiechnąłem się uwodzicielsko aby przestała pytać a następnie zamknąłem czarny skórzany notes.
Niech nie wie co w nim jest bo jego treść może zmienić wiele.

I Hate Hardin Scott Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz