25

178 9 4
                                    



Byłam na imprezie w jednym z Londyńskich klubów, z nieznajomymi, których nigdy nie widziałam wcześniej, ale ku mojemu zdziwieniu czułam się przy nich komfortowo. Po wejściu na parkiet czułam woń wolności. Kręcąc się w kółko na środku parkietu, szturchnęłam kogoś plecami po obróceniu dostrzegłam Hardina obściskującego się z Tess. Nagle wszystkie światła zgasły zostałam tylko ja i oni. Krzyczałam z nadzieją, że przestaną, ale nic to nie dało. Zapłakana upadłam na ziemię.

W tym momencie gwałtownie się przebudziłam, cała mokra od potu, spojrzałam na zegarek, na którym wyświetlona była już 8. Bez zastanowienia wstałam, przemęczona z przekrwionymi oczami. Sen mnie przeraził, a najbardziej ta bezradność, jaką czułam, gdy była przy nim. Natychmiast udałam się do łazienki, aby zmyć ten koszmar z siebie, który chodził po mojej głowie. Dzisiaj był 24 grudnia, więc miałam w planach kupić prezenty rodzicom, aby wręczyć im je jutrzejszego dnia. Po wyjściu spod prysznica udałam się po moją walizkę, z której wyjęłam jasnozieloną bluzę, do której dołożyłam spodnie dresowe w tym samym kolorze, następnie się pomalowałam, związałam włosy w niskiego koka, następnie dobrałam biżuterie, która dopełniła całość. Po zejściu w salonie na kanapie już czekali na mnie rodzice. Mama siedziała na swoim ulubionym, brązowym, skórzanym fotelu. Ubrana była w aksamitną białą piżamę, do której miała dobrany szlafrok w tym samym kolorze. Jak zwykle z rana wpatrywała się w telewizor, oglądając wiadomości. Za to mój tata siedział przy stole jadalnianym zachwycony nowym przeglądem szachowym. Uwielbiał je czytać, za dawnych lat miał wiele sukcesów w tej dziedzinie, lecz później z tego zrezygnował na rzecz naszej rodzinnej firmy.

– Rose, zamieniłaś się w ropuchę? – Zapytała podniesionym głosem zszokowana mama. Już się zaczęło – pomyślałam, przewracając oczami.

– Cześć Mamo, nie wiem, czy pamiętasz, ale tak zielone są żaby, a ropuchy są ciemniejsze. – Oznajmiłam, całując tatę w czoło.

– To nie zmienia faktu, że to nieodpowiedni strój, ludzie cię wyśmieją na ulicy, co powiedzą sąsiedzi. – Powiedziała na jednym wydechu.

– Niech się patrzą, lubię ten dres, może dzięki niemu jakiś książę przemieni mnie w księżniczkę – Odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko, po czym udałam się do wyjścia

– Pa tato – zawołałam w holu.

– Pa córuś – Wykrzyknął radośnie.

