70.

4K 165 67
                                    

Kiedy przejechaliśmy do domu w końcu mogłyśmy odsapnąć. Kiedy tylko zaparkowaliśmy pod domem, Tae razem z Jungkookiem zostali wysłani w jedno miejsce nie mówiąc nawet dokładnie gdzie, w sumie sami nie wiedzieli gdzie dokładnie.

Ja: Nie mógł ktoś inny jechać? - spytałam blondyna, unosząc brew, wchodząc do salonu.

RM: Przepraszam, ale chłopacy i tak byli już gotowi, a zanim te barany by się zebrały to by minęły dwa dni. - rzucił, kiwając głową na Jimina, Jhopa i Sugę siedzących na kanapie, tłumacząc się.

JM: Ej wypraszam sobie. - rzucił oburzony, spoglądając w naszą stronę.

Ja: Teraz zanim ci wrócą to też miną dwa dni. - rzuciłam, kiwając głową. Po chwili z łazienki wróciła Minji - Jak ręka?

M: Troche boli, ale będę żyć. - zaśmiała się - Jeszcze nie jednej osobie kiedyś przywalę.

J: Ważne, że jesteście całe. Chcecie coś zjeść? - spytał bruneta, stojący przy barku.

Ja: A wiesz, że nawet z chęcią. - odparłam w stronę bruneta. Nie jadłam nic przez cały dzień, więc to chyba pora na kolejny posiłek.

M: Ja również. Ale będę musiała nauczyć się jeść drugą ręką.- zaśmiała się pod nosem, pokazując na usztywnioną rękę.

JH: Spoko Jungkook będzie cie karmić. - zaśmiał się, odwracając się na kanapie.

RM: Ah.. Przepraszam to moja wina. - zaczął drapiąc się po głowie. Spojrzałyśmy na niego.

Ja: Nie prawda przestań. - rzuciłam, machając ręką.

RM: Gdybym nie zepsuł tej patelni to nie musiałybyście jechać tym autobusem, nic by sie nie stało. - westchnął

J: Jaka patelnia?? - po jego słowach z kuchmi wyłonił się Jin. Blondyn od razu odwrócił się w stronę chłopaka.

RM: Ja.. zniszczyłem twoją patelnię. Nie chcąco urwałem rączke. - przerwał - Przepraszam, naprawdę nie chciałem. - wytłumaczył, robiąc minę jakby bał się, że zaraz dostanie ochrzan.

S: Bedzie zjeba. - szepnął miętowowłosy do Jhopa.

Od razu spojrzeliśmy na Jina. Szczerze miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie i na krzyczy na Namjoona, dlaczego dotykał jego patelni albo dlaczego w ogóle wszedł do kuchni. Jednak reakcja była inna.

J: Już dawno to zauważyłem. - odparł, biorąc ręce na biodra, na co blondyn spojrzał na niego dziwnie. Sama się zdziwiłam. - Czekałem po prostu, aż sam przyjdziesz i się przyznasz. - rzucił, uśmiechając się pod nosem.

RM: I nie jesteś w ogóle zły? - spytał zdzwiony.

J: Z jednej strony nie. I tak przydałaby się nowa. Więc za to teraz musisz mi kupić nowy zestaw. - rzucił, klepiąc blondyna po ramieniu.

Ja: No widzisz i po co tyle hałasu było? - spytałam - Żebyś widział jego minę jak się bał i błagał mnie o pomoc. - rzuciłam w stronę Jina, śmiejąc się.

RM: Nie prawda, nie słuchaj jej. - zaśmiał się, odsuwając mnie na bok.

Po chwili zadzownił czyiś telefon. Jak sie okazało był to telefon Namjoona. Chłopak od razu wyciągnął telefon.

RM: Jungkook dzwoni. Założę się, że nie mogą znaleźć miejsca. Nic beze mnie nie umieją zrobić ah.. - rzucił, po czym odebrał połączenie, przykładając telefon do ucha.

RM: Halo? O co chodzi? - spytał. Staliśmy i patrzyliśmy na chłopaka czekając, aż skończy rozmawiać i czegoś się dowiemy. Blondych wsłuchiwał się uważnie, jednak po chwili jego mina spoważniała. Nie trzeba było się domyśla, że coś się stało. - Żartujesz tak?... Kurwa. - warknął, chwytając się za głowę. - Już jade. - rzucił, po czym się rozłączył. Od razu chłopak ruszył z miejsca, idąc w stronę korytarza.

Ja: Co się stało? - spytałam zdenerwowana. Miałam obawy, że coś mogło się stać. Ten jednak nic nie odpowiedział.

RM: Jin jedziesz ze mną. - rzucił zabierając klucze. Po chwili brunet ruszył z miejsca, idąc za liderem. - W samochodzie ci wytłumaczę.

Ja: Nam co się stało? - spytałam, idąc na nim na korytarz. Nie ukrywałam, że zaczęłam się niepokoić.

RM: Nie teraz. - rzucił otwierając drzwi, od razu zatrzymałam chłopaka ciągnąć go za rękę. Blondyn od razu spojrzał na mnie.

Ja: Kurwa Namjoon opowiedz mi. - podniosłam głos, ciągnąć chłopaka za rękę. - O co chodzi?

RM: Później się dowiesz, czekajcie w domu. - odpowiedział poważnie, po czym wyszedł z domu, zamykając za soba drzwi.

Ja: Dlaczego mam złe przeczucia? - spytałam jakby sama siebie. Nienawidziłam tego.. tej nie wiedzy, kiedy wiedziałam, że coś jest nie tak, ale nikt nie chciał mówić co.

M: Chodź Luna. Nie Stój tu. - rzuciła, ciągnąć mnie do salonu.

...

Minęła godzina. Żaden z chłopaków nie odbierał telefonu nawet Taehyung. Byłam pełna obaw, wiedziałam, że coś się stało ale nikt nie wiedział co. Z nerwów chodziłam po salonie, krążąc z jednego kąta w kąt. W końcu siedzący na kanapie Jhope odezwał się, widząc mnie zdenerwowaną.

JH: Hej Lunka nie stresuj się tak. - słysząc to zdrobnienie od razu na niego spojrzałam, marszcząc brwi. - Oj no dobra nie patrz się tak. Wiem, że się stresujesz, ale jak bedziesz tak chodzić nerwowo to za chwilę urodzisz szybciej. - po tych słowach, spojrzałam się na chłopaka.

Ja: Bardzo śmieszne. - odparłam zatrzymując się w miejscu. Nie ukrywałam jednak plecy bardzo mnie ostanio bolały. Coraz częściej zdążały mi się problemu z kręgosłupem, co jednak nie było dziwne. Zdecydowałam się usiąść na krześle przy barku.

S: Napewno nic takiego strasznego się nie stało. - rzucił, kładąc rękę na moim ramieniu.

Chwilę potem usłyszeliśmy trzask drzwi, a po chwili na korytarzu zjawili się chłopacy. Od razu wstałam nerwowo i pobiegłam na korytarz. Wzrokiem zaczęłam szukać Taehyunga, chcąc wiedzieć co się stało. Od razu jednak, kiedy zauważyłam Chłopaka, zasłoniłam usta ręką, robiąc szerzej oczy.

Ja: Boże święty Tae co się stało?! - krzyknęłam przerażona, patrząc na poturbowanego chłopaka, który nawet nie mógł ustać o własnych siłach. Poczułam jak do oczu nachodzą mi łzy, a oddech przyspieszył. Chłopak jedynie spojrzał na mnie.

V: Spokojnie, nic się nie stało kochanie... - rzucił podchodząc do mnie. Od razu jedak odsunęłam się.

Ja: Co się kurwa nic nie stało?? - krzyknęłam zdenerwowana, załamującym głosem. Widząc kolejny raz rany na jego twarzy i ciele nie potrafiłam zachować spokoju, poczułam okropne ukłócie w sencu... po chwili spojrzałam na stojącego obok Jungkooka. - Ty też?!

Ja: Miałeś na siebie uważać. Obiecałeś mi to! - krzyknęłam załamana, patrząc na bruneta. Miałam już tego dość. To miało się nigdy nie powtórzyć. Po raz kolejny czułam jak pęka mi serce. Wtedy dotarło do mnie to, że to nigdy się nie zmieni..., że zawsze będzie tak samo. Ja nie chciałam takiego życia, a raczej nie mogłam...Nie teraz... To nie może mieć już nigdy miejsca...

V: Kochanie to nie moja... - tłumaczył, chwytając moje dłonie. Widziałam jego zmartwienie w oczach.

Ja: Nie chce już tego słuchać! Mam już tego wszystkiego kurwa dość! - krzyknęłam przez łzy, zabierając swoje dłonie. Od razu odwróciłam się i pobiegłam schodami na góry zostawiając chłopaka i resztę w tyle.

Nie potrafiłam. Nie potrafiłam dłużej na niego patrzeć w takim stanie. Czułam jak ręce mi się trzęsą ze zdenerowania, wiedziałam, że nie powinnam go zostawiać, ale.. ja naprawdę nie miałam już siły.

☆♥︎☆
No i hop kolejny rozdział. Tak jak mówiłam tak i jestem. No nie powiem troche się coś pomieszało w tym rozdziale haha. Ale mam nadzieję, że zadowoleni jak zawsze. Przeczytajcie uważnie następną notkę. Za wszelkie błędy przepraszam, pamiętajcie o tym co zawsze i do następnego! ♡


PORWANA / BTS 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz