13

518 20 1
                                    

W ten poniedziałek byłam umówiona na 10:00 na zdjęcie gipsu, nie mogłam, się doczekać aż będę miała możliwość pożegnać to obciążenie. Tego dnia obudziłam się jako pierwsza wtulona w klatkę piersiową Zeda. Był przeuroczy, gdy spał, nawet nie miałam ochoty go budzić. Z tego powodu pocałowałam, go w czoło, na co lekko się wzdrygnął, następnie podskakując, powędrowałam do kuchni. Tym razem to ja przygotowałam śniadanie, choć trochę to mi zajęło, brak znajomości kuchni Evansa i gips nie pomagały. Przygotowałam tosty i sałatkę owocową a do picia jego ukochaną kawę latte. Gdy wszystko było gotowe, podskakując, dotarłam do garderoby Zeda i wybrałam tym razem T-shirt czarny z płomieniami i czarne spodnie, do tego dobrałam czarny bunny hat. Po skompletowaniu mojej stylizacji spojrzałam na zegarek.
- O kur*a- wykrzyknęłam, gdy na wyświetlaczu zegarka wyświetlana była 9:20. Powodem mojej reakcji był fakt, że do przychodni jedzie się około 40 minut.
- Co się dzieje? -Zapytał zaspany Zed, przecierając oczy.
- Jest 9:20 a na 10 mam wizytę.
- Ja Pierdole to, co my tu robimy, lecę się ubrać a ty włóż buty- powiedział w mega pośpiechu.
Posłuchałam go i posłusznie nałożyłam obuwie, kilka sekund później przede mną stał już gotowy Evans.
Pierwszy raz widziałam na liczniku w samochodzie Zeda takie liczby, brunet należy do osób rozsądnych zwłaszcza na drodze, ale nie tym razem. Jechał jak błyskawica, przez co tylko czekałam, aż złapie go jakiś fotoradar. Podróż od domu Zeda na miejsce zajęła, nam 20 minut co dawało nam jeszcze szanse na to, że jeszcze zdążę, w szybkich podskokach o 9:58 znalazłam się pod gabinetem doktora Williama Shaya. Pani w rejestracji oznajmiła, że jest, lettkie opóźnienie, przez co musimy chwilę poczekać. Usiedliśmy w poczekalni, nie komentując, ile stresu nas kosztowało dotarcie tutaj na czas. W poczekalni siedziało jeszcze kilka kobiet, które nie odrywały wzroku od Evansa, Wiedziałam, że Zed jest przystojny do kwadratu, ale dopiero teraz zaczęłam zauważać miny napalonych na niego dziewczyn. Gdy ciemnooki zauważył moje srogie spojrzenie skierowane do blondynki z naprzeciwka. Zaśmiał się i złapał mnie za rękę. Na co natychmiast się uspokoiłam, a kobieta zawiedziona usiadła na drugim końcu korytarza. Chwilę później nastała moja kolej. Po wejściu do niewielkiego gabinetu. Doktor skierował mnie na fotel, po czym rozciął gips. Z ulgą usłyszałam, że wszystko wróciło do normy. Czekały mnie jeszcze rehabilitacje, ale tym się już nie martwiłam. Najważniejszy był fakt, że byłam znowu wolna. Podczas wychodzenia zaczepiła mnie kobieta, którą od razu rozpoznałam.
- Dzień dobry, już minął miesiąc?-zapytała uśmiechnięta pielęgniarka, która mnie przyjmowała w rejestracji po wypadku.
- Tak, na szczęście- uśmiechnęłam się szeroko.
- A gdzie pani przeuroczy chłopak? - zapytała, rozglądając się po korytarzu.
- Tu jestem- oznajmił, Zed nie wiedząc, o co pani chodzi.
- Nie o pana chodzi.- powiedziała kobieta. - Z tą panią- wskazała palcem na mnie- Był przeuroczy zielonooki mężczyzna z krótkimi włosami i masą tatuaży. Było, między nimi czuć od razu miłość to się rzadko, zdarza.- oznajmiła, po czym chciałam zapaść się pod ziemię.
- Tamten mężczyzna nie był moim chłopakiem. - powiedziałam, na co z pielęgniarki twarzy zszedł uśmiech.
- Bardzo przepraszam- oznajmiła zszokowana.
- Nic się nie stało- odezwałam się, aby rozluźnić atmosferę- musimy już lecieć. Do widzenia, miłego dnia.- oznajmiłam, po czym opuściłam budynek.
Bez słowa weszliśmy do samochodu.
- Jesteś zły? -wymamrotałam.
- Jak mogę być zły, na to, że nieznajoma mi kobieta mówi o tym, jakie to uczucie łączy Hardina i moją dziewczynę- wycedził ironicznie.
- Naprawdę cię przepraszam, nie wiedziałam, że ona, jeszcze mnie pamięta- wybełkotałam.
- Może miała rację- oznajmił.
- Co?
- Może powinnaś, być z jak ona to powiedziała swoim, przeuroczym chłopakiem.- wykrzyknął.
- Zed, nie wiesz, co mówisz- powiedziałam z łzami w oczach.
- Dobrze wiem, co mówię.
- Na mnie ty byłeś przeuroczym chłopakiem.- wydukałam- a teraz się zatrzymaj.
- Rose- wymamrotał, akurat stając na światłach.- Nie wysiadaj.- rozkazał mi prawie szeptem.
- Już za późno Zed, jak sobie wszystko przemyślisz, to porozmawiamy.- wydusiłam, wysiadając i patrząc na załamaną twarz Evansa.
Dopiero po odjeździe Zeda zrozumiałam, że wysiadłam na nieznanym mi terenie i nie miałam pojęcia, w którą stronę mam iść, a co najlepsze mój portfel został u Zeda, przez co nie miałam możliwości skorzystania ani z taksówki, ani komunikacji miejskiej. U progu sił usiadłam, na przystanku przeglądając wiadomości i nieodebrane połączenia.
Rekordzistą został London, który dzwonił do mnie 28 razy w ciągu dwóch dni. Następna była Tessa, która dzwoniła 18 razy. Na samym końcu ujrzałam, że napisała do mnie jedna osoba Hardin, a wiadomość od niego brzmiała tak:
Cześć, dzięki... Za wszystko, wiem, że myślisz, że nie pamiętam tych wszystkich pojebanych akcji, w których ratowałaś mi dupę. Jednak jesteś w błędzie. Byłem na ciebie tego dnia wściekły, bo... Nie było to spowodowane tym, że mnie nie uratowałaś tylko tym, że nie było cię przy mnie. Wszyscy odchodzą i byłem przekonany, że Ty też odeszłaś, nigdy ci tego nie wyznałem, bo wolałem słuchać gniewu, który we mnie tkwił. Uświadomiłaś mi na imprezie, że nigdy nie odeszłaś, ode mnie tylko ja zostawiłem ciebie.
Przepraszam Hardin.
Ta wiadomość mnie wgniotła w oparcie. W jakimś stopniu mogłam zrozumieć jego zachowanie, choć go do końca nie usprawiedliwiam. Byłam sama na jakimś zadupiu, bez pieniędzy. Zajebisty scenariusz, a co najlepsze London i Tess w tym samym czasie byli na zajęciach. Gdy chciałam już wybrać numer Scotta. Ktoś zatrąbił do mnie z białego bmw, ku mojemu zdziwieniu z samochodu wysiadła Molly.
- Cześć, podwieźć cię do domu?- zapytała różowo włosa.
- Tak, ratujesz mi tyłek.- oznajmiłam radośnie z ulgą.
Po wejściu do samochodu nie uniknęłam pytań Molly, ale dziwnie chciałam, na nie odpowiedzieć podobno wygadanie się jest, bardzo ważne i potrzebne. Była to prawda, po otworzeniu się czułam, jak schodzi ze mnie powietrze. Po podjechaniu pod mój dom zaprosiłam Molly do środka, lecz była już umówiona z Tristanem. Niestety zostałam znowu sama. Dom stał, jak zawsze w środku był w takim samym stanie, jakim go zostawiłam dwa dni temu. Jedynym pozytywem tego dnia był fakt, że się będę mogła ubrać jeansy, które kocham z całego serduszka. Po ubraniu ich okazało się, że zrobiły, się sporo za duże nie wiem jakim cudem, ale tak było. Możliwe, że, wpłynął na mnie w ten sposób stres, którego ostatnio miałam pod dostatkiem. W ten sposób ostatnie światełko szczęścia przestało działać. Pogrążona w smutku przespałam resztę dnia.

I Hate Hardin Scott Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz