Byłeś celem, czy zabójcą?

458 38 7
                                    

- Jesteś pewna? Bo wiesz, ja zawsze mogę ci coś załatwić. - powiedział Klaus, kiedy przekroczyliśmy próg naszego starego domu.
- Wiem o tym, ale narkotyki i.. innego tego typu rzeczy nie są rozwiązaniem. - powiedziałam dobitnie i zamknęłam drzwi.
- A gdzie tam! - żachnął się chłopak. - Mi zawsze pomagają. - powiedział z lekko wymuszonym uśmiechem. - Zamknij się! - dodał po chwili patrząc na coś za mną.
-Co? - spytałam zdezorientowana, rozglądając się dookoła.
- Nie, nie do ciebie.
- Ah no tak, zapomniałam. - powiedziałam przypominając sobie o mocy brata.
- Dobra, ja już będę się zbierać. Dobranoc Klaus. - powiedziałam i posłałam chłopakowi ciepły uśmiech, chociaż pewnie nawet tego nie zauważył, przez panujące na korytarzu egipskie ciemności.
- Gute Nacht. - odpowiedział chłopak i zaraz potem ruszył w stronę schodów. W pewnym momencie stanął, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, jednak zrezygnował z tego i ruszył dalej.

Już miałam sięgnąć po klamkę, jednak zawahałam się i spojrzałam w stronę salonu.
Jeden drink nie zaszkodzi - pomyślałam i skierowałam się w stronę wspomnianego pokoju.
Włączyłam światło i szybko, na palcach przeszłam dzielący mnie dystans do baru, omijając przy okazji wszystkie skrzypiące deski. Znałam ich układ na pamięć, więc nie narobiłam ani trochę hałasu.
Dumna z siebie nalałam sobie trunku i usiadłam na krześle.

Próbowałam pomyśleć o czymś miłym lub ciekawym, jednak jedyne co przychodziło mi do głowy to tematy i pytania związane z apokalipsą.
- Przeklęty Five. - warknęłam ze złością i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk przy drzwiach wejściowych.
Momentalnie znieruchomiałam i kiedy dźwięk znów się powtórzył, doskoczyłam do włącznika i wyłączyłam światło. W jednej sekundzie wszystko znów zalała ciemność, a ja czułam jak moje serce bije coraz szybciej. Moje oczy z każdą chwilą coraz bardziej przyzwyczajały się do panującego mroku.

Kiedy usłyszałam zgrzyt i drzwi się otworzyły, ja stałam niedaleko nich, pod ścianą i z pistoletem w dłoni.
Spojrzałam w stronę nieznanej mi osoby, która właśnie weszła do domu i na drugą stronę korytarza, gdzie znajdował się kolejny włącznik światła. Osoba odwróciła się, aby zamknąć drzwi, a ja korzystając z okazji przebiegłam na drugą stronę.

- Ręce do góry. - powiedziałam i włączyłam światło jedną ręką, podczas gdy drugą, z bronią, mierzyłam w stronę drzwi.
Osoba, którą okazał się być niewysoki, chudy, brunet podskoczyła na dźwięk mojego głosu.
- O Boże, nie strasz mnie! - powiedział chłopak odwracając się w moją stronę.
Zdziwiona opuściłam broń.
- Five? Gdzie ty się szlajasz po nocy? - spytałam zła i po chwili zawiesiłam wzrok na dużej torbie, którą chłopak miał przewieszoną przez ramię. Zielonooki zauważył to i schował ją za plecy.
- Gdzie byłeś? - spytałam podejrzliwie.
- Nie twoja sprawa. Co ty tu w ogóle robisz? Już tu przecież nie mieszkasz. - powiedział chłopak wymijając mnie.
- Odwiozłam Klausa i weszłam na chwilę. - powiedziałam szczerze, na co chłopak prychnął i przewrócił oczami.

- Zapomniałem, że ćpun nie ma prawa jazdy. - powiedział z rozbawieniem, jednak po chwili spoważniał i przyjął chłodny ton głosu. - Muszę załatwić jeszcze kilka ważnych spraw, więc ten... Dobranoc.

- Tak, jasne. - powiedziałam i odwróciłam się. - Przyjdź za 10 minut to pomogę ci z tą raną. - mówiąc to lekko się uśmiechnęłam i ruszyłam w stronę salonu.
Nie widziałam twarzy chłopaka, ale wiedziałam, że był zdziwiony.
- Dobra. - usłyszałam, jak mruknął pod nosem zanim oddaliłam się dostatecznie daleko.

***

Powoli dopijałam drinka, gdy nagle przede mną pojawił się Five w niebieskiej smudze i z naburmuszoną miną. Chłopak zdjął górną część swojego mundurka, tak że teraz o wiele wyraźniej widziałam ranę na jego ręce.
- Wyglądasz, jak dziecko, które nie chce iść jeszcze spać. - powiedziałam przejeżdżając po nim wzrokiem.
- Daruj sobie. - powiedział chłopak sięgając po szklankę. Szybko przechwyciłam ją, a brunet spojrzał na mnie ze złością.
- Idź po apteczkę, jeśli chcesz mieć to dobrze opatrzone. - powiedziałam i z powagą spojrzałam brunetowi w oczy. Przez chwilę mierzyliśmy się, jednak w końcu Five odpuścił i skoczył, aby po chwili wrócić z białym pudełeczkiem.

Wzięłam apteczkę i otwierając ją wskazałam na krzesło obok mnie, aby Five usiadł.
- Powiesz mi skąd ta rana? - spytałam oczyszczając rękę z zaschniętej i świeżej krwi.
- Byłem w sklepie, gdy wywiązała się strzelanina. - opowiedział chłopak patrząc na moje ręce.
- Byłeś celem, czy zabójcą? - spytałam nawlekając nić na igłę.
- Celem. - westchnął brunet.

- Yhym. - mruknęłam jeszcze bardziej skupiając się na nawlekaniu. - Shit! - powiedziałam ze złością, gdy wbiłam sobie igłę w palec.

Kiedy w końcu udało mi się, spojrzałam na Five, który wciąż bacznie obserwował każdy mój ruch.
- Jak na to, że byłeś celem, nie ucierpiałeś za bardzo. - zauważyłam. - To trochę zaboli. - dodałam przygotowując się do wbicia igły i zaszycia rany.
- Gdyby nie moc, już byłbym pewnie martwy. - po tych słowach brunet skrzywił się, ponieważ po raz pierwszy wbiłam igłę w jego ciało.
- Skoro tak myślisz. - odparłam.
- Co to miało...? - zaczął chłopak, jednak szybko mu przerwałam.
- Nie rozpraszaj mnie teraz!

***

- Już.... Go.. gotowe! - powiedziałam z dumą. - Teraz jeszcze bandaż i powinno być git.
- Czemu po prostu nie wyleczyłaś rany mocą? - spytał Five, który wyglądał, jakby zaraz miał zasnąć.
- Bo nie. - odpowiedziałam chłodniej niż zamierzałam.
- To nie jest odpowiedź. Tak zaoszczędziłabyś nam dużo czasu. - chłopak nie dawał za wygraną.
- Kurwa Five, to nie twój interes! Następnym razem sam sobie radź! - powiedziałam ze złością i ścisnęłam bandaż na ręce chłopaka, bardziej niż to było konieczne, a on syknął z bólu.
- Gotowe i dobranoc. - powiedziałam pakując rzeczy do apteczki i po chwili wzięłam ją pod pachę i ruszyłam do kuchni, aby ją schować.

Szłam przez korytarz do drzwi, aby w końcu opuścić budynek, gdy kątem oka zauważyłam, że Five wciąż siedzi przy barze.
Z lekkimi wyrzutami sumienia podeszłam do przejścia i oparłam się o framugę.
- Nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać. - powiedziałam, a brunet drgnął na dźwięk mojego głosu i odwrócił się. - Od lat nie używam mocy. - powiedziałam unikając wzroku zielonookiego.
- Zaczęłam ich unikać po twoim zniknięciu, a po śmierci Bena... - w tym momencie do moich oczu napłynęły łzy, a ja spojrzałam na chłopaka. - Znienawidziłam je. - czułam, jak powoli tracę panowanie nad własnym głosem, więc odepchnęłam się butem od framugi i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi, a następnie do auta.



























































Hejka!
Jak widzicie powróciłam i jak na razie nie planuję znikać ;).
Mam nadzieję, że wam się podobało i do zobaczenia!
~Luna

Czasu Nie Cofniesz  |TUA|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz