Jisung słyszał uporczywy łomot krwi w skroniach, gdy pospiesznym krokiem sunął po zalanych ciemnością korytarzach. Musiał wydostać się z tego miejsca jak najszybciej. Czuł, jak z każdą minutą niewidzialne dłonie zaciskają się na jego gardle, stopniowo odbierając mu zdolność do oddychania.
Słyszał zaniepokojony głos jednej służącej, która mimo tak późnej pory dalej krzątała się po pałacu, ale wyminął ją bez odpowiedzi. Jeszcze tego mu brakowało, by zalała go zbędnymi pytaniami i przytrzymała w pałacu przez kolejne minuty. Kto wie, czy nie zawołałaby jego rodziców.
W tym momencie pragnął jedynie spokoju i zaznać świeżego powietrza. Chciał wymazać z umysłu dręczące go obrazy.
Jisung przemknął cicho za plecami kamerzystów, którzy zawzięcie ze sobą dyskutowali, dbając o to, by żaden z nich go nie dojrzał. Nienawidził ojca za to, że zastawił ich w tym miejscu nawet w nocy, licząc na to, że uda się wyłapać jakieś ciekawe, warte uwagi sytuacje. W tym momencie kamery nie były jedynie wrogiem kandydatów, ale także jego, tylko że nikt poza nim nie zdawał sobie z tego sprawy.
Przechodził przez galerię rzeźb, gdy drzwi naprzeciwko niego się otwarły. Serce podskoczyło mu do gardła w obawie, że to król lub królowa. Instynkt kazał mu w tym momencie uciec i schować się, mimo że nie mógł się ruszyć. Z ulgą westchnął, gdy ujrzał przed sobą brata, a myśli o schowaniu się od razu wyleciały z głowy. Akurat jemu nie musiał z niczego się tłumaczyć i mógł w spokoju zignorować. W przypadku rodziców nie było to już takie proste.
Yongbok posłał mu jedynie zdziwione spojrzenie, gdy brat wyminął go, nie odzywając się. Młodszy przez chwilę był w stanie przysiąc, że na twarzy chłopaka dostrzegł ogromny smutek i strach. Wzruszył jednak ramionami, będąc przekonanym, że to tylko wytwór jego wyobraźni i wyszedł drugimi drzwiami.
Minutę później książę znalazł się w ogrodzie, jedynym miejscu gdzie czuł się bezpiecznie. Kamerzyści nigdy się tu nie kręcili, a kandydatki z poprzednich Eliminacji w ogóle nie przychodziły do tego miejsca. Pewne rzeczy zawsze się powtarzały, toteż wiedział, że i tym razem rzadko kiedy kogoś tu spotka. Ogrodnicy byli jedynymi osobami, które stały mu na drodze, ale o tej porze nawet oni smacznie spali i regenerowali siły.
Ruszył za pałac, gdzie znajdowała się osłonięta krzewami i drzewami fontanna. To właśnie tam przesiadywał godzinami, gdy miał wszystkiego dość. Wpatrywał się wówczas w gwiazdy i zastanawiał się, czemu musiał urodzić się w tym przeklętym miejscu i być otoczonym fałszywymi, często uśmiechającymi się do niego sztucznie ludźmi.
Usiadł na białej ławce obok i schował twarz w dłoniach. Nienawidził się nad sobą użalać, a ostatnimi czasy szło mu to coraz lepiej. Każdy powód był dobry, by spojrzeć w lustro i skarcić się.
Robiło się chłodno i w obawie, że przeziębi się, powinien był wrócić do pałacu, ale nie miał na to jeszcze ochoty. Oparł się wygodnie o ławkę i tępym wzrokiem wpatrywał się w wodę. Nie wiedział, ile czasu minęło i nawet go to nie interesowało.
Minho w tym czasie krążył między krzewami, sunąc lewą dłonią po roślinach. Nie mógł zasnąć, więc po raz drugi tego dnia udał się na spacer na świeżym powietrzu. Podobało mu się to miejsce. Odnosił wrażenie, że zawierało ono więcej uroku niż te wszystkie pokoje pełne bogactw i przepychu.
Kiedy poprzednim razem znalazł się tu, dziwił się, że tylko on przebywał w ogrodzie. Sama Seulgi zrezygnowała z pomysłu takiej przechadzki, a Minho spojrzał tylko na nią ze zmarszczonymi brwiami i stwierdził, że nie będzie jej przekonywać. W gruncie rzeczy wolał przebywać sam.
W tym momencie nawet nie myślał o tym, jak wstanie następnego dnia. Wszelkie zmęczenie na jego twarzy i tak zakryliby makijażem. Zastanawiał się tylko, czy to Seungmin miał zamiar mu go robić, czy postanowią sprowadzić do jego pokoju jakąś inną służącą.
CZYTASZ
Eliminacje || minsung ||
FanfictionPierwsza część już zakończona! Lee Minho ma jedynie dziewiętnaście lat, gdy przez przypadek trafia do Eliminacji, gry pełnej nienawiści i żądzy zdobycia korony, gdzie będzie musiał walczyć o rękę księcia, którego nie darzy sympatią. Nie wie tylko...