9.Powroty do domu

249 33 73
                                    

Something Wild - Lindsey Stirling

-Jadę do domu. - obwieściła Cody'emu Tina Chen, po zakończeniu swojej zmiany.

Wypowiadała to zdanie prawie codziennie a i tak za każdym razem napełniało ją ono taką samą satysfakcją i ciepłem. Kiedy dowiedzieli się z Gavinem o tym, że Banks pojawi się na świecie zgodnie uznali, że mieszkanko, które dzielili do tamtego momentu może nie być wystarczające i kupili sobie niedużą działkę na przedmieściach. Tina traktowała to miejsce jako swoje największe życiowe dzieło, wypieszczone i wymarzone. Sama wybierała wszystko, zaczynając na kolorach ścian i meblach, kończąc na najbardziej trywialnych ozdobach.

Co jakiś czas przypominała sobie z poczuciem winy, że przecież nie będzie przebywać tam sama i pytała Gavina co o sądzi o tym czy o tamtym, ale jej partner widząc jak bardzo zaangażowana i podekscytowana jest swoimi pomysłami umył od wszystkiego ręce i stwierdził że - cytując: ,,tak długo, jak długo nie pierdolnie im w sypialni neonowo różowej farby na ściany" to jest mu naprawdę wszystko jedno.

Tak więc ich obecne lokum było Tiny ogromną dumą i dlatego za każdym razem kiedy mogła obwieścić światu, że do niego wraca, aż nosiło ją z radości.

Ubrała kurtkę i wyszła z komendy, żegnając wszystkich skinieniem głowy. Gavin zabrał samochód, złapała więc taksówkę i po kilkunastu minutach znalazła się w znajomej dzielnicy.

Otworzyła drzwi spodziewając się znajomego, radosnego pisku i odgłosu małych stóp, ale zamiast tego przywitała ją cisza. Weszła do środka i wsadziła głowę przez drzwi sieni, zaglądając do salonu, zaniepokojona.

Gavin siedział w fotelu, odcień bledszy niż zazwyczaj, z głową opartą na dłoniach. Noga podskakiwała mu w nerwowym tiku. Kobieta nie zawracała sobie nawet głowy zdejmowaniem butów, wpadła tylko do środka i przyklękła przy nim.

-Co się stało? - zapytała nerwowo- Gdzie jest Banks?

-U siebie, położyłem go wcześniej do łóżka za karę. - wymamrotał, podnosząc na nią wzrok - Nic mu nie jest.

Tina trochę się uspokoiła. Jej dziecko było bezpieczne i na swoim miejscu.

-No to o co chodzi? - zapytała, siadając na kanapie obok. Znała Gavina na tyle dobrze, że doskonale wiedziała, kiedy coś jest nie tak, nawet kiedy starał się tego nie pokazywać.

-Właściwie o nic takiego, prasowałem sobie koszule jakąś godzinę temu.Zostawiłem na chwilę gorące żelazko w łazience, bo zadzwonił telefon. Siedział tam ze mną i coś opowiadał, więc kazałem mu niczego nie ruszać. Jak tylko skończyłem rozmawiać usłyszałem straszny łomot i od razu pobiegłem tam z powrotem. Młodemu jakaś zabawka wpadła pod deskę do prasowania, więc tam wpełznął i zwalił wszystko na siebie. Przestraszył się tylko, ale na niego nawrzeszczałem i wysłałem prosto spać.

-No i? - Tina ciągle nie rozumiała, gdzie jest problem, skoro jej syn jest cały - Aż tak się przestraszyłeś, że do tej pory cię trzyma?

Była tym zdziwiona. Banks był dzieckiem bardzo ciekawskim i ruchliwym. Lubił wsadzać palce tam, gdzie nie trzeba, chodzić w różne miejsca bez nadzoru rodziców, albo próbować nie do końca bezpiecznych aktywności, więc wypadki zdarzały mu się stosunkowo często i sądziła, że Gavin już się do nich przyzwyczaił. Na szczęście policyjny refleks obojga jego rodziców zazwyczaj pozwalał na złapanie lecącego przedmiotu (lub samego chłopczyka) w odpowiednim momencie.

-Nie, nie. - pokręcił głową - Chodzi o to, że trochę przesadziłem. On właściwie nawet nie zrobił nic złego, nie dotykał tego przecież specjalnie.

Niestabilne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz