9. "Bo my wtedy tonęliśmy"

117 11 2
                                    

27 czerwca 2020 roku

Drogi Michale!

Myślałam, że nie istnieje nic gorszego od bólu dwóch samotnych kobiet. Myliłam się. Istnieje ból całej rodziny. Skumulowany w tych samych czterech ścianach, bez wyjścia, bez miejsca, przez które mógłby się ulotnić. Stłamszony w jednym pomieszczeniu, powodujący ból każdego milimetra ciała. I tak się właśnie dzisiaj czułam, stłamszona. Stłamszona przez żałobę, która ogarnęła wszystkich tak samo, a jednak zupełnie inaczej. I nie wiem kogo widok bolał mnie najbardziej. Czy twojej siostry, którą wiele razy widziałam w złym stanie, zapłakaną, załamaną, zniszczoną, ale dzisiaj nie przypominała nawet człowieka, a chodzącego trupa, który został zmuszony do egzystencjonowania. Miałam wrażenie, że ktoś wyrwał z niej życie, nie dając nic w zamian i zostawiając jej duszę pustą. I widziałam, że gdyby nie Konrad, który nie puścił ją ani na chwilę, upadłaby. Ale jego widok i to jak się o nią troszczył bolał mnie jeszcze bardziej. Bolał, bo to ty się zawsze o mnie tak martwiłeś, to ty przytrzymywałeś mnie, gdy nie miałam siły ustać na nogach, to ty otaczałeś mnie ramieniem. Ale tamtego dnia ktoś inny ostatecznie spowodował, że wewnętrznie umarłam. Twój dziadek. Mężczyzna przynoszący promyk do życia każdego, z kim tylko się widział, zarażający radością  na prawo i lewo. Dzisiaj nie był tą osobą, którą poznałam i który był przy nas przez tak długi czas. Dzisiaj był cieniem nawet nie przypominającym samego siebie. I gdy go zobaczyłam, nie byłam w stanie nic powiedzieć ani wykonać żadnego ruchu. I wystarczyło bym na niego spojrzałam i wtedy zdałam sobie sprawę, jak podobnie muszę wyglądać, bo w jego oczach pojawiło się zrozumienie. I chociaż było jedynie przebłyskiem w tym mroku, który panował w jego wzroku, ja je dojrzałam. I to mi wystarczyło, by ostatecznie pęknąć, wpaść w jego ramiona i po prostu poddać się jego uściskowi. Ale nawet jego objęcia nie były takie, jak je zapamiętałam. Nie dawały siły, wsparcia. Były wiotkie, wręcz kruche. Ale pomimo to pomogły mi jak nic innego. Bo nie potrzebowałam słów, nikt z nas ich nie chciał. Potrzebowałam chwili zrozumienia, pozwolenia na to by się poddać i pozwolić komuś tonąć razem ze mną. Bo my wtedy tonęliśmy. We własnej rozpaczy i łzach kapiących powoli na zimne panele, które jako jedyne pozwalały nam utrzymać kontakt z rzeczywistością.

Twoja Hania, 
od zawsze i na zawsze.

***

Jeśli rozdział wam się spodobał zachęcam do oddania głosu 😁

A więc udało mi się wyrobić z rozdziałem dzisiaj. Bardzo was przepraszam, że nie było go wczoraj, ale tak jak pisałam na moim instagramie, nie czułam się niestety najlepiej. Dzisiaj na szczęście już jest wszystko dobrze, więc na spokojnie mogłam go dla was opublikować. Dajcie znać jakie są wasze wrażenia po przeczytaniu. Nie jest to może najbardziej emocjonujący rozdział, ale u mnie wzbudza chyba największą nostalgię spośród wszystkich innych, które napisałam. Zastanawiam się też czy nie zacząć wrzucać rozdziałów w niedzielę tak jak dzisiaj. Najprawdopodobniej zrobię ankietę na moim instagramie, więc byłabym wdzięczna gdybyście się tam wybrali i zdecydowali, który dzień wolicie - sobotę czy niedzielę. Oczywiście godzina zostałaby taka sama. Link do mojego instagrama macie w opisie mojego profilu, ale możecie też napisać co wam bardziej pasuje w komentarzach 😁 Mam nadzieję, że widzimy się za tydzień. Trzymajcie się cieplutko ❤

Hania i Michał - Od zawsze i na zawsze 》Na dobre i na złe《Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz