Hyunjin nie był złym człowiekiem, a przynajmniej nie na początku. Był uroczym, zadowolonym ze wszystkiego chłopcem, który kochał troszczyć się o ludzi i obdarowywać ich miłością. Każdego dnia opowiadał własnemu bratu bajkę na dobranoc, mimo że sam ledwo co potrafił czytać i wszystkie literki zlewały mu się w jedno. Pomagał swoim rodzicom z nauką chłopca, każdego dnia wychodził na dwór i trzymał go za rączki, starając się przejść z nim określoną odległość.
Przed dniem mamy i taty potrafił przesiedzieć pięć godzin nad laurką, byleby wręczyć im najstaranniej wykonany rysunek, a następnego dnia gościł na rynku i kupował bukiet kwiatów, pasujący do złotego, grubego wazonu kobiety, która otrzymała go po śmierci babci małego Hyunjina. Za każdym razem gdy wracał do domu, wsypywał resztę do futerału starszego, siwego i chorego mężczyzny, który siedział na bruku obok straganików i zbierał pieniądze na leczenie, a przynajmniej tak myślał chłopiec, który nie zdawał sobie wtedy sprawy, że ten sam mężczyzna kilka godzin później kupował alkohol i wracał do rodziny jak gdyby nigdy nic.
To rodzina Hwang zaczęła wykorzystywać jego dobroć przeciwko niemu samemu. Jako iż był następcą tronu, powierzali mu swoje obowiązki, tłumacząc mu, że przecież prędzej czy później musiał nauczyć się zarządzać państwem i kierować poddanymi. Chcieli, żeby Hyunjin był perfekcyjny. Uczyli go wszystkiego, czego mogli, swe niespełnione ambicje odbijali na nim, ale nie zdawali sobie sprawę, że nastolatek miał najzwyczajniej dosyć wypełniania idiotycznych papierów, odpisywania na listy zagranicznych współpracowników oraz chodzenia na kilkanaście zajęć.
Falę goryczy przelała księżniczka Kanori, trzynastoletnia córka rodziny królewskiej Mikan, władającej w sąsiednim państwie Shangri. Hyunjin miał wówczas szesnaście lat, gdy dowiedział się, iż miał jej się oświadczyć, gdy ta osiągnie pełnoletność. Ich państwa miały zawrzeć unię i cieszyć się długą, zdrową przyjaźnią, opartą na wspólnej pomocy w razie zagrożenia.
Dwa lata później pamiętał ją tak samo doskonale jak na pierwszym spotkaniu. Ubrana w turkusową suknię z rozkloszowanymi ramionami ,ukazywała swe atuty w postaci wystających obojczyków i szczupłych, bladych ramion. Brązowe, faliste włosy gęsto opadały na plecy, a na szpiczastych uszach spoczywały srebrne kolczyki w kształcie kwiatów. Była drobniutka — Hyunjin mógł rzec, iż była niższa od niego o jakieś trzy głowy. Zdawała się być krucha na pierwszy rzut oka, gdy tylko stawiała kroki, a mimo wszystko pewność siebie biła od niej na kilometr. Znała swą wartość i z tego powodu dumnie szła przed siebie z zadartym podbródkiem. Mężczyźni podziwiali jej aparycję, a rówieśniczki zazdrościły tak wysokiego statusu i luksusu w jakim pławiła się dziewczyna.
Patrzyła na Hyunjina z adoracją. Te zielone oczy lustrowały go od stóp do głowy i wręcz krzyczały do niego, iż Kanori nie gardziła aranżowanym ślubem.
Ale on nim gardził i tyle wystarczyło, by jeszcze tego dnia wysadzić połowę pałacu w powietrze. Nie zważając na obecność gości, roztrzaskał wazon matki, który tak sobie ceniła. W końcu była to jedna z nielicznych pamiątek po babci, toteż wiedział, że w ten sposób wywoła kłótnię, jaka jeszcze nigdy nie miała miejsca. Goście wyszli tak szybko, jak przyszli i już nigdy się nie pokazali, a mowa o jakimkolwiek ślubie już nigdy nie zagościła na ustach rodziny Mikan.
Kobieta przez trzy dni płakała, a ojciec wydzierał się na niego i myślał, że swymi krzykami wpłynie na chłopaka, który jedynie z obojętną miną patrzył na niego i wzruszał ramionami. Nie miał żalu, iż z jego powodu wazon roztrzaskał się, a sprzątaczka, która zmiotła jego cząstki i w ostateczności się go pozbyła, wyleciała z roboty. Kiedy był dzieckiem, interesował się ludźmi, ale gdy tylko dorósł, miał ich serdecznie dosyć.
CZYTASZ
Eliminacje || minsung ||
FanfictionPierwsza część już zakończona! Lee Minho ma jedynie dziewiętnaście lat, gdy przez przypadek trafia do Eliminacji, gry pełnej nienawiści i żądzy zdobycia korony, gdzie będzie musiał walczyć o rękę księcia, którego nie darzy sympatią. Nie wie tylko...