[EPILOG] Stare i nowe przysięgi

262 22 95
                                    

kolońska i szlugi - sanah

Connor wpatrywał się w odbicie Chloe i z jakiegoś powodu czuł się zdenerwowany. To było takie uczucie, jak wtedy, kiedy wyjeżdża się na dłużej z domu i jest się przekonanym, że nie spakowało się czegoś ważnego.

A przecież wszystko poszło dobrze. Cała operacja była spektakularnym sukcesem, rozbili siatką przestępczą, on miał swoją zemstę i swój dowód na to, że nadaje się do swojej pracy. Dlaczego więc nie mógł się pozbyć wrażenia, że gdzieś popełnił straszny błąd?

Jego żona kończyła upinać złote włosy z tyłu głowy, odsłaniając szczupłą, białą szyję. Szykowali się na uroczystość wręczenia wszystkim członkom oddziału medali za specjalne zasługi i choć on był ubrany po prostu w mundur, to ona wyglądała wyjątkowo pięknie, nie mógł się jednak oprzeć wrażeniu, że czegoś jej brakuje.

-Gotowa? - spytał, kiedy się podniosła, a ona skinęła krótko głową.

Hank, również ubrany lepiej niż zwykle, poklepał go po ramieniu.

-Jedziemy, młody. Trzeba odebrać twoją nową blaszkę.

Wsiedli do samochodu i ruszyli do siedziby głównej DPD, gdzie zebrały się już media oraz reszta zespołu.

-Pójdę porozmawiać z Tiną. - oznajmiła Chloe, po czym odeszła na bok, razem z Hankiem, który chciał zobaczyć starych znajomych z pracy i przywitać się z Marcią, której jeszcze nie widział.

Connor chwilowo został sam i rozejrzał się bezradnie. Starsza pani, najwyraźniej mama Gavina, spacerowała w kółko, trzymając Banksa za rączkę. Wydawała się tak krucha, że pięcioletni chłopczyk wyglądał jakby mógł ją bez trudu podnieść.

Uśmiechnęła się na jego widok.

-Pan musi być sierżant Anderson! - zagadnęła, wyciągając dłoń - Miło mi poznać. Słyszałam, że jest pan nowym partnerem mojego syna w pracy. To bardzo dobrze, wygląda pan na rozsądnego młodego człowieka!

Connor uniósł niepewnie brwi. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek zgadzał się na propozycję Gavina, najwyraźniej ten jednak uznał, jego enigmatyczne ,,zastanowię się" za pewnik, choć bardziej prawdopodobne było to, że zdanie chłopaka na ten temat zupełnie go nie obchodziło.

-Dziękuję. - odpowiedział, nie chcąc jej rozczarowywać.

-Zrobiliście kawał dobrej roboty. - spuściła wzrok na wnuka, który próbował wcisnąć się pod najbliższe krzesło, czymś wyraźnie zainteresowany - Banks, nie wchodź pod to krzesło, uderzysz się w głowę! Przepraszam najmocniej, o czym ja to... A, no tak, mówiłam, że świetnie sobie poradziliście. Stresowałam się oczywiście, czy te moje dzieci wrócą całe i zdrowe, ale teraz się cieszę. Zresztą, co ja będę panu opowiadała, pan pewnie doskonale rozumie. Żona na pewno jest szczęśliwa, że pan wrócił w jednym kawałku. - dodała, spoglądając uprzednio na jego obrączkę.

Banks, który ostatecznie dopiął swego i wszedł pod krzesło, teraz wysunął się spod niego z dumnym wyrazem twarzy.

-Proszę pana, złapałem pająka! - pochwalił się dumnie, unosząc rączki, ale Connor niezbyt go słuchał.

Kiedy Eleanor Reed, nagle bledsza o kilka odcieni próbowała skłonić dziecko do puszczenia swojej zdobyczy, w jego głowie zapaliła się żarówka, która nie chciała zadziałać już od dłuższego czasu i dopiero teraz wskoczyła na swoje miejsce, pod wpływem pewnych konkretnych słów jego rozmówczyni.

Być może odrobinę nieuprzejmie zostawił ją za sobą i nerwowym krokiem ruszył w stronę Chloe, która właśnie chwilowo stała sama, bo Tina udała się do bufetu po kieliszek czegoś do picia. Zorientował się już, czego mu w niej brakowało.

Niestabilne serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz