64.

5K 201 61
                                    

Cała drogę przejechaliśmy w ciszy. Z początku Jungkook starał się załagodzić sytuację i mówiąc do mnie, aby mnie uspokoić i zmniejszyć moje zmartwienie. Z czasem jednak i on się zamyślił. W głowie miałam totalny bałagan. Starając się go poukładać, patrzyłam pusto przez szybę. Nie zauważyłam nawet kiedy dotarliśmy pod mieszkanie w środku miasta w którym mieszkał Wonho.

Kiedy wysiedliśmy z samochodu, z bloku wyszedł Wonho, podchodząc do nas. Na dworze było już ciemno przez co prawie go nie widziałam, zauważyłam jednak jak patrzył na mnie ze współczuciem. Jungkook podał chłopakowi moją torbę z rzeczami wcześniej wyciągniętą z auta. Wonho zabrał torbę od młodego, po czym objął mnie ręką, w celu zaprowadzenia mnie do domu. Odwróciłam się w stronę Jungkooka stojącego obok samochodu, po czym podeszłam do niego i bez zawahania objęłam chłopaka przytulając go mocno. Chłopak po chwili odwzajemnił uścisk, również mnie obejmując.

Ja: Wróćcie po mnie. Nie każcie mi długo czekać. - odparłam, odsuwając się od niego.

JK: Wrócimy. Nie bój się o to. - odparł, posyłając mi lekki uśmiech, po czym wsiadł do samochodu i odjechał. W tym czasie razem z Wonho weszliśmy do jego mieszkania.

...

Minęło kilka dni. A każdy dzień był coraz gorszy od poprzedniego. To bezczynne i bezsilne siedzenie... Każdego dnia siedziałam i wierzyłam, że w końcu tego dnia dowiem się czegoś, że po mnie przyjadą... Tym czasem nic, pustka... czułam się jakbym została sama... Nie miałam już siły na nic, a z dnia na dzień czułam się coraz gorzej.

To wszystko nie tak miało wyglądać, to nigdy nie miało nastąpić... Ale czego ja oczekiwałam? Że będę żyć jak w bajce i nikt o niczym się nie dowie? Że to co robią nigdy nie wyjdzie na jaw, że nie będziemy żyć w zagrożeniu? To wszystko stawało się coraz bardziej popierdolone.. Tym bardziej teraz, kiedy być może jest już za późno by coś zmienić...

Siedziałam bezczynnie na krześle w kuchni zapatrzona w okno co zdarzało mi się ostatnio dość często. Znów myślałam o kolejnej kłótni o głupoty z Wonho, których było ostatnio coraz więcej. Po chwili do pomieszczenia wszedł Wonho. Kiedy zobaczył mnie siedzącą przy stole przy nadal nie tknietym jedzeniu, zatrzymał się, stając nade mną.

W: Nic nie tknęłaś. - odparł, patrząc na mnie, wzdychajac.

Ja: Nie chce. - odparłam krótko, dalej patrząc w okno.

W: Zjedz to. - rzucił już poważnym tonem, zakładając ręce.

Ja: Nie chce. - odpowedziałam krótko

W: Zjedz. Nie jesz nic od kilku dni. - odparł zdenerwowany, wymachując ręką.

Ja: Nie będę tego jeść, nie mam ochoty. - odparłam obojętnie, opierając się o ręce, nie mając siły nawet rozmawiać.

W: Ale ty musisz jeść. - wytłumaczył zdenrowany chłopak, stojący nade mną.

Ja: Jadłam rano.. - odparłam cicho, chowając twarz w dłoniach.

W: Masz to zjeść. Nie ruszysz się stąd dopóki tego nie zjesz. - odparł, pokazując ręką na talerz leżący przede mną.

Ja: To będę tu siedzieć cały dzień. - odparłam w końcu, spoglądając na Wonho.

W: Nie wierzę... - oparł chłopak na skraju wytrzymałości, chwytając się za nos. - Już w dzieciństwie byłaś uparta i ciężka do zniesienia, ale teraz to jest jakaś masakra. - parsknął pod nosem.

Ja: Świetnie, dlatego nie będę tego jeść.. pójdę się położyć.. źle się czuje. - rzuciłam opuszczając bezczynnie ręce, po czym wstałam z krzesła.

Kiedy ledwo wstałam od stołu, ruszyłam w stronę korytarza, nie przeszłam nawet kawałek, kiedy dostałam zawroty głowy, i lekkie mroczki przed oczami.. nagle obraz zrobił się ciemniejszy, poczułam jak zrobiło mi się słabo, przez co niekontrolowanie upadłam na podłogę, robiąc lekki huk. Zdezorientowamy i wystraszony brunet od razu podbiegł do mnie.

W: Luna!.. Co sie stało, wszystko w porządku? - spytał zdenerwowany, podnosząc mnie do pozycji siedzącej. Próbowałam otoworzyć oczy, co wtedy było bardzo ciężkie.

Ja: Nie.. - odparł ledwo świadoma co się dookoła dzieję, czując jak lekko kręci mi się w głowie, co bardziej mnie dekoncentrowało.

W: Jesteś cała blada. - odparł zdenerowany, podtrzymując mnie.

Ja: Z-zostaw mnie...może w końcu zdechnę... - rzuciłam ledwo świadoma, przymykając oczy.

W: Co ty pierdolisz, jedziemy do szpitala. - rzucił marszcząc brwi, próbując mnie podnieść.

Ja: N-nigdzie.. nie jadę. - rzuciłam, ledwo wysapując. Cały czas czułam jak kręciło mi się w tej cholernej głowie.

W: Przestań, nie jesteś w stanie sama się trzymać na nogach. Dzwonie po kartkę. - rzucił, próbując wyciągnąć telefon z kieszeni spodni, nadal podtrzymując mnie. Chwilę potem zadzownił na numer alarmowy.

...

I takim oto sposobem, na dobór złego wylądowałam w szpitalu. Jakby jeszcze tego brakowało.

Leżałam na łóżku szpitalnym na sali obserwacji, oprócz mnie w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwie osoby, którespały. Leżałam z podłączona kroplówką zapatrzona przed siebie na ścianę z założonymi rekoma. Kiedy pani doktor wyszła z sali, do pomieszczenia wszedł Wonho. Od razu podszedł do mnie i usiadł na taboret przy łóżku. Chłopak chciał coś powiedzieć ale wyprzedziłam go.

Ja: Coś ty im nagadał? - spytałam, patrząc na niego poważnie. - Pani doktor wyjechała mi z pytaniem czy nie mam depresji. - dodałam oburzona

W: Ja im nic nie mówiłem. Samo pytali się mnie czy nie masz depresji. - odparł tłumacząc się. - Nie moja wina, że wyglądasz jak chodzace nieszczęście.

Ja: A jak mam wyglądać? - odparłam zdenerowana, przez to wszystko już nawet nie było mi źle. Nie było mi nawet przykro, byłam po prostu wściekła, przez to wszystko, że tak to musi wyglądać.

W: Lekarze przypisali ci jakieś leki na uspokojenie, i zaleciło, żebyś zaczęła jeść.

Ja: Ja nie chce żadnych leków. Nic mi nie jest zrozumcie, mam gorszy czas. - rzuciłam zdenerwowana, wymachując rękoma.

W: Ale ty nie możesz się tak denerwować. Musisz się uspokoić i czekać. Chłopacy wrócą i bedziecie żyć jak dawniej. - rzucił, chwytając mnie za rękę

Ja: Ale Wonho zrozum ja nie chce żyć jak dawniej... ja jestem w piątym miesiącu ciąży... ja już mam dość takiego życia... - przerwałam, spoglądając na niego załamana. - Ja nie mogę tak dalej.. sam widzisz jak to wygląda. Chłopacy ciagle siebie narażają, wyjeżdżają gdzieś... już kilka razy spotkało to też mnie... a teraz co z tego mają? Moga trafić do więzienia, a ja siedze tu i nie moge nic zrobić, a moge czasem zostać samotną matką... Nie mogę pozwolić na to żeby dziecku coś sie stało. Nie moge narażać go na takie niebezpieczeństwo. - wytłumaczyłam spokojniej, nie tracąc z brunetem kontaktu wzrokowego. Po moich słowach chłopak westchnął, po czym spuścił głowę.

W: Nie mogłaś od razu mi o wszystkim powiedzieć? - spytał delikatniej, spoglądając na mnie

Ja: Czy to ma teraz jakieś znaczenie? - spytałam patrząc przed siebie.

W: Przynajmniej wszystko mi wyjaśniłaś. - chwycił mnie za rękę, delikatnie ściskając. - Będzie dobrze, jak wrócą porozmawiasz z Taehyungiem, napewno cie zrozumie. Spójrz trochę pozytywnie w przyszłość. - posłał mi ciepły uśmiech - Kiedy cie wypiszą?

Ja: Dzisiaj, jeszcze kilka godzin mam zostać na obserwacji. - odpowiedziałam

W: Jak wrócimy to zrobię ci przyszny ramen. I tym razem dopilnuje żebyś zjadła. - opadł z uśmiechem. Nie odpwiedziałam nic, tylko kiwnęłam głową odwzajemniając uśmiech.

☆♥︎☆
Witajcie kochani, przepraszam, że tak długo nie wstawiałam rozdziału. Mam nadzieję, że jednak się podobał. A co u was słychać? Mam nadzieję, że dobrze. Wyczekujcie kolejnego rozdziału. Do następnego! ♡

PORWANA / BTS 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz