10. Początki i obietnice

218 30 54
                                    

Papaoutai - Stromae

Detroit, 12.10.2039, 9:14

-Mamo.

Brak odpowiedzi nie szczególnie go zaskoczył. Już dawno przestała się do niego odzywać, ale próbował, z głupiej nadziei, a może po prostu z przyzwyczajenia.

-Mamo, jestem głodny.

Wciąż nic. Kobieta od wielu tygodni wstawała z łóżka tylko po to, żeby wyciągnąć z lodówki kolejną butelkę najtańszego wina. Nie reagowała już na żadne słowa syna, patrzyła tylko ślepo w ścianę naprzeciw łóżka, z której tapeta odłaziła płatami, odsłaniając warstwę grzyba pod spodem.

W całym mieszkaniu było zimno i wilgotno, a chłopiec czuł się coraz gorzej. Kaszlał właściwie bez przerwy, był ciągle śpiący i nie najedzony, a jedynym źródłem pożywienia w domu był tata, który jednak do domu wracał rzadko i właściwie zawsze wściekły, częściej przynosząc ze sobą dziwny, czerwony proszek, niż choćby chleb. Do tego mały nie chciał pozostawić mamy na pastwę losu i przynosił jej do łóżka nieudolnie zrobione kanapki ze starego pieczywa i sera, codziennie po powrocie ze szkoły.

Uczył się dobrze, nie sprawiał problemów i głównie siedział cicho, starając się powstrzymywać kaszel i ukryć wystające kości pod za dużymi ubraniami. Nie chciał robić problemów.

W roku 2041 slumsy wciąż istniały i miały się bardzo dobrze. Były po prostu trochę lepiej ukryte w postępowej metropolii, ale to miasto wciąż miało swoje brudne, paskudne sekrety, a chłopiec żył pośród nich od urodzenia. A życie w nich, rządziło się swoimi prawami, zbyt bezlitosnymi dla dzieci takich jak on.

Ktoś zastukał do drzwi.

Chłopiec powlókł się do wejścia, podejrzewając, że jego ojciec znowu zgubił klucze. Na progu stał jednak ktoś zupełnie inny.

I chłopiec jeszcze wtedy tego nie wiedział, ale okazało się, że nie będzie już musiał robić mamie kanapek i że w ogóle już jej nie zobaczy. Nie wiedział, że zostanie zabrany do miejsca, gdzie w teorii będzie mu cieplej i gdzie będzie miał więcej jedzenia, ale gdzie będzie jeszcze bardziej samotny niż do tej pory. Do miejsca, które będzie musiał dzielić z kilkunastoma innymi istotami podobnymi do niego samego - opuszczonymi i zaniedbanymi. Do miejsca, gdzie mimo pozornego porządku rządził będzie najsilniejszy, czyli z pewnością nie on.

Nie miał o tym pojęcia. Bo gdyby wiedział, może nie otworzyłby drzwi.

Detroit, 25.11.2045, 16:22

North trzęsła się cała, z wściekłości i frustracji, wychodząc z domu na Michigan Drive. Jej mąż wyciągnął ją za drzwi od razu po całej aferze, nie wypuszczając jej z ramion, dopóki nie znaleźli się na powietrzu.

-No, już. - rzucił łagodnie, głaszcząc ją po włosach - Uspokój się, bo zaraz rozniesiesz pół ulicy.

-Czy to pora na wykład o tym, że nie powinnam była jej przyłożyć? - zapytała, zaciskając zęby z irytacji i pozwalając mu nawiązać z nią połączenie. Czerpała z jego spokoju, stabilności i... rozbawienia - Co cię śmieszy? - prychnęła oburzona.

-Tak, to jest ta pora, ale tym razem sobie daruję, za bardzo mi się to podobało.

-Tak? - podniosła na niego zaskoczone spojrzenie - Jak tak to mogę tam wrócić i poprawić jeszcze raz tej bezczelnej...- odsunęła się i ruszyła do drzwi, ale Markus chwycił ją za ramię, przerywając jej w pół słowa.

-O nie, nie, nie, raz wystarczy. Myślę, że powinniśmy wracać do domu trochę odetchnąć.

Drzwi od domu się otworzyły i stanęła w nich Chloe, z szeroko otwartymi z przerażenia oczami.

Niestabilne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz