Ex's & Oh's - Elle King
Kiedy Janette wysiadła z samochodu z Connorem u boku, czuła się zdecydowanie lepiej. Poprzedniej nocy wykradła się z domu do apteki całodobowej po swoje tabletki. Nie musiała się martwić o ich wykupienie, bo jej recepta wciąż była jeszcze aktualna (choć już nie przez długi czas), a na dodatek międzynarodowa.
Android zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, jakby doskonale wiedząc, co jest powodem jej stosunkowo dobrego humoru, ale nie powiedział ani słowa na ten temat.
-Jesteśmy na miejscu. - rzucił jedynie.
Hank postanowił zostać w domu razem z Chloe. Nie chciał odpowiedzieć jej na pytanie dlaczego nie wybiera się z nimi. Skrzywił się jedynie i mruknął coś niecenzuralnego pod nosem, stała więc pod pięknym, luksusowym apartamentowcem jedynie z mechanicznym chłopakiem i Gemmą, uczepioną jej rękawa.
-Kim właściwie jest ta Kamska, przypomnij mi? - mruknęła, zadzierając nieufnie głowę do góry, by dojrzeć ostatnie piętro budynku. Nie był tak wysoki jak najwyższe budynki w mieście, ale i tak całkiem imponujący.
-To obecna pani prezes zarządu CyberLife i siostra Elijaha Kamskiego. Był absolutnym geniuszem i bez jego wynalazków stworzenie androidów z pewnością nie byłoby możliwe. - odpowiedział, ale rysy mu stężały.
-Nie lubisz go? - zapytała z ciekawością, widząc jego niezbyt zadowolony wyraz twarzy.
-Nie znałem go. Ale Chloe znała. - odpowiedział krótko i to wystarczyło, by zrozumiała, że cokolwiek łączyło tego człowieka z żoną Connora nie było źródłem szczególnie pozytywnych wspomnień.
-A ta jego siostra jest równie genialna? Pomoże nam? - spytała Janette, by zmienić temat, wchodząc do budynku. Portier w recepcji skinął im jedynie głową, najwyraźniej uprzedzony o ich przybyciu.
-Miejmy nadzieję, bo jeśli nie ona, to nikt.
Android wcisnął przycisk z numerem piętra.
-Pięćdziesiąt pięć. - rzuciła Janette, by przerwać niezręczną ciszę - To dobrze wróży.
-Dlaczego? - spytali jednocześnie i Gemma i Connor, wlepiając w nią spojrzenia.
-Pięć to moja szczęśliwa liczba.
-Naprawdę? - chłopak przechylił głowę na bok, nagle zainteresowany - Co to znaczy, że liczba jest szczęśliwa?
Zmieszała się.
-To właściwie nic nie znaczy. To taka liczba, która jest dla ciebie istotna. Bardziej niż inne liczby. W pozytywnym sensie. Taka, która pierwsza przychodzi ci do głowy, kiedy ktoś każe ci wybrać, albo którą zaznaczasz w lotka. No wiesz, ulubiona. - wzruszyła ramionami - Nie wszyscy wierzą w tego typu rzeczy, ale zawsze byłam trochę przesądna. A ty masz jakąś ulubioną liczbę?
-Tak. - odpowiedział, ku jej zaskoczeniu - zupełnie bez wahania. Winda zatrzymała się z cichym dzwonkiem, a Connor uśmiechnął się, ale nie do niej i nie do końca wesoło - Dziewięć.
Wyszedł na korytarz, nie czekając na nią.
Wszystko tu wskazywało na to, że gospodarz apartamentu na ostatnim piętrze lubi odrobinę luksusu i co więcej - może sobie na niego pozwolić.
Android wcisnął guzik na ścianie i skrzywił się, słysząc ostry, elektryczny dźwięk dzwonka. W głębi mieszkania zastukały obcasy, a po chwili drzwi się otworzyły.
W progu stanęła młoda kobieta, mniej więcej trzydziestoletnia, ubrana jedynie w jedwabny szlafrok i szpilki. Ciemne, proste włosy dotykały jej ramion, lśniące inteligencją oczy przeszywały całą ich trójkę na wskroś.
CZYTASZ
Niestabilne serce
FanfictionJanette Wilson nie ma pieniędzy, nie ma pracy, a od godziny także mieszkania. Ma natomiast wyjątkowo trudny charakter, kilka traum z przeszłości i walizkę pełną xanaxu. I ma również plan, by wyjechać z Kanady gdzieś bardzo daleko i już nigdy nie...