CZYTASZ=KOMENTUJESZ/GWIAZDKUJESZ
Przepraszam każdą osobę, która to przeczyta, ale ja sama się zagłębiłam za bardzo w to i wyszło właśnie to co na dole XD
Dobranoc/Dzień dobry
M. <3
---------------------------------------------------
- Nie możesz!
- Dlaczego?!
- Bo ja tak powiedziałem! - James Barnes nienawidził się kłócić. Jednak jego syn nigdy tego nie rozumiał. A może własnie rozumiał, ale sprawiało mu to wielką radość, gdy jego ojciec się denerwował. Jednak ten jeden raz kłócili się nie dlatego, że chłopak miał na to ochotę. Tylko dlatego, że jego ojciec był starym dziadem, który nie pozwala mu na nic. Tak właśnie tony nazwał Jamesa na początku ich kłótni.
- To nie jest argument! - Tony walnął pięścią w stół. Patrzył na ojca, który wyglądał jakby miał w każdym momencie wybuchnąć lub jakby miał włączyć mu się tryb zimowego żołnierza.
- To jest argument i skończyłem dyskusję! - Bucky odwrócił się od chłopaka i wyszedł z salonu. Po cichu liczył do dziesięciu i starał się oddychać spokojnie. Słyszał kroki za sobą, co oznaczało, że Tony idzie by prowadzić kłótnie dalej.
- Tato nie skończyliśmy kłótni! - zawołał chłopak i złapał mężczyznę za rękę.
- Tony ja skończyłem. - warknął Bucky i pociągnął nastolatka w stronę kuchni. Przy kuchence stał Kapitan Ameryka, mieszając coś w garnku. Na uszach miał słuchawki, przez co kiwał się w rytm piosenki. Zawsze tak robił, gdy nie miał zamiaru wtrącać się w kłótnie jego męża i syna. Tony podbiegł do blondyna i ściągając mu słuchawki zawołał.
- Tatusiu, zrób coś z nim!
- Antony... - zaczął kapitan, patrząc na chłopaka z lekkim rozbawieniem. Zawsze mówił tak do niego gdy Bucky nie chciał pójść na jego. Zabrał swoje słuchawki od niego i wyłączył ogień pod garnkiem. Popatrzył na nastolatka, a następnie na swojego męża i pokręcił głową.
- Powiedziałem nie i zdania nie zmienię. - prychnął James, nalewając sobie do szklanki trochę soku.
- Bucky to tylko urodziny. - zaczął ostrożnie Steve. - w dodatku jego znajomego.
- Ale my go nie znamy! - zawołał Bucky i ze złością ścisnął szklankę trochę za mocno, przez co rozbiła mu się w dłoni. Cała trójka popatrzyła tylko na szkło, wylatujące z pomiędzy metalowych palców mężczyzny. - przepraszam...
- Tato, jeśli chcesz do zaproszę go byś go poznał. - westchnął Tony, podając ojcu zmiotkę i szufelkę by mógł posprzątać.
- Nigdzie nie idziesz. Masz szesnaście lat, od już osiemnaście. Nie i koniec. - warknął Bucky i zostawiając szkło na ziemi wyszedł z kuchni. Tony popatrzył na kapitana, który zaczął sprzątać.
- Porozmawiam z nim o tym. - powiedział Steve, gdy już zamiótł wszystko. Wyrzucił śmieci do kubła i odłożył wszystko na swoje miejsce. Popatrzył na syna i uśmiechnął się lekko. - A ty zaproś tego kolegę do nas. Może wtedy będzie lepiej.
- Dobrze tato. Może jutro będzie miał czas. - Tony przytulił się szybko do mężczyzny i wybiegł z kuchni. Po chwili w wejściu stał Bucky i patrzył zmrużonymi oczami na swojego męża.
- Och nie patrz tak na mnie. - zaśmiał się Steve. Drugi mężczyzna podszedł do niego i położył ręce na jego biodrach.
- Wiesz, co tam się będzie dziać. - westchnął Bucky, patrząc w oczy drugiemu mężczyźnie. - nie puszczę go tam samego.
- Bucky, on nie będzie sam. - Steve delikatnie pogłaskał męża po policzku. - Nie wiem czy jeszcze tego nie zrozumiałeś czy udajesz, ale Stephen to chłopak naszego syna.
- Zrozumiałem... - wyjęczał Barnes i oparł głowę na barku mężczyzny. - i to mnie najbardziej przeraża.
Steven zaśmiał się głośno, przytulając męża. Wiedział, że Bucky był dobrym ojcem i wiedział, że odkąd adoptowali Tonego starał się odkupić wszystkie swoje winy. Ale nie wiedział, że będzie zazdrosny i będzie się bał, że jego syn może kogoś sobie znaleźć.
- To nie jest śmieszne Rogers. - warknął patrząc wprost na mężczyznę.
- Oczywiście, że jest mój ty opiekunie zazdrośniku, biały wilku. - dalej chichotał, całując szybko męża. - i idź powiedzieć Tony'emu, że może spokojnie iść jeśli obieca, że będzie trzeźwy.
- Zobaczysz, że będę go cały czas pilnować... - wymruczał Bucky, wychodząc z kuchni. Już po kilkunastu sekundach słyszał pisk radości jaki wydał ich syn. Steve uśmiechnął się szerzej i zakładając ponownie słuchawki, wrócił do gotowania.