♛ 1.11 ♛

975 105 235
                                    


Miał jedynie szesnaście lat, gdy jego drobne, już zalane trucizną serce, zostało roztrzaskane na tysiące kawałków. Miłość, która uskrzydlała go podczas sekretnego romansu, zatrzasnęła go w swej klatce i dusiła szponami, nie dając mu możliwości ucieczki. Miał jedynie szesnaście lat, kiedy zrozumiał, że nie było warto kochać.

Wszystkie osoby, które darzył tym głębokim uczuciem, w ostateczności wbijały mu nóż w plecy i z uśmiechem na ustach patrzyły na jego upadek. Odbierały jego własne człowieczeństwo, gdy swym brutalnym i toksycznym zachowaniem przenosiły na niego swe działania. Przez nich nigdy nie był taki sam, nieważne jak mocno starałby się to zmienić. Nie było dla niego ratunku.

W okresie dzieciństwa dowiedział się, jak to jest być niekochanym dzieckiem przez swych rodziców. Nikt nie czytał mu bajek na dobranoc. Nigdy nie poczuł ogromnych ramion otulających go w pasie. Dla rodziców nigdy nie był dzieckiem. Ani matka ani ojciec nie kochali go, pozostawiając małego chłopczyka samego przeciw całemu temu światu.

Kiedy na świat przyszedł Yongbok, nauczył się, czym była zazdrość. Wypalała go ona od środka, gdy patrzył na matkę, trzymającą młodszego brata w swych ramionach i spoglądającą na niego z miłością, której on nie otrzymał od niej. Zazdrość ta przekształciła się w nienawiść do młodszego chłopczyka, który nie był niczemu winny. Choć mały Sungie wiedział, że jego braciszek nie odpowiada za rodziców, to i tak nie potrafił na niego patrzeć, ponieważ żałował, że to właśnie on nie mógł nim być. Żałował, że nie urodził się w jego ciele i nie otrzymał uczucia, o które tak wałczył, jak miał kilka lat.

Czas mijał, a złośliwe uwagi w kierunku Jisunga stały się codziennością. Początkowo każdego dnia płakał z głową wtuloną w poduszkę, aż pewnego razu żadna łza nie spłynęła już po policzku nastolatka. Stał się obojętny na krzywdę, którą właśni rodzice mu zapewniali.

Gdy miał sześć lat, robił wszystko, by otrzymać ich uwagę, ale gdy wybiła mu trzynastka, robił wszystko, by znajdować się jak najdalej od nich. Miłość, którą kiedyś próbował im przekazać, zaczęła przerażać się w niechęć, która ostatecznie stała się nienawiścią.

Jednak to nie był moment, w którym uświadomił sobie, że ludzie nie są warci miłości.

Miał jedynie szesnaście lat, gdy po raz pierwszy zakochał się w starszym od siebie chłopaku.

Hwang Hyunjin był idealny pod każdym względem. Prezentował się nienagannie, na każdym wywierał ogromne wrażenie swą dojrzałością i postawą wobec spraw państwowych. Nawet król Jaein z szacunkiem patrzył na księcia Larmanii.

Jednak to nie to robiło największe wrażenie na szesnastolatku. Hyunjin zdawał się być najżyczliwszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkał. Zawsze uśmiechał się do niego czule i składał drobny, przepełniony uczuciem pocałunek na czole młodszego. To właśnie ten chłopak obdarzył go uczuciem, jakiego Jisung szukał przez całe swoje życie.

A przynajmniej tak mu się zdawało do czasu.

— Hyunnie, mam coś dla ciebie! — wykrzyczał podekscytowany Jisung, wkraczając do tymczasowego pokoju bruneta, który siedział po turecku na łóżku i obserwował służącą, która właśnie pakowała jego walizki. Spędził cztery miesiące w Avelin i właśnie tego dnia musiał wracać do siebie.

Han porozumiewawczo spojrzał na kobietę, która na jego widok jedynie ukłoniła się i wyszła z pomieszczenia, zostawiając dwójkę książąt na osobności.

— Sungie, nie musiałeś niczego — rozpoczął Hwang, ale skończył tak szybko, jak wargi młodszego chłopaka złączyły się z tymi jego w długim, pożegnalnym pocałunku.

Eliminacje || minsung ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz