V: Luna... Kochanie jak się czujesz? - odparł, przysuwając się do mnie bliżej, przerywając ciszę panującą w pomieszczeniu.
Ja: Bywało gorzej. - odparłam cicho przez suchość w gardle, spoglądając w oczy bruneta. Poczułam jak chwyta mnie za rękę, a następnie na nią spogląda. Oparłam głowę o ścianę. Znów zapadła cisza.
V: Gdybym mógł... Przyjąłbym wszystkie twoje rany na siebie, zabrałbym je z twojego ciała... żebyś ty nie musiała cierpieć... - powiedział cicho, oglądając rany na mojej ręce. Czułam jak jego głos się załamuje.
Ja: Tae.. Ja ani razu nie obwiniałam cię za wszystko co mi się zdarzyło. - spojrzał na mnie, w jego oczach widniał ogromny smutek, co w tamtym momencie łamało mi serce. - Tak naprawdę to było do przewidzenia i domyślałam się, że tak będzie... bo dobrze wiedziałam kim jesteś i czym się zajmujesz... I zgodziłam się na to wszystko w momencie, kiedy zgodziłam się zostać twoją dziewczyną... Więc nie masz za co się obwiniać. - powiedziałam prosto w oczy bruneta. Ten tylko nie odzywając się nic, przybliżył się do mnie, po czym pocałował mnie czule w czółko. Nie rozumiałam dlaczego ten gest sprawił mi tak ogromną przyjemność, jednak potrzebowałam wtedy tego. Dalej siedzieliśmy w ciszy.
Widziałam, że jest mu ciężko. Widziałam to po jego oczach, które zawsze miały jakby blask w sobie... Jednak teraz, tego blasku nie było... jakby poprostu zgasł... Nie chciałam aby się za to wszystko obwiniał.
Nie chciałam żeby tak wyglądał. Był tym wszystkim skołowany, wykończony, zmęczony i poprostu wkurzony na siebie, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Jego radość i entuzjazm który zawsze gdzieś w nim był... poprostu zniknął. To nie był mój Tae, którego miałam na codzień.V: Luna. - przerwał, na co znowu zapanowała dołująca cisza. Spojrzałam na niego, łapiąc z nim kontakt wzrokowy gubiąc się w jego oczach jak kiedyś za pierwszym razem... - Wyjdziesz za mnie?
W tym momencie zatkało mnie, szczerze nie wiedziałam kompletnie co odpowiedzieć... Nie wiedziałam czy to co usłyszałam było prawdą, czy tylko mi sie przesłyszało...
Ja: Tae... - zaczęłam, jednak mi przerwał
V: Ja wiem... wiem jak to wygląda. Wiem, że nie mam nawet pierścionka... Wiem, że chciałabyś, żeby wyglądało to dosłownie inaczej. Żeby było to w wyjątkowym miejscu. Nie tutaj... Nie w takiej sytuacji... - potrzasnął głową - I zasługujesz na to, aby ten dzień był najpiękniejszym w twoim życiu... Bo chce dać ci to co najważniejsze.... - przerwał, spoglądając mi w oczy. A ja patrzyłam w nie, wsłuchując się w słowa chłopaka. - Ale nie wiem co będzie później... Nie wiem czy wyjdziemy, czy ja wyjdę stąd cały... Dlatego nie wiem czy dostanę jeszcze kiedyś kolejną szanse od życia.. by móc jeszcze raz spojrzeć ci w oczy i spytać się o to jeszcze raz... Ale jeśli teraz odpowiesz mi na to pytanie i obiecasz, że zostaniesz... To obiecam ci, że zrobię to ponownie w takim miejscu i w taki w sposób w jaki tego sobie zapragniesz. Zrobię wszystko by wynagrodzić ci ten ból i móc sprawić, że będziesz tego dnia najszczęśliwa, tak jak na to zasługujesz.... - przerwał, cały czas spoglądając mi prosto w oczy. Przełknęłam ślinę.
Ja: Tae... - załamał mi się głos. - Dla mnie nie ma znaczenia w jakim miejscu, czy nawet w jakiej sytuacji bedziesz gotów podjąć taką decyzję i odważyć spytać się mnie o to, tym bardziej kiedy to co czujesz jest prawdziwe... Dla mnie liczy się to co czujesz tutaj. - położyłam delikatnie rękę na jego klatkę piersiową. Wzrok chłopaka od razu powędrował na moją rękę. Po chwili chłopak delikatnie chwycił swoją dłonią tą moją na jego klatce. - Tak... Wyjdę za ciebie. - od razu jego wzrok powędrował na moją twarz. Uśmiechnęłam się delikatnie, przez co i na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech.
Chłopak od razu na moją odpowiedź pocałował mnie czule, po czym przyciągnął mnie do siebie, obejmując i zamykając w szczelnym uścisku. Od razu wtuliłam się w jego ciało bardziej.
V: Obiecuję, że wciągnę cie stąd. - odparł, mocniej dociskając mnie do klatki piersiowej i składając pocałunek na mojej głowie. Z moich oczu popłynęły drobne łzy szczęścia. - Kocham cię aniołku.
SUGA POV.
Na dworze powoli robiło sie ciemno. Byliśmy gotowi, i byliśmy w drodze odbić Lune i Taehyunga. Przysięgam, że dzisiaj nie odpuszczę nikomu, kto tylko spróbuję jakoś utrudnić nam działanie. Plan był jednak prosty i wychodziliśmy już z gorszych sytuacji, dlatego byliśmy dobrze nastawieni.
RM: Zaraz będziemy. Szykujcie się. - rzucił lider - Każdy wie co ma robić?
Bez wahania kiwnęliśmy głowami. Sprawdziłem jeszcze swoją broń i byłem już gotowy.
RM: Zatrzymaj sie tutaj. Nie chcemy żeby nas zauważyli. - po chwili samochód zatrzymał się. Byliśmy w lesie. Przy samym brzegu małego strumyczka stał średniej wielkości budynek.
Kiedy wyszliśmy z wozu, ruszyliśmy na swoje miejsca. Po chwili wiedzieliśmy już dany budynek. Nie był on za duży i wyglądał jak jakiś stary nieużytkowy warsztat lub fabryke.
RM: Wonho i Jungkook idzcie tam i ustawcie się tak, żebyście mieli dobry zasięg. Kiedy tylko ktoś wyjdzie z budynku od razu strzelacie, według planu.
JK: Rozumie się. - rzucił, po czym pobiegli w swoim kierunku.
RM: My idziemy tam. Jak tylko będziemy mieć wolną drogę, wchodzimy do środka i jak zawsze robimy rozpierdol. - rzucił
S: I to mi się podoba. - dodałem. Po chwili schowalismy sie w gestej trawie, aby nas nie zauważono i gdzie mieliśmy dobry widok na wejście.
W: Jesteśmy gotowi. Wdrapaliśmy się na drzewo. - zaśmiał się.
RM: Dobra zaczynamy. - dodał, zgłaszając na radiu
J: Dobra, uwaga rzucam. - rzucił szybko, po czym odpalił trzymanego w ręce granata i rzucił go prosto pod wejście budynku.
JM: Kryć się. - od razu schyliliśmy się niżej, a chwilę po tym, granat wybuch z dużą siłą, robiąc przy tym ogromny hałas.
Nie musieliśmy długo czekać kiedy z budynku wybiegło kilku zdezorientowanych i uzbrojonych mężczyzn. Usłyszeliśmy strzały chłopaków, a po chwili ciała mężczyzn zaczęły padać na ziemię. I tak z każdym kto opuścił budynek. Od razu Wonho i Jungkook zabrali się do roboty, umożliwiając nam wejście do budynku.
S: Droga wolna. Wchodzimy. - rzuciłem, po czym zerwaliśmy się z miejsc i wbiegliśmy do środka budynku. Od razu przeładowałem pistolet.
W środku nie było nikogo. Stanęliśmy na korytarzu rozglądając się, po czym ruszyliśmy dalej przeszukując pomieszczenia.
RM: Rozdzielamy się. Wy tam, my tam. - pokazał palcem. Tak jak powiedział tak zrobiliśmy. Rozdzieliliśmy się, ruszając w swoje strony.
☆♥︎☆
Hej hej heloł. To znowu ja, tak ja mówiłam tak się zjawiam, przepraszam, że tak późno. Akcja coraz bardziej się rozkręca, mam nadzieję, że was nie zawodzę. Pamiętajcie o tym co zawsze i dziękuję za uwagę. Do następnego kochani. ♡
CZYTASZ
PORWANA / BTS 18+
FanfictionLuna to zwykła dziewczyna, żyjąca sama po stracie rodziców. Pewnego wieczoru jest świadkiem dziwnego zdarzenia. Przez to zostaje porwana przez siódemkę obcych mężczyzn. Dlaczego została porwana? Przez kogo? I jak potoczą się losy dziewczyny? Książka...