3

984 31 2
                                    


To ten dzień, idę do pracy. Nie widziałam jeszcze tak szczęśliwej osoby z powodu pójścia do pracy. Nie miałam pojęcia jak się ubrać, dlatego stwierdziłam, że połączę mój styl, ale dodam mu trochę elegancji.

Ubrałam jeansy z przetarciami, do tego dobrałam kremowe body z kwadratowym dekoltem, na to wszystko narzuciłam marynarkę i ubrałam szpilki.

Później włosy, makeup i mogłam wychodzić. Autobusem jechałam pół godziny.Coraz bardziej chciałam kupić samochód. Po wejściu do Vance wiedziałam, że to teraz mój drugi, raczej trzeci, dom.


Po wjechaniu na ostatnie piętro już czekała na mnie uśmiechnięta Kimblery.

- Część Rose, jak tam samopoczucie?

- Bardzo dobrze.

- Za chwile cię oprowadzę, tylko czekam na jeszcze jednego nowincjusza.

- Oooooo, jest jeszcze ktoś?

- Tak, jakiś nowy facet, jak dobrze pamiętam Harbi lub coś takiego.

- Hardin?

- Tak, Hardin.

Moje serce zaczęło bić mocniej, to nie możliwe, żeby to był on. Był w Anglii, to niemożliwe.

- O, już jest - powiedziała Kimblery, po tych słowach zaczęłam się powoli odwracać w kierunku nowego mężczyzny.

Tylko nie on, tylko nie on.

Po odwróceniu się podniosłam głowę, żeby spojrzeć mu na twarz. Kur*a, był to Hardin.

- Cześć Kimblery - powiedział Hardin.


- Witam cię Hardin, poznaj Rose, także będzie tu pracować.

Nic nie powiedział, może to lepiej. Nie poznaję Hardina. Kiedyś miły i wspaniały człowiek, w którym się zakochałam, a może od zawsze był chamski, tylko tego nie dostrzagałam?

Po cichym oprowadzeniu, Kimblery zaprowadziła nas do swoich gabinetów.

Moje biuro było takie, jak bym sama wybrała. Było w nim jasno dzięki ogromnym oknom. Miałam ogromne biurko z wieloma szufladami. Przy oknie stała duża lampa i różowy fotel. Rośliny i dekoracje idealnie pasowały do mnie. Wyobrażałam sobie już siebie siedzącą na różowym fotelu czytającą kolejne prace.

Tą piękną chwilę przerwał mi znajomy głos.

- Cześć.... - powiedział Hardin przeczesując włosy, robił to zawsze gdy się stresował.

Dopiero wtedy zorientowałam się, że mój "przyjaciel" ma wydzierane tatuaże na całych ramionach i kolczyk w brwi. Dodawało mu to charakteru. Nastał ten moment, wielkie starcie.

- Hej....?

- Czemu mnie śledzisz?

- Co, kur*a?

- No, dlaczego tu przyleciałaś?

- Mogę spytać o to samo i nie muszę się tobie tłumaczyć.

- Właśnie, że musisz, jesteś moją przyjaciółeczką, jak ty to twierdzisz.

- Nie pytałeś mnie o zdanie, gdy przeleciałeś dziewczynę w toalecie. Nie, już nie jestem i nigdy nie będę twoją nawet znajomą, przestań wchodzić z buciorami w moje życie. Nie chcę cię znać!

- Wiem, że długo nie wytrzymasz, jesteś słaba i bezsilna.

- Nie, jestem silna, będę walczyć.

- Ta, jasne, bo ci uwierzę, kochasz mnie jeszcze?

To pytanie mnie złamało, wiedziałam, że chce wywołać u mnie płacz, ale nie tym razem.

- Ni...eeeee - powiedziałam jąkając się

- No właśnie, nadal mnie kochasz, ale jesteś głupia, myślisz, że ktoś cię pokocha? Jesteś straszna, ale się chociaż na coś przydawałaś, byłaś tak mną zaślepiona, że aż mi cię ociupinę żal.

Reszta mojego serca się kruszy.

- Wyjdź stąd i nigdy nie wracaj. Żałuję, że cię spotkałam.

- Nie martw się, wrócę - uśmiechnął się swoim parszywym uśmiechem i wyszedł.

Po jego wyjściu osunęłam się na ziemię, nie płakałam, nie okazywałam emocji, porostu siedziałam patrząc przed siebie.

Wstałam po dłuższym czasie, wzięłam się za pracę, aby zapomnieć. Pomogło na chwilę. Po pracy czekałam, aż wszyscy wyjdą. Szybkim krokiem kierowałam się w stronę mojego nowego samochodu, lecz gdy byłam na parkingu, zauważyłam, że mój samochód jest zastawiony przez czarny samochód.

Wiedziałam kogo to sprawka, ale się zastanawiałam skąd wiedział, że to mój samochód.

- Nie możesz wyjechać - poczułam oddech Hardina na swojej szyji. Wiedziałam, że go to bawi, ale mnie już przestało.

- Co ode mnie chcesz?

- Nic, lubię cię przerażoną, bojącą się mnie - dotyk Hardina krążył po moich ramionach.

- Tylko jest jeden problem - powiedziałam stanowczo.

- Niby jaki? - zapytał zaciekawiony.

- Już się ciebie nie boję, tylko mnie bawisz.

- Myślisz, że cię nie znam, zawsze byłaś przerażona.

- Może tak, ale nie znasz mnie na tyle.

Zdeterminowana podeszłam do swojego samochodu wsiadłam i niepostrzeżenie zadzwoniłam po lawetę. Gdy zadzwoniłam, wyszłam, poszłam do restauracji przy biurze, wiedziałam, że za mną pójdzie.


Zamówiłam lody z truskawkaimi, malinami i jagodami. Oczywiście usiadł naprzeciwko mnie.

- Co, myślisz, że lody roztopią twoje smutki?

Spojrzałam w telefon, otrzymałam wiadomości, że laweta jest już na miejscu.

- Nie, czekam - powiedziałam z trochę przerażającym uśmiechem.

- Na co, do cholery, możesz czekać?

- Na to - pokazałam mu palcem parking.

Laweta już miała przymocowany jego samochód.

- Co kurwa, ty to ograłaś?

- Nie, wcale.

- Pożałujesz.

- Mi, serio? Te twoje groźby na mnie nie działają. Za dobrze cię znam. Możesz już iść, chce w spokoju zjeść lody.

Wyszedł bez słowa, pierwszy raz w jego oczach zobaczyłam tyle nienawiści, byłam temu wina, ale właśnie przez to byłam szczęśliwa.

Po powrocie do domu nie mogłam uwierzyć, jak się zmieniłam, stałam się twarda, a to zasługa właśnie jego.



I Hate Hardin Scott Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz