22. "Moim towarzyszem były wyłącznie łzy"

94 12 4
                                    

27 września 2020 roku

Drogi Michale!

Dzisiaj nastał dzień, który powinien być szczęśliwy dla każdej kobiety. Ja jednak wybiłam się poza szereg i nie należę do tego grona. Lecz to nie dlatego, że nie wyczekiwałam tego, czego miałam się dowiedzieć, że się tym nie przejmowałam. Pojęcie radości po prostu stało mi się na tyle odległe, że zapomniałam czym ona jest i jak się ją odczuwa. Dlatego idąc ponownie korytarzami szpitala, nie czułam nic. Nic oprócz ponownych spojrzeń innych, tak jak za każdym razem gdy przychodzę w to miejsce. Zawsze wszyscy mnie witają i może ostatnio starałam się chociaż odpowiedzieć i wymusić uśmiech, tak teraz sam chód był dla mnie na tyle wielkim wyczynem, który pożerał całą moją energię, że nie byłam w stanie wykrzesać z siebie nic więcej. I tak jak za każdym razem starałam się nie myśleć o niczym. Skupić się jedynie na krokach i drzwiach, w kierunku których zmierzałam. Bo gdybym pozwoliła odpłynąć sobie w krainę wspomnień, które miałam z każdym możliwym zakamarkiem tego miejsca, rozpadłabym się na drobny mak. A ja ostatnie czego chciałam to zamieszanie. Pragnęłam jedynie spokoju, którego pomimo starań nie mogę zaznać. Gdy weszłam do gabinetu ginekologicznego, poczułam jak moje serce przyspieszyło. I nie mam pojęcia, czy biło tak szybko przez całą moją drogę, ale wszystko przytłaczało mnie zbyt bardzo, by to dostrzec, czy faktycznie uderzyła we mnie przykra rzeczywistość. Rzeczywistość, w której za chwilę miałam się ze wszystkim zmierzyć sama. Bo wszystko powinno wyglądać inaczej. Powinniśmy tu być razem. Wcześniej w domu obstawiać płeć dziecka, robić zakłady, wymyślać imiona, wybierać pierwsze ubranka, zastanawiać nad wystrojem pokoju. Jednak ja potrafię jedynie myśleć o tym, że nasze dziecko wychowa się bez ojca. I jak zwykle po krótkiej rozmowie z Radwanem położyłam się na kozetce. Jak za każdym cholernym razem ścisnęłam jedną z dłoni w pięść i położyłam ją wzdłuż ciała. I w dalszym ciągu nie mam pojęcia dlaczego to robię. Chcę oszukać sama siebie, że jesteś obok? Że trzymasz mnie za dłoń, patrząc się na mnie tymi pięknymi oczami pełnymi tak wielu uczuć, że po prostu jesteś blisko? Prawdopodobnie nigdy się nie dowiem, ale już dawno przestałam kontrolować ten odruch. Zawsze orientuję się, że znowu wykonałam ten gest dopiero gdy po badaniach, patrzę na swoją dłoń, na której jest odznaczony ślad po szeregu wbijanych przeze mnie paznokci. I pomimo tego, że może już powinnam się przyzwyczaić do tego, iż wizyty tutaj nie wyglądają tak, jak kiedyś sobie wyobrażałam, jak wspólnie sobie to wyobrażaliśmy, dalej nie mogę się z tym pogodzić i tego zaakceptować. Dlatego za każdym razem przyjście tutaj boli tak samo. A może z biegiem czasu nawet i coraz bardziej, gdy uświadamiam sobie, jak wszystko wali mi się jak domek z kart. I chociaż zawsze z całej siły staram się powstrzymać łzy, dzisiaj mnie pokonały. Bo gdy spojrzałam na ekran monitora, poczułam łzę płynąca po moim policzku, a za nią ruszyły kolejne. I pomimo tego, że bardzo chciałam je powstrzymać, nie miałam wystarczająco siły. Po kilku sekundach popadłam w letarg. Jedynym, co czułam, była pustka. Wydawało mi się, że byłam samotna jak nigdy. I mogłoby się wydawać, że patrząc się na obraz naszego dziecka, powinnam upewnić się że nie byłam sama, a jednak tak nie było. Bo moim towarzyszem były wyłącznie łzy. I nie wiem, w którym momencie wróciłam do rzeczywistości, nie mam pojęcia, kiedy wyrwałam się ze stanu zawieszenia, ale prawdopodobnie gdy usłyszałam jedno słowo, na które czekałam tego dnia. "Chłopiec". I nie jestem w stanie stwierdzić, jakie emocje mną zawładnęły. Bo jedynymi myślami jakie przeszły przez moją głowę były wyobrażenia przyszłości. Naszego dziecka, naszego syna. Syna, który nie zazna ojcowskiej miłości, który nie pozna swojego taty, który nie będzie mógł z nim grać w piłkę, nigdy nie porozmawia z nim o pierwszej dziewczynie, w której się zakocha, nie przedstawi mu przyjaciół, nie powie "tata", jednocześnie mogąc patrzeć w jego oczy przepełnione miłością i widząc jego uśmiech. Twój uśmiech, uśmiech który rozświetlał nawet najczarniejszy mrok, uśmiech, którego potrzebuję teraz bardziej od powietrza.

Twoja Hania,
od zawsze i na zawsze.

***

Jeśli rozdział wam się spodobał zachęcam do oddania głosu. 

Cześć kochani. Dzisiaj ważny moment. Wreszcie poznajemy płeć dziecka Hani i Michała. I po ostatniej ankiecie przeprowadzonej na moim instagramie,  widzę, że jednak udało mi się zaskoczyć większą część z was. I może osoby, które głosowały za tym, że będzie dziewczynka łączyły wszystko w całość z moją pierwszą książką - "Pomimo przeciwności losu", bo faktycznie tam pierwszym dzieckiem Matołków była córeczka, jednak tak jak na wstępie podkreślałam, to opowiadanie jest alternatywną historią, więc tutaj wszystko wygląda inaczej. A skoro już znamy płeć to możecie obstawiać imię. Jestem ciekawa waszych przypuszczeń. I oczywiście dajcie również koniecznie znać, jakie są wasze wrażenia po przeczytaniu. A na dzisiaj to tyle. Życzę wam miłego tygodnia. Trzymajcie się cieplutko.

Hania i Michał - Od zawsze i na zawsze 》Na dobre i na złe《Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz