Zaczyna się.

805 39 10
                                    

Rodzeństwo siedziało w salonie, w posiadłości rodziny Hargreaves. W pomieszczeniu panowała niezręczna cisza, przerywana jedynie przez pobrzękiwanie butelek z alkoholem. Był za to odpowiedzialny Klaus, który majstrował coś za barem.

Luther mruknął coś niezrozumiale i po chwili wstał, ilustrując wszystkich wzrokiem.
- Dobra, zaczynajmy. - powiedział, zwracając przy okazji uwagę rodzeństwa na swojej osobie. - Można przygotować na dziedzińcu uroczystość żałobną o zmierzchu. Powiedzieć parę słów, to jego ulubione miejsce.
- Miał ulubione miejsce? - Allison spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Pod dębem. - odpowiedział spoglądając w jej ciemne oczy. - Spędzaliśmy tam czas, wy nie? - blondyn dodał po chwili namysłu.

- Będą przekąski? Herbata? Ciasteczka? - zapytał pogodnie Klaus, podchodząc do kanapy, na której siedziała Vanya z drinkiem w jednej ręce i papierosem w drugiej.
- Kanapki z ogórkiem zawsze rządzą. - powiedział z szerokim uśmiechem.
- Nie. - uciął szybko Luther. - Zgaś to. Tata nie pozwalał palić. - dodał spoglądając na brata ze złością.

- Czy to moja spódnica? - zapytała nagle Allison intensywnie przyglądając się ciuchowi.
- Co? Ah ta! Była w twoim pokoju. Nieco staroświecka, ale ma parę fajnych wcięć. - mówiąc to chłopak puścił oczko siostrze, na co ona tylko z rozbawieniem przewróciła oczami.
- Dobra słuchajcie! - głos znów zabrał Luther. - Trzeba omówić parę ważnych spraw.
- Jakich? - Diego po raz pierwszy zabrał głos w rozmowie.
- Okoliczności śmierci. - odpowiedział niepewnie blondyn, odwracając się w stronę bruneta.

- Zaczyna się. - westchnął Diego ze śmiechem, odwracając wzrok.
- Nie rozumiem. - zaczęła powoli Vanya. - Mówili, że to zawał.
- Według koronera. - Luther wypowiedział ostatnie słowo z naciskiem.
- Mieliby się mylić? - Vanya wciąż ze zdziwieniem wpatrywała się w brata.

Mężczyzna miał już odpowiedzieć, jednak przerwał mu głośny trzask drzwi wejściowych. Wszyscy w pomieszczeniu momentalnie zamarli w ciszy. Po chwili na korytarzu rozległ się dźwięk obcasów, który wydawał się być coraz bliżej.

- Dobra koniec rozmowy! Daję ci pół godziny, jeśli ci się nie uda.. to wylatujesz! - powiedział zimny głos. Wszyscy wymienili zaskoczone spojrzenia, jednak zaraz potem znów skierowali je w stronę wejścia do salonu. W następnym momencie pojawiła się tam niska, szczupła, młoda dziewczyna. Jej czarne włosy sięgały jej do szczęki, a jej błękitne oczy ze złością wpatrywały się w rodzeństwo. Dziewczyna wyglądała na około 15 lat, dlatego czarne szpilki, które miała na nogach szybko rzucały się w oczy.

Czarnowłosa skrzyżowała ręce na piersi.
- Czy ja naprawdę nie mogę opuścić kraju na chociaż tydzień?! - spytała, a z jej oczu dosłownie tryskały błyskawice.

Odpowiedziała jej tylko głucha cisza, więc dziewczyna westchnęła i wolnym krokiem ruszyła do baru.

- Ej, ej, ej co ty tu właściwie robisz? - pierwszy otrząsnął się Diego i w tym momencie celował w nią nożem.
Czarnowłosa odstawiła butelkę alkoholu i spojrzała znudzonym wzrokiem na bruneta.
- Wzrok ci siada na starość? Nalewam sobię coś co picia i jakbyś nie widział to właśnie przewróciłam oczami.

Diego poczerwieniał ze złości i już miał odpowiedzieć, gdyby nie Klaus.
- Znów ścięłaś włosy? - spytał z wyrzutem. - Już ostatnio mówiłem, że lepiej ci w długich. - chłopak chciał wyglądać na obrażonego, jednak nie wyszło mu to za dobrze, ponieważ po chwili rzucił się dziewczynie na szyję. Niebieskooka prawie wypuściła z ręki szklankę z trunkiem, jednak po chwili udało jej się złapać równowagę, uśmiechnęła się lekko i odwzajemniła uścisk.

- Znów wracasz z odwyku? - spytała po chwili, patrząc na bruneta ze smutkiem. - Dałbyś już sobie z tym spokój.
- To jest rozmowa na inny dzień. - mówiąc to Klaus objął czarnowłosą ramieniem i poprowadził w stronę kanap.

Czasu Nie Cofniesz  |TUA|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz