7. "Chwilowo upozorowany spokój"

134 15 4
                                    

23 czerwca 2020 roku

Drogi Michale!

Czuję się taka słaba, taka bezsilna, taka pokonana. Nie byłam w stanie wytrzymać, chociaż się starałam, nie podołałam chociaż bardzo chciałam. Po prostu nie mogłam zostać w naszym domu. Zbyt wiele mnie to bólu kosztowało, zbyt bardzo raniła każda godzina, którą tam spędzałam. I chociaż nie chciałam takiego rozwiązania, bo wiedziałam, że mi nie pomoże, musiałam ustąpić. Musiałam się przenieść do twojej mamy. Pewnie pomyślisz, że to przecież nic złego, że w końcu będę pod czyjąś opieką, jestem przekonana, że i Ty byś tego chciał, ale nie ja… Nie ja, bo patrzenie na ból Barbary, boli mnie jeszcze bardziej. I widzę, że stara się być silna, dla mnie. Stara się nie płakać, nie rozpaczać, ale ja i tak widzę jej cierpienie. Widzę je w jej oczach. Tych oczach, które kiedyś świeciły jak najjaśniejszej promyk słońca, a teraz są zupełnie zgaszone i pochłonięte mrokiem… I zdaję sobie sprawę, że próbuje się uśmiechać, ale jej uśmiech boli mnie jeszcze bardziej. Boli, bo jest przepełniony tak wielkim żalem. I dlatego wolałam być sama, bez nikogo wokół, bo wtedy były momenty, w których na chwilę zapominałam. Były to jedynie setne sekundy, ale nawet w tak krótkim czasie mogłam zaczerpnąć upragnionego powietrza. Powietrza, które po takim momencie beztroski ulatywało ze mnie jak z pękniętego balona. Bo wtedy przychodziła rzeczywistość, która niszczyła ten chwilowo upozorowany spokój. I ta rzeczywistość, była najokrutniejszą rzeczą z jaką przyszło mi się zmierzyć i nie dałam rady się z nią zmierzyć sama. I czy teraz jest lepiej? Nie wiem. Nie ma chwil oderwania od tego, co mnie otacza i przejścia do świata, w którym nic złego się nie stało. Nie ma ich i nie będzie, bo mój ból mieszający się z bólem twojej matki wiszącym w powietrzu na to nie pozwala. Ale nie ma też momentów bolesnych upadków. Nie ma ich, bo się nie wznoszę, nie napawam się nadzieją… Żyję cały czas na tym samym poziomie, w zawieszeniu, bez emocji. Przynajmniej tych jawnych. Tak jak twoja matka. Kumulujemy wszystko w sobie, oszukując się nawzajem, że dajemy radę. Ale prawda jest taka, że nie dajemy. I wiem, że przyjdzie pewien moment, gdy pękniemy. Obie. I czy wtedy ktoś będzie w stanie z powrotem wdmuchnąć w nas powietrze i zmusić do życia? Nie wiem…

Twoja Hania,
od zawsze i na zawsze.

***

Jeśli rozdział wam się spodobał zachęcam do oddania głosu 😁

Cześć kochani. Dzisiaj bardziej metaforycznie niż dosłownie. Ja osobiście uwielbiam, gdy w książkach wszystko nie jest powiedziane wprost, a właśnie zbudowane na podstawie metafor i porównań. Według mnie niesamowicie dodaje to klimatu i o wiele bardziej pobudza wyobraźnię, bo sposób w jaki zrozumiemy metaforę zależy tylko od nas, co według mnie jest magią literatury. No w każdym bądź razie mam nadzieję, że udało mi się osiągać to, co chciałam i przekazać wam odrobinę magii 😁 Dzisiaj jednak przede wszystkim pragnę wam życzyć wesołych, spokojnych i mimo tej sytuacji jaką mamy, rodzinnych i niezapomnianych świąt Bożego Narodzenia. Widzimy się za tydzień. Trzymajcie się cieplutko i jeszcze raz wszystkiego dobrego 😘❤

Hania i Michał - Od zawsze i na zawsze 》Na dobre i na złe《Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz