Tak więc oto nowa miniaturka na zamówienie.
Mam nadzieje, że się podoba chociaż trochę. Bo szczerze nie wiem czy jest dobrze użyty temat.
Dzień dobry/Dobranoc <3
M. <3
-----------------------------------------
Piątkowe popołudnie zapowiadało się dość spokojnie. Słońce świeciło mocno, ogrzewając wszystkich i wszystko. Wietrzyk delikatnie smagał liście, które wydawały przyjemny szelest. Ludzie wychodzili z domów, by móc czerpać z tego ile się da.
Dwójka mężczyzn w tym samym czasie jechała białym audi, pokonując kolejne kilometry. Za kierownicą siedział blond włosy, dobrze zbudowany mężczyzna. Był ubrany w ciemne jeansy i białą koszulę. Włosy zaczesane miał do tyłu, a na nosie spoczywały okulary przeciwsłoneczne.
- Wyglądasz bardzo ponętnie Steve. - odezwał się drugi mężczyzna, wiążąc włosy w małego koczka. Wyglądał zupełnie inaczej niż blondyn. Ciemne włosy, kilkudniowy zarost. Czarne, ciężkie spodnie, bluzka z logo zespołu AC/DC i glany, które jak zwykle były nie zawiązane.
- A ty jak menel Bucky. - wymruczał Steve, uśmiechając się półgębkiem. Bucky prychnął cicho, odwracając głowę w jego stronę.
- Powiedz mi, czemu ja się z tobą umawiam?
- Bo mnie kochasz. - zaśmiał się mężczyzna, zjeżdżając na parking.
- Chyba pijany byłem, gdy Ci to mówiłem. - Bucky, poczekał aż jego chłopak zaparkował. Gdy to zrobił od razu wysiadł z samochodu. Steve równie szybko wysiadł ze środka i zamknął drzwi.
- Nie bez podstawnie powiedziałem, że jak menel. - Steve z uśmiechem podszedł do ciemnowłosego i złapał go za rękę. - Ale chyba właśnie przez to się w tobie zakochałem.
- Kłamiesz Grant. Wszyscy wiedzą, że zakochałeś się we mnie jak ratowałem Ci twoją, jeszcze chorą dupę. - Bucky uśmiechnął się szeroko. Blondyn wywrócił oczami, czego nie było widać przez ciemne szkiełka, okularów. Bez słowa, pociągnął mężczyznę i ruszyli w stronę jasnożółtego budynku.
Bucky szedł przez chwilę cicho, patrząc po kolei na okna.
- Steven czy powiedzieli Ci, jak duże będzie to dziecko? - zapytał, zwalniając. Blondyn od razu przypasował swoje tempo do tego jego.
- Nie. - powiedział wzruszając ramionami. - Ale przeszkadza Ci to?
- Po prostu ostatnio przebywaliśmy z tymi dziećmi. I zrozumiałem, że przy małym dziecku nie damy sobie rady. Za dużo misji, a ono by potrzebowało ciągłej opieki i... - Steve zatrzymał się i zakrył usta mężczyzny, ręką.
- Staramy się o adopcję od pół roku. Oni dobrze wiedzą, co robimy. Wiedzą kogo mogą nam dać, a kogo nie.
- Wiem, ale nie chcę by to dziecko miało z nami źle. - westchnął mężczyzna, kręcąc głową. Blondyn uśmiechnął się, kładąc rękę na policzku swojego chłopaka. Przejechał po nim kciukiem i pochylił się lekko.
- Zrobimy wszystko by tak nie było. - powiedział ciszej. Bucky uśmiechnął się lekko i szybko pocałował blondyna.
- Chodźmy. Na pewno na nas czekają.