7

773 21 0
                                    

- Kur*a nie na widzę gipsu. - krzyczałam, sama do siebie skacząc, na, jednej nodze do łazienki. Scott miał przyjechać dopiero za dwie godziny, więc do tego czasu musiałam sobie radzić bez kul. Byłam wdzięczna sama sobie, że wybrałam dom z bardzo szerokimi, antypoślizgowymi schodami. Ułatwia mi to życie, gdy postanowiłam zjeść śniadanie. Przygotowałam grzanki z masłem orzechowym i smoothie z arbuza, truskawek, granatu i malin. Po przygotowaniu chciałam zjeść posiłek w salonie, lecz nie mogłam. Skakanie i przenoszenie czegoś płynnego, skończyłoby się tragedią. Więc byłam zmuszona na zjedzenie posiłku przy marmurowej wyspie kuchennej. W delektowaniu się smakiem smoothie przerwał mi dźwięk telefonu.
- Halo.
- Cześć, kochanie co tam u ciebie słychać-powiedziała moja mama.
- A dobrze, jem właśnie śniadanie, a co tam u was.
- Dobrze, tęsknimy. Nie szykujesz się do wyjścia na wykład?
- Nie, dzisiaj nie idę.
- Dlaczego? Już Ci się nie chce uczyć, jesteś zbyt leniwa, żeby ruszyć tyłek, na wykłady? - wykrzyknęła moja mama.
To była typowa reakcja, wszyscy uważali, że moja mama jest przepiękną, pełną wdzięku, spokojną i opanowaną kobietą. O tuż nie, na mojej mamy liczyło się tylko zdanie innych. Musiałam ubierać się jak inni, chodzić uczesana jak inne dziewczyny. Musiałam dostawać 5 i 6 nawet z przedmiotów, których nie rozumiałam. Jak dostawałam 4 to....zamykała mnie w pokoju przed książkami, abym to poprawiła.
Nigdy o tym nawet nie chciałam nikomu mówić, bo to nie jest nic miłego.
- Mamo, może dlatego, że mam skręconą stopę i wróciłam prawie o drugiej w nocy do domu i jeszcze nie mam kul.
- Jak mogłaś być tak nieostrożna, aby doprowadzić do tego.
- Muszę kończyć, pa.
- Jeszcze nie skończyłam.
- Pa -rozłączyłam, się.
To właśnie Elizabeth Black, spokojna i opanowana.
Załamana do jadłam śniadanie, po czym rozbrzmiał dzwonek od drzwi.
- Już idę- krzyknęłam, raczej skacze, ale ok.
Po otworzeniu drzwi ukazał mi się Scott w czarnych jeansach i czarnym dopasowanym T-shircie.
- Cześć- uśmiechnął się lekko- szukałem, ale końcu znalazłem czerwone kule- pomachał kulami, które trzymał w ręce.
- Hey- odwzajemniłam jego uśmiech- nareszcie, ile czasu mam czekać. Jakbym dalej tak, wyzywała ten, gips to sąsiedzi zadzwoniliby na policję.
- Proszę o to, twoje podnośniki betonu- Uśmiechnął się i podał mi kulę.
- Nie wierzę, że znalazłeś czerwone.
- Było to trudne, ale wykonalne.
- Wchodzi, zrobię ci kawę.
- Już, idę na kawę zawsze.
Poszliśmy, do kuchni Scott usiadł, na stołku przy blacie.
Dobrze, pamiętałam, że nie mam kawy, ale chciałam, żeby wszedł.
Zalałam Zieloną herbatę, która miała dzięki dodatkom naprawdę intensywny ciemny kolor.
- Proszę- podałam mu kubek.
- Dzięki
Po upiciu łyka na jego twarzy pojawił się grymas.
- I Jak smakuję kawa?
- Serio? Nie masz kawy?
- Nie same zielone herbaty-pokazałam wnętrze jednej z szafek.
- Musisz kupić kawę- wstał ze stołka i podszedł do mnie.
- Dlaczego, ja jej nie piję? - czułam, jak dostaje, gęsiej skórki i jak galopuje mi serce, gdy Hardin zbliżał się coraz bliżej.
- Dla mnie- wyszeptał mi do ucha, a następnie spojrzał mi w oczy- może mi się coś należy za przywiezienie twojego sprzętu? - złapał mnie rękoma za twarz i delikatnie kciukiem dotknął moich warg.
- Może? - wyszeptałam, ledwo oddychając. Spojrzałam w jego głębokie zielone oczy.
- Może na pewno- kontynuował.
- Dziękuję, że je przywiozłeś.
- Coś jeszcze?
- To- po tym słowie go pocałowałam, Hardin odwzajemnił, pocałunek, po czym posadził, mnie na blacie. Moje ręce wędrowały po jego włosach i twarzy. Scott trzymał, mnie mocno jakby się bał, że ucieknę. Przerwał nam dzwonek mojego telefonu.
- Nie odbieraj- powiedział, Hardin całując, mnie po szyi.
- Muszę odebrać.
- Okej, ale ja nieprzestane kontynuować.
- Jakoś dam radę.
Po odebraniu usłyszałam głos Londona.
- Cześć Rose, gdzie jesteś?
- Cze...ść- nie mogłam się skupić, przez Hardina, który coraz bardziej mnie prowokował. - Dzisi...aj mnie nie będzie.
- Coś się stało?
- Mam skręcony....staw skokowy, wróciłam dzisiaj prawie o drugiej i jestem...padnięta- Scott nie przestawał, myślałam, że za chwilę nie wytrzymam i London się domyśli.
- Właśnie słyszę, że mówisz jakoś inaczej, to teraz odpoczywaj, jak będziesz, na kampusie to wszystko nam opowiesz.
- Pewnie, pa.
- Pa- po tym słowie się rozłączył.
- Chcesz, żebym cię udusiła.
- Może, mówiłem, że nieprzestane.
- Hardin- wzięłam, jego twarz w ręce głaszcząc, kciukiem. - nieśpieszny się.
- Wiesz o tym, że nie chodzę na randki.- odszedł, oburzony siadając z powrotem na swoim miejscu.

