8. "Bezwiednie egzystuję..."

136 13 0
                                    

24 czerwca 2020 roku

Drogi Michale!

Dzisiaj powinien nastać dzień naszego wspólnego szczęścia i rozsadzającej radości. Powinniśmy siedzieć na kanapie, obracając w palcach nasze obrączki i zastanawiając się, kiedy ten czas zleciał. Powinniśmy wspólnie zjeść romantyczną kolację w blasku świec. Powinniśmy wspominać ten najpiękniejszy dzień, jaki przyszło nam przeżyć. Jednak kolejny raz moje życie utwierdziło mnie w tym, jak bezlitosne jest. Bo zamiast zapachu jedzenia, czy twojego śmiechu, po domu roznosi się tylko mój płacz, który dociera chyba do każdego kąta tego miejsca. Miałam iść na spacer. Tak też powiedziałam Barbarze, ale nogi same mnie tu doprowadziły. I po co? Po to bym siedząc na kanapie, rozpaczała nad albumem naszych ślubnych zdjęć. Tych zdjęć, które miały być przepiękną pamiątką, które miały sprawiać, że powracalibyśmy do chwil z tamtego dnia i wzruszali się razem do łez. Ja nie potrafię się jednak wzruszyć, czy krzywo uśmiechnąć przez łzy. Nie potrafię poczuć nawet krztyny radości, patrząc na nasze ówczesne szczęście. Nie umiem cofnąć się pamięcią do tamtych chwil, nie jestem w stanie chociażby zamknąć na sekundę powiek i wyobrazić sobie, że stoisz razem ze mną na pomoście, gdzie przy zachodzie słońca fotograf uchwycił to, co było dla nas najważniejsze. Naszą bezgraniczną miłość. Miłość, która miała pokonać wszelkie przeciwności losu. I pokonała, wiele. Ale ze śmiercią nie była w stanie sobie poradzić. Z nią nie wygra nikt. Wiedziałam to w głębokiej podświadomości wtedy i wiem to i dziś. Bo jej największą bronią jest fakt, że przychodzi niespodziewanie. Wyłania się z mroku, chwyta w swoje szpony i sprawia cierpienie wszystkim wokół. I tak, ślubowałam ci miłość, póki śmierć nas nie rozłączy. Ale nikt nie ostrzegł mnie, że nastąpi to tak szybko, że powinnam się było napawać każdą minutą spędzoną razem, bo w niedalekiej przyszłości tych minut już zabraknie. Jednak nie sądziłam, że naszej bajce nie będzie przypisane szczęśliwe zakończenie. I chociaż przez wiele lat w szczęście nie wierzyłam, to stojąc z tobą przed ołtarzem, naprawdę to zrobiłam. Upajałam się spokojem i wiarą, że od tamtego momentu już będzie tylko dobrze. A tak naprawdę to była jedynie cisza przed burzą. Burzą, która zebrała swoje żniwa i uciekła tak szybko, jak przybyła, zostawiając na ziemi ślady szkód. I teraz nie wiem, jak mogłam być tak głupia, by myśleć, że od naszego ślubu wszystko zacznie już iść tylko w dobrym kierunku, że wkroczyliśmy na drogę wiecznego szczęścia. A tak naprawdę był to jedynie zakamarek tego krętego labiryntu naszego życia, którym idąc, mieliśmy wrażenie, że kierujemy się do wyjścia. Jednak wyjścia nie było, a jedynie ściana, pod którą na chwilę odetchnęliśmy, przystanęliśmy i mieliśmy nadzieję, że kolejna ścieżka doprowadzi nas do wyjścia, do szczęścia. I tak było. Ale na jej końcu nie czekała na nas fraza i żyli długo i szczęśliwie, a jedynie śmierć. Śmierć, która nas obserwowała przez cały czas. I czekała… A gdy wreszcie się pojawiliśmy nie miała zamiaru zwlekać. Jednak dlaczego wybrała ciebie, dlaczego nie mnie? Dlaczego nie nas obu? Dlaczego mnie oszczędziła? A może to właśnie mnie postanowiła zranić bardziej, zostawiając na tym świecie samą i całkowicie pustą? Zmusiła do odejścia ciebie, a wraz z tobą odeszła część mnie, ta lepsza, optymistyczna, wypełniona radością. Ta, która była przeznaczona tylko dla twojej osoby, którą ty we mnie odkryłeś. Więc tak naprawdę również ja zostałam pozbawiona daru życia. Bo teraz tylko bezwiednie egzystuję, bez szczęścia, celu, emocji. A stan ten nijak ma się do prawdziwego uczucia pełni życia, które towarzyszyło mi wtedy, gdy byłeś przy mnie.

Twoja Hania,
od zawsze i na zawsze.

***

Jeśli rozdział wam się spodobał zachęcam do oddania głosu 😁

Cześć kochani. Dzisiaj oddaję w wasze ręce zdecydowanie dłuższy list. Nie jestem z niego w pełni zadowolona, ale wyszedł lepiej niż na początku się spodziewałam. Jak widzicie, Hania miała za sobą bardzo ciężki dzień. W końcu nie w ten sposób powinno się obchodzić pierwszą miesięcznicę ślubu. Nie wszystko jednak wygląda w życiu tak, jakbyśmy chcieli i oczekiwali. Myślicie, że razem z upływem kolejnych miesięcy Hania będzie się czuła coraz lepiej, czy wręcz przeciwnie - tęsknota będzie jej doskwierać jeszcze mocniej? Dajcie znać w komentarzach. Dzisiaj jednak przede wszystkim chciałabym się was zapytać, jak mijają wam święta. Spędzacie je w domu, czy pojechaliście, czy też jedziecie gdzieś do rodziny? Ja na razie nigdzie się nie ruszam i spędzam czas głównie z rodzicami i dziadkami. Sylwester też prawdopodobnie spędzę w małym gronie. No cóż, takie uroki obecnej sytuacji. A wy jakie macie plany na pożegnanie tego roku? Wiecie, w sumie dalej nie dochodzi do mnie fakt, że to już ostatni rozdział, jaki publikuję wam w 2020. Zatrzymałam się gdzieś w kwietniu i nie mam pojęcia, kiedy ten czas tak zleciał. W każdym razie pragnę wam serdecznie podziękować za ten wspólny rok. Odegraliście w nim bardzo ważną rolę i jestem wam za to niesamowicie wdzięczna. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną również przez 2021. No to co? Widzimy się za rok. Trzymajcie się cieplutko i szczęśliwego nowego roku!

Hania i Michał - Od zawsze i na zawsze 》Na dobre i na złe《Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz