Happy Now - Pentatonix
Kiedy Janette się obudziła, przez chwilę była pewna, że wszystko jest w najlepszym porządku.
Czuła na ciele ciężar ciepłej kołdry, z kuchni dobiegał odgłos ekspresu i zapach kawy, oraz ciężkie kroki Hanka. A następnie przypomniała sobie, że wcale nie powinna się znajdować w tym łóżku, pod tą kołdrą i w tym domu.
Otworzyła oczy i spojrzała na drugą stronę materaca.
Żołądek się w niej ścisnął na widok skotłowanej kołdry i niczego więcej. Nie było dziewczynki, która poprzedniej nocy zasnęła wtulona w jej bok.
Kobieta poderwała się na nogi i wybiegła na korytarz, czując jak jej umysł zaczyna kreować miliony negatywnych wizji.
W kuchni był jedynie porucznik, siorbiący leniwie kawę. Rzucił jej niechętne spojrzenie, nie odzywając się ani słowem i wrócił do tego fascynującego zajęcia, nie poświęcając jej więcej uwagi.
-Gdzie mała? - spytała cicho, rozglądając się.
-Na spacerze z Connorem. Nie martw się, w przeciwieństwie do ciebie nie jestem z tych co zapierdalają randomowe dzieci z ulicy.
-Oczywiście że nie. - obruszyła się - Ty jesteś z tych, co zapierdalają randomowe androidy, żeby budować z nimi patologiczną rodzinę!
Tylko żartowała, ale reakcja Hanka była zgoła inna, niż się spodziewała. Podniósł na nią wzrok, nagle lśniący i rozzłoszczony.
-Jakakolwiek by nie była - jest. Gdybym ja znalazł się w mieście, z obcym dzieciakiem, bez pieniędzy w środku nocy, nawet nie zastanawiałbym się trzech sekund, tylko dzwoniłbym po Connora, chociaż na co dzień jest wrzodem na dupie i pierdoli w kółko, że powinienem na siebie uważać, więcej się ruszać i lepiej jeść. A wiesz co on by zrobił? Przyleciałby z drugiego końca cholernego świata, gdyby było trzeba, bo to dobry dzieciak. Rachel w ogóle wie, że wyniosłaś się z Kanady? Mogę się założyć, że nie, a to dlatego, że odepchnęłaś od siebie ją i wszytkich innych. Pierwszą osobą, do której zwróciłaś się o pomoc, kiedy grunt ci się zaczął palić pod nogami jest twój były mąż, którego nienawidzisz. Więc odpierdol się od mojej rodziny, Janette, bo na pewno jest lepsza od twojej.
Nie spodziewała się takiego wykładu. A już szczególnie nie tak wcześnie rano. Najwyraźniej Hank był w wojowniczym nastroju.
Nie zdążyła jednak niczego odpowiedzieć, bo drzwi wejściowe otworzyły się, a razem ze świeżym, wilgotnym powietrzem do domu wpadł wesoły, dziewczęcy śmiech.
Connor, z Damą na smyczy i małą androidką na baranach wkroczył do salonu, zdejmując w progu buty. Mała wplotła palce w jego przydługie włosy, buzię miała rozświetloną szczęściem.
-Dzień dobry. - odezwał się chłopak, stawiając ją na ziemi i poklepując lekko po policzku - Mam nadzieję, że się nie martwiłaś. Pomyślałem, że Gemmie przyda się trochę ruchu.
-I dlatego niosłeś ją na baranach? - rzucił Hank, uśmiechając się krzywo.
-Oh, to był tylko mały kawałek! -zaprotestował w odpowiedzi android.
-Jaka Gemma do cholery? - zapytała Janette, zupełnie zbita z tropu.
-Twoja sympatyczna towarzyszka poprosiła, żeby tak się do niej zwracać, więc szanuję to oczywiście. - wyjaśnił Connor, z ciepłym, prawie czułym uśmiechem - Wybrali to imię razem z Olivierem.
Janette nie odpowiedziała, patrząc jedynie z niepokojem na dziewczynkę. Martwiło ją to nagłe usadowienie się małej w jej obecnym życiu. Chociaż z drugiej strony, odpowiednie duże jej przywiązanie do Hanka i androidów mogłoby pozwolić jej wynieść się wreszcie z Detroit.

CZYTASZ
Niestabilne serce
FanficJanette Wilson nie ma pieniędzy, nie ma pracy, a od godziny także mieszkania. Ma natomiast wyjątkowo trudny charakter, kilka traum z przeszłości i walizkę pełną xanaxu. I ma również plan, by wyjechać z Kanady gdzieś bardzo daleko i już nigdy nie...