- A ja.... - opuściłam głowę.
- A ty co?
- Nie miałam chłopaka. - powiedziałam, następnie wychodząc, do salonu.
- Rose, czekaj.-powiedział, po czym mnie, zatrzymał w korytarzu- nie miałaś nikogo?-spojrzał, mi głęboko w oczy łapiąc, mnie za ramiona.
- Nie- odpowiedziałam cicho- bo nikt mnie nie interesował.
- Jak to przecież, mnie lubiłaś - zrozumiał, po chwili co chciałam, mu przekazać- czyli lubiłaś tylko mnie?
- Tak, już mnie nie męcz- chciałam iść do salonu, ale Hardin przycisnął mnie do ściany.
- Chcę spróbować, chodzić na randki.- oznajmił, nadal, trzymając mnie przy ścianie.
- Dlaczego, tak naglę?
- Nie chcę, żebyś dłużej żałowała, że mnie wybrałaś, a nie takiego Neta.
- Mówisz serio? - nie mogłam uwierzyć w to co właśnie powiedział.
- Tak.
- Możesz już mnie uwolnić, chce oglądać Sherlocka.
- Okej. - Uśmiechnął, się kiwając, głową, po czym pozwolił mi pójść na kanapę.

Gdy usiadłam, był już obok, mnie. Podczas filmu objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego barku.
- Zgadzam się, chce, spróbować-powiedziałam patrząc na ekran.

Naprawdę? - podniósł się, aby na mnie spojrzeć.

- Tak, nie karz mi więcej tego powtarzać, bo sama nie wiem, co robię.

Był szczęśliwy, co napawało mnie radością. Po mile spędzonym czasie. Hardin pojechał, do bractwa a ja zostałam sama ze sobą, znowu. Bałam się, czułam, że już niedługo będę cierpieć, ale wolę spróbować niż całe życie żałować, że nie spróbowałam.
Przed snem zadzwoniła do mnie Tess. Wypytała mnie o wypadek i tak dalej. Czułam, że przejmowała się bardziej niż ja. Nie powiedziałam jej całej historii. Zmieniłam fakt, że zawiózł mnie Hardin na taksówkę. Pogadałyśmy jeszcze półtora godziny o wszystkim i niczym. Następnie, odczytałam smsa od Scotta.
- Dobranoc, głupolu.
- Dobranoc, trollu.
- Dlaczego trollu?
- Tak jakoś, mi do ciebie pasuję.
- W takim razie obydwoje jesteśmy trollami.
- Nie, życie głupola to praca na pełen etat.
- Idzi już spać, będę jutro o 8
- Co?
- A niby jak dostaniesz się na kampus?
Zapomniałam, że muszę dojeżdżać na zajęcia.
- Pojadę.
- Czym?
- Samochodem.
- Z kim?
- Z moim prywatnym trollem.
- Ha Ha, bądź gotowa na 8, podjedziemy jeszcze do sklepu i do kawiarni.
- Dobrze trollu.
Ustawiłam budzik na 7, po czym zasnęłam.

I Hate Hardin Scott Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz