Śmieszna sprawa.

417 24 2
                                    

Wszyscy z niedowierzaniem i lekkim strachem obserwowaliśmy Luthera, który podniósł się o własnych siłach z ziemi, po przygwożdżeniu przez ogromny kandelabr.
- Jasna cholera.... - westchnął Diego na widok brata, a ja musiałam przyznać mu rację. Luther, aby uwolnić się od ozdobnych części kandelabru, musiał zdjąć swój płaszcz i tym samym pokazał, jak naprawdę wygląda. Jego plecy, ręce i klatka piersiowa były pokryte czarnymi włosami oraz bliznami, przez co blondyn przypominał dużą małpę.
Chłopak widząc nasze zdziwione miny, a przede wszystkim wzrok Allison, odwrócił się i odszedł.

- Po twojej minie wnioskuję, że nie wiedziałaś. - zwróciłam się do Allison, która wciąż była w szoku.
- Nie. - odpowiedziała cicho mulatka i odwróciła się w stronę Vanyi.

Nastała chwila ciszy, a potem usłyszałam ciche nucenie mamy. Nie tylko ja, jak się okazało, bo zaraz potem Diego pobiegł na górę. Z zaciekawieniem poszłam w jego ślady, jednak zatrzymałam się w połowie schodów, aby brat mnie nie zobaczył.

- Mamo. Wszystko w porządku? - spytał Diego stając obok niej.
- Jasne. - odpowiedziała spokojnie mama, jakby nic się nie stało. Wydało mi się to dość dziwne, skoro przed chwilą jeszcze byliśmy pod ostrzałem.
- Nic nie słyszałaś? - to pytanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że Diego także coś nie pasowało w spokojnym tonie mamy. - Tych w maskach. Strzelali.
- O czym mówisz głuptasie? - spytała zdziwiona blondynka, a mnie zamurowało.

W tej chwili do głowy przyszło mi tylko jedno pytanie:
Czy Luther miał rację?

W moich oczach pojawiły się łzy, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje z mamą. Po cichu zeszłam ze schodów i ruszyłam w stronę kuchni, przypominając sobie, że Vanya została ranna.

- Kim byli ci ludzie? - spytała Vanya, gdy podałam jej mokry ręcznik, aby zmyła krew z czoła.
- Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Mamy szczęście, że żyjemy. - dodała Allison i po chwili zwróciła się do brunetki. - Wszystko w porządku?
Na co ona tylko pokiwała głową.

W następnym momencie do pokoju wszedł roztrzęsiony Diego i zaczął chodzić przed nami tam i z powrotem.
- Co tu jeszcze robisz? - spytał się celując w Vanye nożem.
- Próbuję pomóc. - odpowiedziała niepewnie dziewczyna.
- Mogłaś zginąć! - krzyknął ze złością chłopak - Lub ktoś przez ciebie.
- Jest kulą u nogi. - teraz brunet zwrócił się do nas.
- Diego! - krzyknęłam z wyrzutem.

Nastała chwila ciszy.
- Allison? - spytała niepewnie Vanya.
- Próbuje powiedzieć, że to niebezpieczne. Jesteś... - zaczęła mulatka, jednak to Vanya dokończyła.
- Inna niż wy.

Allison nie zaprzeczyła, więc Vanya wstała i ruszyła do wyjścia.
- Nie to miałam na myśli! - krzyknęła w końcu za nią mulatka. - Zaczekaj!
- Zostaw ją. - Diego powstrzymał dziewczynę, przed pójściem za siostrą.
- Ah... Czy wy w końcu możecie dać jej spokój? - spytałam i nie czekając na odpowiedź, wyszłam.

- Podwieźć cię? - spytałam podchodząc do siostry, która stała przed domem.
- Nie, dzięki i tak już sprawiłam wam za dużo kłopotów. - odpowiedziała brunetka, nawet na mnie nie patrząc.
- Vanya... Wiesz, że wcale tak nie uważam. - powiedziałam lekko urażona słowami dziewczyny.
- Wiem. - westchnęła. - Wybacz, ale wolałabym zostać sama.

- Skoro tak.. Do zobaczenia. - powiedziałam z lekkim smutkiem i poszłam w stronę auta, po drodze sprawdzając czy niczego znów nie zapomniałam.

***

Odetchnęłam z ulgą widząc wciąż zaparkowane auto Five'a, tuż przed laboratorium. Nikt z nas nie widział go od dłuższego czasu, a to już było podejrzane. Szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę, z nadzieją znalezienia chłopaka, jednak szybko zrozumiałam, że coś jest nie tak.

Czasu Nie Cofniesz  |TUA|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz