-64- O utworach Danger Days

102 6 6
                                    

Na podstawie gazety TERAZ ROCK, styczeń 2011

Po rozdziale o Mikey'm coś lżejszego, czyli druga część "O powstaniu Danger Days" (rozdział -61-). Tym razem to wypowiedzi członków MCR o piosenkach z Danger Days: The True Lives of the Fabulous Killjoys.

Myślę że to dobry moment, bo chcę serdecznie przeprosić za spam rozdziałami xD. Po prostu piwniczak ze mnie i mam sporo pomysłów na tę książkę więc.. A czasem też przyjdzie mi coś nagle do głowy i jestem człowiekiem, który w takiej sytuacji musi zrobić to natychmiast.


LOOK ALIVE, SUNSHINE

Gerard: Kiedy powstało „Na Na Na" i kiedy zaczęliśmy rozmawiać o całym tym roku 2019, poczułem, że chociaż płyta nie będzie opowiadała konkretnej historii, to fajnie, gdyby była swego rodzaju przekazem z przyszłości. A najlepiej, żeby taki przekaz przyszedł od DJa. Więc wymyślilem ksywę Dr. Death Defying - która zresztą pasuje do naszego zespołu, bo sprzeciwianie się śmierci, walka o nieśmiertelność, to przecież istota rock'n'rolla - ewidentnie inspirując się „Wściekłymi psami" Quentina Tarantino. Potem długo zastanawiałem się, jakie monumentalne słowa mógłby ten DJ wypowiedzieć na wstępie. I wpadłem na "look alive, sunshine" - zapisałem sobie to w mojej pracowni wielkimi literami na tablicy. Ten utwór to jak początek jazdy na rollercoasterze. Wjeżdżasz na szczyt, gdzie trzymamy cię za rękę, a potem puszczamy i startuje „Na Na Na" - i masz jazdę przez całą płytę.


NA NA NA (NA NA NA NA NA NA NA NA NA)

Gerard: Od tego utworu wszystko się zaczęło, to pierwszy strzał z laserowego pistoletu. To on wprowadził w ruch maszynę, dzięki niemu powstał następny, i następny. Samo zatytułowanie piosenki w ten sposób było dla mnie czymś zupełnie nowym. To coś absolutnie podstawowego, głupawego, a zarazem ludzkiego, czego od dawna brakuje mi w rock'n'rollu, pierwiastek ramonesowski. Weź głupie słowo, jak "gabba" i nadaj mu nowy sens, nadaj mu wartość. Albo "Hey Ya" - to jakby wyższy poziom piosenki. Dlatego cieszę się, że w tytule jest aż tyle "na na". A w tekście pojawia się Battery City, więc jest to dobre wprowadzenie do płyty.

Frank: Zdecydowanie najbardziej ze wszystkich utworów brzmi jak prolog: zobaczcie, co was czeka.


BULLETPROOF HEART

Frank: Powstał dosyć dawno, pracowaliśmy nad nim jakieś półtora roku.

Gerard: Pochodził z poprzedniej sesji, ale pasowal tematycznie - w tekście pojawia się laser. To był jeden z impulsów, dzięki któremu zdecydowaliśmy się zacząć od nowa. W żadnej z wczesnych piosenek nie udało nam się stworzyć takiej palety barw, a ten utwór po prostu mienił się od kolorów. Pierwotnie miał roboczy tytuł "Trans-Am", bo myślałem o Trans-Amach (model Pontiaca, ogółem jest to samochód) i kupiłem sobie takiego, wiedząc, że wcześniej czy później wykorzystamy go w naszym projekcie artystycznym.


SING

Frank: To nasz pierwszy utwór, który powstał w oparciu o partię bębnów. Wygląda na to, że próbując uczynić album bardziej futurystycznym, spróbowaliśmy wynaleźć na nowo sposób komponowania. Sami wymyśliliśmy rytm i zrobiliśmy z niego loop, potem dodaliśmy pianino.

Mikey: Kiedy to usłyszałem, zrozumiałem, że rzeczywiście nie ograniczają nas żadne zasady.

Gerard: "SING"w moim odczuciu może znaczyć tak wiele rzeczy! Nie tylko śpiewanie: „sing" może oznaczać strzelanie z pistoletu laserowego, może to być krzyk ekscytacji z hotelowego okna, może to być wygłaszanie swoich opinii przez megafon na ulicy.

•MCR• Randomowe pierdoły ku uciesze KilljoysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz