Clint popatrzył zdziwiony na swoją dziewczynę. Nie rozumiał o co jej chodzi. Natasha krzyczała na niego od przeszło pół godziny, a on tylko siedział i nawet nie wiedział co ma zrobić.
- Nat skarbie... - zaczął po raz kolejny, jednak i tym razem kobieta mu przerwała.
- Nie nazywaj mnie skarbem w takim momencie! - zawołała wściekła kobieta. Taką złość jak w tym momencie nie czuła już dawno. A oprócz niej czuła smutek i zazdrość. Tego ostatniego najbardziej nie chciała.
- Ale ja nie rozumiem! - zawołał wreszcie Clint, zrywając się z ławki na której siedział. Dopiero teraz był wdzięczny, że kobieta chciała z nim rozmawiać w sali ćwiczeń. Oprócz nich nie było tu nikogo i mogli w spokoju na siebie wrzeszczeć. Chociaż obecność innych osób im nigdy nie przeszkadzała.
- Czego tu nie rozumiesz? - zawołała kobieta, odwracając się przodem do mężczyzny. - to jest proste, jak dwa plus dwa!
- Nic nie jest proste! - Clint podszedł do kobiety szybkim krokiem. - kazałaś mi tu przyjść, a gdy to zrobiłem zaczęłaś wrzeszczeć! Bez żadnego słowa wstępu! I co ja mam rozumieć z tego?
- Gdybyś mnie słuchał to byś wiedział o czym mówię! - zawołała Romanoff. Już otwierała usta by w dalszym ciągu krzyczeć, jednak mężczyzna miał inny plan. Szybkim ruchem przyciągnął do siebie kobietę i pocałował ją. Natasha oddała pocałunki, a spod jej powiek zaczęły lecieć łzy. Clint złapał jej twarz w dłonie, od razu ścierając łzy kciukami. Kobieta oderwała się i popchnęła go na materace wyłożone na ziemi. Od razu ściągnęła koszulkę, rzucając ją gdzieś w bok i siadając na brzuchu mężczyzny ponownie połączyła ich usta razem. Clint nawet się nie odezwał.
W obojgu nich buzowały wszystkie uczucia, jednak najbardziej pożądanie. Natasha podniosła się na kolanach, pozwalając by Barton rozpiął swoje spodnie i zsunął je. Wiedziała, że przez pośpiech i emocje będą to kolejne spodnie do śmieci. Jednak teraz się tym nie przejmowała. Ona również rozpięła zamek w swoich spodniach. Praktycznie w tym samym momencie Clint przekręcił ich tak, że to ona teraz leżała na plecach. Mężczyzna na chwilę zawisnął nad nią i popatrzył kobiecie w oczy. Oboje oddychali szybko. Romanoff podparła się na rękach, ponownie całując mężczyznę. Barton w tym czasie rozpiął stanik kobiety i rzucił za siebie. Natasha złapała jego koszulkę i ściągnęła ją z niego najszybciej jak tylko mogła. Przejechała paznokciami przez plecy mężczyzny. Clint syknął tylko, schodząc pocałunkami na szyję kobiety. Całował od brody, przez całą szyję idąc niżej. Całując pomiędzy piersiami złapał za jej spodnie i zaczął powoli je zsuwać. Zatrzymał się trochę dłużej przy podbrzuszu, w tym samym czasie łapiąc jej piersi w ręce i ściskając. Romanoff nie powstrzymywała się już, przez co w całym pomieszczeniu było słychać jej jęki. Barton podniósł się, łącząc ich usta razem i wchodząc w kobietę szybkim, zdecydowanym ruchem.
Dziesięć minut później Romanoff opadła na klatkę piersiową mężczyzny. Oboje oddychali szybko i byli spoceni. Kobieta zamknęła oczy i próbowała uspokoić swoje jeszcze rozedrgane ciało. Clint patrząc w sufit, zaczął głaskać jej gołe plecy. Dopiero po kolejnych kilku minutach odezwała się kobieta.
- Przepraszam... - wyszeptała, nawet nie zmieniając pozycji.
- Kocham Cię. - odpowiedział Clint, uśmiechając się delikatnie.
***
Trzy dni od tamtego zajścia Barton wpadł na genialny pomysł. W jego głowie był on prosty, a nawet już wykonany. Jednak wiedział, że musi działać szybko i sprawnie. Dlatego gdy tylko Natasha wróciła wraz z Pepper do wierzy, podszedł do niej i pocałował namiętnie.
- Barton co to robisz? - zapytała Natasha, gdy się od siebie oderwali. Była zdziwiona zachowaniem mężczyzny, bo od długiego czasu nie robił takich rzeczy. Zazwyczaj tylko dawał jej małego całusa i był zadowolony z życia.
- Chodź. - uśmiechnął się mężczyzna i trzymając ją za rękę zaczął kierować się w stronę windy. Nie zareagował na pytania Romanoff. Po prostu zmusił ja by wsiadła do jego samochodu i wyjechał na drogę. Z jego ust nie schodził uśmiech.
- Boję się ciebie Barton. - powiedziała Natasha, po kilku minutach cichej jazdy. Przez cały czas obserwowała mężczyznę i zastanawiała się co wpadło mu do głowy. - Powiedz mi wreszcie gdzie mnie wywozisz!
- Zobaczysz na miejscu. - powiedział, łapiąc rękę kobiety i całując ją delikatnie. Romanoff wywróciła oczami, jednak resztę drogi siedziała w ciszy.
Pół godziny później zatrzymali się pod schroniskiem. Natasha wyszła z samochodu i ze zdziwieniem popatrzyła na mężczyznę.
- Wiem, że długo mi zajęło zrozumienie. Ale to jest jedno z dwóch rozwiązań! - zawołał ze śmiechem, pokazując ręką na napis na bramie wjazdowej.
- Jakich rozwiązań? - Natasha powoli podeszłą do niego, patrząc niepewnie w stronę schroniska.
- Nie możemy mieć dzieci, trudno. - odezwał się, obejmując kobietę rękami w pasie. - Kocham ciebie. Chce z tobą być już zawsze. Nie ważne, czy z dzieckiem u boku, czy ze zwierzakiem.
- Clint... - zaczęła z westchnieniem Natasha. Clint pokręcił głową, kontynuując.
- To jest jedno z rozwiązań na jakie wpadłem. - powiedział ciągle się uśmiechając. - zaadoptujemy psa lub kota lub inne zwierze!
- I tak chcesz zastąpić dziecko? - zdziwiła się kobieta.
- Na początek. - Barton pokiwał głową na znak zgody. - Później możemy adoptować. Dużo jest sierot, którym możemy dać fajną rodzinkę.
- Chyba pokręconą... - zaśmiała się kobieta. Popatrzyła ponownie w stronę wejścia do schroniska i pokiwała głową. - Pasuje mi to rozwiązanie.
- Więc chodźmy, wybrać dziecko! - zawołał Clint. Pocałował szybo kobietę i trzymając się za rękę ruszyli w stronę budynku.