Wyszłam z domu w fenomenalnym nastroju, do czasu, aż spojrzałam na dom mamy Hardina. W tym momencie przypomniałam sobie sen, lecz chciałam go zignorować, dlatego ruszyłam dalej. Po około 5 minutach stwierdziłam, że zadzwonię do Scotta, czy nie chce się ze mną wybrać na zakupy, lecz nie odebrał jedyne, co usłyszałam to głos poczty głosowej. Z lekkim niepokojem włożyłam telefon do kieszeni, założyłam słuchawki i skierowałam się w kierunku metra. Miałam w planach przejazd do galerii handlowej Cardinal place, aby znaleźć coś dla rodziców. Jak zwykle w metrze był ogrom ludzi niezależnie od pory dnia, czy pory roku. Ludzi w Londynie było multum, lecz mi to nigdy nie przeszkadzało, lubiłam ten moment, kiedy w tłumie ludzi stawałam się niewidzialna, teraz, zamiast się chować, zaczęłam przyglądać się uważniej ludziom ich zachowanią i gestom. Po dłuższej chwili usłyszałam numer stacji, na której musiałam wysiąść, z lekkim problem przecisnęłam się pomiędzy ludźmi. Od metra dzieliła mnie do celu niewielka odległość. Po wejściu do centrum zaczęłam polowanie, ale jak zwykle, to bywa, gdy się czegoś szuka, to nic nie można znaleźć. Przechodziłam obok kolejnych sklepów, myśląc już o porażce, udałam się do sklepu, który mi dawał najwięcej szczęścia, czyli księgarni, gdy poczułam woń nowych książek, zapomniałam o świątecznym problemie. Przechadzałam się po kolei pomiędzy kolejnymi regałami, aż zobaczyłam książkę Wielki Gatsby, od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Przypomniałam sobie kłótnie z Hardinem na uczelni, w tamtym momencie nie byłam, świadoma co przyniesie mi przyszłość. Myślałam nad tym, aby zabrać ją ze sobą i podarować Scottowi, niepewna wsadziłam ją do koszyka, aby to jeszcze rozważyć, obok kultowych powieści moją uwagę przykuła błękitna okładka, bez namysłu wzięłam ją do ręki, był to tom autorstwa Kundera Milana pod tytułem „Nieznośna Lekkość Bytu" po przeczytaniu opisu wiedziałam, że chce zabrać ją ze sobą. Moja miłość do książek doprowadziła do zakupu 4 książek, z czego wszystkie miały trafić w ręce Hardina. Później udałam się do Sephory, gdzie przeglądałam męskie perfumy dla taty, a skończyło się na zakupie idealnego zapachu dla Scotta. Podświadomie, gdzie się nie udałam, szukałam czegoś dla niego. Gdy to zrozumiałam, stanowczo stawiając granice, znalazłam prezenty dla rodziców. Dla mamy wybrałam złote kolczyki z zielonymi kamieniami. Kojarzyły mi się z jej siłą, którą emanuje zawsze niezależnie od sytuacji. Zaś dla taty kupiłam zatyczki do uszów, żyjąc z tą szaloną blondynką, jest to wskazane i jako główną część prezentu wybrałam czarny instax. Tata od zawsze kochał zatrzymywać chwilę, kiedyś męczył się z kliszami i z bieganiem w te i z powrotem do punktów wydruku, dlatego wiedziałam, że pokocha tę metodę. W drodze powrotnej wysiadając z metra, moje stopy poniosły mnie do Central parku, za mojego dzieciństwa było tu mnóstwo nastolatków siedzących na ławkach, starszych pań przechodzących się ze swoimi pupilami, panów grających w szachy. Teraz, idąc przez te aleje, spotkałam dwie trzy osoby w popłochu biegnące do swoich celów. Gdy minęłam, to miejsce natchnęła mnie nostalgia, która towarzyszyła mi, aż do mojej ulicy. Po dotarciu na miejsce bez namysłu spojrzałam na dom stojący naprzeciwko, tkwiłam tam chwilę, do czasu, aż się opamiętałam i szybkim krokiem weszłam do domu. Po wejściu do holu usłyszałam znajomy głos, który spowodował gwałtowne migotanie mojego serca.

– Hardin – Wypowiedziałam w myślach.

W tej chwili zaczęłam ostrożnie kierować się do wyjścia, lecz kiedy miałam złapać za klamkę, usłyszałam głos:

- Kochanie wróciłaś? - Rozbrzmiał głos mamy, która zniszczyła misterny plan.

Przeklinając pod nosem, odpowiedziałam - Tak, wróciłam. - Po wypowiedzeniu tych słów, schowałam torby do szafy, po czym spojrzałam w lustro, poprawiając włosy.

Wolnym krokiem kroczyłam w kierunku salonu, czując kołatanie serca. Po dotarciu do salonu moim oczom ukazali się siedzący przy stole rodzice wraz z Trish, która po dostrzeżeniu mnie wnet stała i mnie uściskała.

- Dzień dobry- Oznajmiłam, ciesząc się, że mogłam ją zobaczyć.

- Dzień dobry, kochana, jak ty wypiękniałaś- Powiedziała, przyglądając mi się z góry na dół.- Hardin, przywitaj się z Rose - Rozkazała, synowi i dopiero wtedy zauważyłam, że tkwił na kanapie razem z Theresą. Po tych słowach brunet wstał, wraz z przydupasem i ruszył w moim kierunku.

Nie wiedziałam, jak się mam zachować w stosunku do niego, gdy dystans pomiędzy nami był minimalny, oznajmiłam pierwsza:

- Cześć- Powiedziałam, po czym go przytuliłam, nie trwało to długo, ale na tyle, abym poczuła jego zapach i tym sposobem przypomniałam sobie, jak bardzo za nim tęskniłam.

- Cześć, kawał czasu- Odpowiedział, unikając ze mną kontaktu wzrokowego, czym byłam lekko zaniepokojona.

- Tak, zdecydowanie kawał czasu - Rzekłam, podkreślając końcówkę.

Tą niezręczną sytuację przerwała Trish, która przypomniała Scotowi o przedstawieniu swojej dziewczyny.

- No tak, to jest Tess - Powiedział, uśmiechnięty. Po tych słowach ją objął. Nie wymieniałyśmy się uprzejmościami, zachowywałyśmy się względem siebie neutralnie.

Po tej całej oficjalnej otoczce zasiedliśmy do stołu, mama jak zwykle wystawiła gamę ciast, ciasteczek, czekoladek jednym słowem wszystko, co miała w domu. Starszyzna toczyła debaty, na różne tematy, co jakiś czas pytając nas o opinie, lubiłam ich słuchać, ale tym razem byłam zajęta obserwacją mojego chłopaka, który wspaniale odgrywał swoją rolę, bym powiedziała, że za dobrze. Łapanie za rękę, przytulanie było jeszcze do zniesienia. Granice, przekroczył, dopiero kiedy podczas opowieści Tess, o tym jak się poznali, on dodał, swoje trzy grosze mówiąc:

- Poznaliśmy się, przypadkowo szybko zamieszkaliśmy razem, od razu mi się spodobała, może też przez moją słabość do blondynek- W tej chwili spojrzał jej w oczy, po czym złapał ją za rękę. - Swoją postawą, osobowością udowodniła mi, że potrafię jeszcze kochać. - Po tych słowach, powstrzymywałam się, aby się nie rozpłakać. Czułam, jakby ktoś wbił mi ponownie nóż w niedawno zagojoną ranne.

Obserwowałam jego zachowanie i czułam, że to nie jest mój Hardin, z którym rozstawałam się na lotnisku. Nie chcąc dalej tam tkwić, wstałam od stołu.

- Bardzo miło panią spotkać, ale pójdę się już położyć. - Oznajmiłam patrząc na Trish, której było przykro, iż opuszczam ich towarzystwo.

- Rozumiem kochana, mi również było bardzo miło.- Odpowiedziała, uśmiechając się, po czym dodała - Rose, chcesz nas jutro odwiedzić? Mój syn jak zwykle mnie zostawia, a bym chętnie poprowadziła konwersacje z ciekawą osóbką.

Nie chciałam, tak bardzo wchodzić do jaskini lwa, lecz sytuacja zmieniła swój obrót, kiedy w przebieg tego wydarzenia wmieszała się osoba trzecia.

- Mamo, na pewno będzie zajęta i nie przyjdzie. - Wyraził swoją opinię Hardin, patrząc na mnie z wyrazem twarzy, który miał mnie zniechęcić do tego czynu, ale wywołał u mnie ku jego zdziwieniu odwrotne skutki.

- Będę - Powiedziałam, po czym skierowałam się ku mojemu pokojowi. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 28, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

I Hate Hardin Scott Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz